Chapter 1

795 28 1
                                    

CHICAGO

teraz

Moment, w którym pożegnałam ostatniego klienta wyuczoną formułką "Miłego seansu i zapraszamy ponownie" wydawał się zbawienny po ośmiu godzinach podawania popcornu. Westchnęłam ze zmęczeniem, pozwalając sobie usiąść na twardym taborecie. Grymas wykwitł na mojej twarzy, gdy moje styrane mięśnie zetknęły się z niewygodną powierzchnią. Jay uśmiechnął się do mnie, wycierając usmarowane olejem dłonie w papierowy ręcznik.

— Ja i ty, Starbucks, ja stawiam. Co ty na to, Riley? — zapytał wesołym tonem, co kontrastowało z moją udręczoną miną. Nałożyłam na twarz najbardziej przekonujący uśmiech, na jaki było mnie stać, tylko po to, by rzucić krótkie:

— Nie.

Jayden nie tracił zapału. Od czterech miesięcy. Właściwie już w pierwszy dzień, w którym zaczęłam tu pracować, zapytał mnie o numer telefonu. I to nie tak, że za nim nie przepadam, czy mi się nie podoba. Odmawiam mu, ponieważ nie mam czasu na związki. W dodatku chłopak by się przy mnie zmarnował, a ma naprawdę świetny charakter.

— Nie daj się prosić — rzucił, zdejmując czerwony fartuszek z logo kina. Wrzucił go do swojej torby, po czym spojrzał na mnie wyczekująco. A ja byłam pewna, że gdyby jeszcze choćby przez chwilę mnie tak przekonywał, odpuściłabym. Ale nie mogłam, nawet gdybym chciała.

— Zapytaj następnym razem, a może będę miała więcej chęci do życia — odparłam smętnie, również wstając i pozbywając się, przesiąkniętego zapachem tłuszczu i sera, fartucha. Wypuściłam z upięcia swoje gęste loki, pozwalając im opaść na ramiona. Szybko ułożyłam je dłonią, by następnie zerknąć na zegarek i z przekleństwem na ustach w pośpiechu zgarniać swoje rzeczy.

— Podwieźć cię?

Spojrzałam na niego przelotnie, wymuszając uśmiech.

— Nie dzięki, idę jeszcze do baru — oznajmiłam, nim zapięłam plecak i narzuciłam go na ramiona. — Do jutra.

— Do jutra, Riley.

Na zewnątrz było nieco chłodniej niż się spodziewałam, choć teoretycznie lato na dobre zagościło w Hunter Falls. Szybkim krokiem więc ruszyłam w kierunku baru, który mieścił się trzy przecznice od kina. Gdy stanęłam przed wejściem, na wyświetlaczu telefonu zobaczyłam godzinę dziewiętnastą trzy, więc miałam już trzy minuty spóźnienia. Szef z pewnością weźmie to pod uwagę przy liczeniu mojej wypłaty. Podły z niego skurwiel, ale przynajmniej pozwala mi dostosować sobie grafik do mojej pracy w kinie. Zazwyczaj nie pokrywają się na ten sam dzień, ale musiałam wziąć kilka dodatkowych zmian.

Gdy przekroczyłam próg, moje nozdrza zaatakował silny zapach alkoholu i dymu papierosowego. Odkaszlnęłam, bo moje płuca nie były na to przygotowane. Omiotłam spojrzeniem nieduże wnętrze lokalu, dochodząc do wniosku, że dziś zdecydowanie nie odpocznę. Niemal każdy stolik był zajęty, a stojąca za blatem Liv ledwo wyrabiała się z nalewaniem piwa. Zdusiłam w sobie cisnące mi się na usta przekleństwa, przypominając sobie, że jeśli zależy mi na pieniądzach, wytrwam to.

Bez słowa zniknęłam na tyłach lokalu, rzucając plecak pod ścianę. Ponownie tego dnia związałam ciemne loki w niechlujnego koka z tyłu głowy. Chwilę później znajdowałam się już za ladą, wspomagając wyczerpaną Liv.

— Dobrze, że jesteś, młoda. Darrow o mało nie udusił się śliną, gdy przyszedł tu ponarzekać na opóźnioną dostawę. Zastąpisz mnie? Pójdę to ogarnąć — zaproponowała, ocierając czoło z kropel potu. W lokalu panował taki zaduch, że wcale jej się nie dziwiłam, iż woli po takim czasie obsługi za barem, zniknąć na moment na zapleczu, gdzie warunki były nieco bardziej przychylne. Natomiast nie przekonywała mnie wizja lania piwa w samotności ociekającym potem i alkoholem mężczyznom.

My Tainted LiarWhere stories live. Discover now