Chapter 16

414 36 1
                                    

#MTLvea



CHICAGO

teraz


Ulga przy świadomości, że wszystkie rachunki są opłacone, a ty już nie musisz się o to martwić, była niewyobrażalna. Miałam ochotę krzyczeć ze szczęścia, bo mimo wszystkich wydatków, na moim koncie wciąż widniała całkiem ładna suma. Powoli odbijałam się od dna, a mijał już drugi miesiąc, odkąd zaczęłam pracować u Douglasów.

Nie widziałam Ace'a od bodajże tygodnia, tak skrzętnie się przede mną chował. Z czasem zaczęłam uchylać drzwi jego pokoju i kłaść posiłki na podłodze, by zaraz zatrzasnąć je równie szybko. Miałam wrażenie, że moja obecność ma odwrotny skutek niż ten zmierzony przez Vada.

Ale moje życie w końcu się układało i nie zamierzałam z tego rezygnować. Musiałam sprawić, by między mną, a chłopakiem atmosfera była neutralna. Nie zamierzałam prosić o wybaczenie, ani też grać w jego zimne wojny. Sprowadzając naszą relację do czysto profesjonalnych stosunków, odnalazłam jedyny sposób, by przetrwać tę pracę.

A przynajmniej tak sądziłam do momentu, gdy tego ranka przekroczyłam próg jego kuchni. Czekała tam na mnie cała sterta brudnych naczyń, które prawdopodobnie zbierał, gdy przynosiłam mu posiłki do pokoju. Na podłodze dostrzegłam resztki jedzenia, a w całym pomieszczeniu okropnie śmierdziało. Skrzywiłam się, wyrzucając wiązankę przekleństw w jego kierunku najciszej, jak potrafiłam.

Czy jego nastoletni bunt mógłby w końcu minąć?

Zacisnęłam dłonie w pięści, nabierając kolejne uspokajające wdechy. W tamtym momencie byłam tak poirytowana, że brakowało mi jedynie pary uciekającej z uszu. Odwróciłam się w kierunku schodów, mając w głowie całą masę wyzwisk, którymi chciałabym go mianować. Ale zatrzymałam się gwałtownie, przypominając sobie jedną istotną rzecz.

Nie miałam nic do gadania. Był niejako moim pracodawcą, a moim obowiązkiem było utrzymywać w tym domu porządek. Jego działania z widoczną premedytacją nie miały znaczenia. Któreś z nas musiało zachować się dorośle.

Ogarnięcie tego syfu zajęło mi prawie godzinę. Kiedy skończyłam, oparłam się miednicą o blat, wyciągając z kieszeni batonik energetyczny. Zjadłam go szybko, wiedząc, że czeka mnie jeszcze wiele obowiązków.

Otworzyłam szafkę pod zlewem w poszukiwaniu kosza. Zanim jednak wrzuciłam tam papierek po batoniku, moją uwagę przykuł fakt, że kosz był prawie pełny, a przecież wczoraj wieczorem wynosiłam śmieci. Przełykając niezręczność tej sytuacji zerknęłam do środka, w końcu rozumiejąc, skąd wziął się nieprzyjemny smród w całej kuchni. Zmarszczyłam nos, wpatrując się w mieszaninę najróżniejszego jedzenia, które przygotowywałam dla Ace'a przez cały tydzień. Wszystko wylądowało w koszu, a chłopak nawet się z tym nie krył.

Wyciągnęłam zapełniony worek ze śmieciami, który okazał się wyjątkowo ciężki przez ciążące w środku potrawy. Modliłam się w duchu, by nie pękł po drodze, bo zmywanie tej breji byłoby już grubo poza moimi granicami. Wystarczył mi już gorzki posmak jego ignorancji.

Po pozbyciu się biologicznej bomby w worku na śmieci, zajęłam się codziennymi czynnościami w rezydencji. Z tyłu głowy wciąż jednak ciążyła mi myśl, że Ace skutecznie udowadniał mi, że cokolwiek bym nie zrobiła, on nigdy nie zaakceptuje mojej obecności w tym domu.

Chciałam, by nasza relacja sprowadzała się jedynie do profesjonalnych stosunków, ale ciężko było się tego trzymać, kiedy on utrudniał mi nawet podstawową pracę.

My Tainted LiarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz