Chapter 5

608 27 4
                                    

#MTLvea


ACE

kiedyś


Ze znudzeniem wpatrywałem się w komórkę, odcinając się od toczących się wokół rozmów. Z trudem udawałem, że nieobecność Killiana mnie nie rusza, choć w rzeczywistości prawda była inna. Poza nim nie było w tej szkole osoby, z którą z własnej woli chciałbym zamienić choćby słowo.

Choć ostatnio nieco zaskoczyłem się faktem, z jaką łatwością nawiązałem rozmowę z tą kujonką z sali plastycznej.

Moja popularność brała się raczej ze stanu konta i ilości obserwujących na instagramie, niżeli z moich zdolności towarzyskich. Jasne, chodziłem na imprezy. Każdy chodził. Jednak nie byłem typem szkolnego kapitana drużyny, który zalicza co tydzień inną laskę. Możliwe, że na takiego właśnie wyglądałem z boku, w czym utwierdziła mnie rozmowa z tamtą dziewczyną.

Piłem tylko wtedy, gdy było ciężko. Paliłem tylko wtedy, gdy musiałem opanować emocje. Spędzałem czas z laskami tylko wtedy, gdy musiałem zapomnieć o reszcie świata.

— Douglas, jesteś tu? — Usłyszałem obok siebie, na co uniosłem wzrok znad komórki. Peter wpatrywał się we mnie wyczekująco, na co zmarszczyłem brwi, potwierdzając tym, że kompletnie ich nie słuchałem. Rafe parsknął pod nosem.

— Ta, o czym gadaliście? — zapytałem szybko, przeskakując między nimi spojrzeniami. Pete wyglądał na nieco zirytowanego, ale latało mi to. Był ostatnią osobą, której opinia się dla mnie liczyła. Nie umiał dnia przeżyć bez głupiego uznania kolegów. Był gwiazdą, choć większość uważała go za kompletnego idiotę. Należałem do tego grona.

— Melanż u Polly w ten piątek, piszesz się? Będzie towar, laski z Reno i dużo alkoholu — zaznaczył, poruszając sugestywnie brwiami. Miałem ochotę się skrzywić, ale na całe szczęście tego nie zrobiłem.

— Jasne, może uda mi się wbić na chwilę — rzuciłem od niechcenia, znów w pełni poświęcając się oglądanej w telefonie gali. Nie zdążyłem poprzedniego wieczoru zabrać się za to, a walczył jeden z moich idoli. Nie mogłem tego przegapić.

— Wendy powiedziała wczoraj, że nie ma ochoty się ze mną bzykać. Myślicie, że mnie zdradza? — zapytał z powagą Rafe, na co powstrzymałem parsknięcie.

Może po prostu masz małego.

— Nie każdy ma ochotę codziennie. Jeden raz ci nie dała, to nie znaczy, że daje na prawo i lewo. Poza tym, nie powinieneś jej o to nawet podejrzewać. To się nazywa zaufanie — wytłumaczyłem jak małemu dziecku, zerkając przelotnie na jego twarz wykrzywioną w konsternacji. Oboje byli siebie warci.

Przez gwar panujący na stołówce ciężko mi było słyszeć dźwięk z telefonu, ale z łatwością rozszyfrowałem werdykt nawet bez tego. Uśmiechnąłem się pod nosem, podziwiając wygraną boksera, którego od dawna podziwiałem.

— Co się tak szczerzysz. Dostałeś softa? — zapytał Peter, na co wywróciłem oczami. Myśleli tylko o jednym.

— Oglądam wczorajszą walkę Floyda — odparłem, na co posłali mi krzywe spojrzenia. Nigdy nie będą w stanie zrozumieć mojego zamiłowania do tego sportu, bo sami grają w koszykówkę jedynie dla szpanu i przywilejów.

MMA i sporty walki były dla mnie dużo lepszą ucieczką niż alkohol, dziewczyny i dragi. W pewien sposób był moim alternatywnym uzależnieniem. Uwielbiałem to, klimat walki, adrenalina, wymierzone z precyzją ciosy, ból, strategia. To wszystko napawało mnie ekscytacją. Wciąż jednak nie byłem dość dobry, by uczestniczyć w jakiejkolwiek federacji. Jedyne, na co mogłem liczyć, to drobne sparingi w naszym klubie.

My Tainted LiarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz