Chapter 6

466 29 1
                                    

#MTLvea


CHICAGO 

teraz


— Mają tam dmuchany zamek i maszynę do waty cukrowej — oznajmiła Lou z dziecięcą radością w głosie. Uśmiechnęłam się lekko i po raz pierwszy byłam wdzięczna, że nie mogła zobaczyć mojej twarzy, bo byłam przekonana, że uśmiech ten nie sięgał oczu. Nie chciałam, by siostra wyczuła, że coś jest nie tak. Była zbyt młoda i przeżyła w swoim krótkim życiu zbyt wiele, bym dokładała jej swoich zmartwień.

— Ekstra. Cieszę się, że dobrze się bawisz — przyznałam szczerze, czując to zdradliwe pieczenie w gardle. Nigdy bym nie przyznała, że w głębi duszy dobijał mnie fakt, że ja nie mogłam zapewnić jej dobrego życia, nie ważne jak bardzo się starałam.

— Chciałabym móc bawić się z tobą. — Łamała mi serce, ale nie mogłam jej winić. Mnie też tego cholernie brakowało, a każda myśl o dzielącej nas odległości wbijała niewidzialne ostrze w klatkę piersiową. Krótkie westchnienie było jedyną oznaką słabości, na jaką pozwoliłam sobie podczas naszej rozmowy.

— Ja też tęsknię, Lou. Bardzo mi tu ciebie brakuje, wiesz? — Czułam gromadzące się pod moimi powiekami łzy, ale nie pozwoliłam im wypłynąć. Zamrugałam szybko, próbując doprowadzić się do porządku, co ostatnio przychodziło mi z niesamowitym trudem.

Nieubłaganie zbliżał się termin zapłaty czynszu, a ja wiedziałam, że dostanę wypłatę z baru zdecydowanie za późno. To zawsze kino pomagało mi w rachunkach, a teraz kompletnie nie miałam pojęcia, jak sobie z tym poradzić. Byłam w pieprzonej rozsypce.

— Przyjedziesz? Niedługo mam urodziny i chciałabym, żebyś była tu na nich ze mną — przyznała, a jej głos stał się niepokojąco cichy. Tak niewiele brakowało, bym wybuchnęła głośnym i żałosnym płaczem, mówiąc jej, jak bardzo nie radzę sobie z własnym życiem. Resztkami samokontroli powstrzymałam się przed tym, wiedząc, że niepotrzebnie bym ją martwiła.

— Wiem, skarbie. Postaram się z całych sił. Na razie trochę sprawy się pokomplikowały i nie mogę przyjechać, ale twoje urodziny z pewnością spędzimy razem — zapewniłam, mając pieprzoną świadomość, że zrobię wszystko, by tylko nie zawieść najważniejszej osoby w moim życiu. Już kiedyś dowiodłam jak lekkomyślnie potrafię działać dla jej dobra i jak wiele jestem w stanie poświęcić. I choć nie miałam zamiaru powtarzać błędów z przeszłości, to byłam gotowa zrobić naprawdę wiele.

— Obiecujesz? — zapytała szeptem, na co poczułam gulę w gardle wielkości piłki golfowej. Jak mogłabym złamać daną jej obietnicę? Ale czy mam pewność, że uda mi się ją spełnić?

Tak bardzo bym chciała, by choć w tej kwestii życie było nieco łatwiejsze.

— Obiecuję — przysięgłam, czując ciężar osiadający na mojej piersi, który podkreślał wagę wypowiedzianych przeze mnie słów. W tym samym momencie obiecałam również sobie, że nigdy dopuszczę do złamania danej jej przysięgi.

— Zadzwonisz też jutro?

— Pewnie, skrzacie. Wydaje mi się, że to już twoja pora do spania, więc do jutra. Śpij dobrze, Lou.

— Dobranoc, Chi — wymamrotała w pożegnaniu, nim usłyszałam przeciągły dźwięk zerwanego połączenia. I rzeczywistość znów do mnie wróciła, brutalnie przypominając, jak bardzo nie byłam gotowa, by stać się dorosła.

My Tainted LiarWhere stories live. Discover now