Chapter 12

488 29 1
                                    

#MTLvea


ACE

kiedyś


Kiedy oznajmiłem Rainerowi, że przyjmuję jego propozycję, nie spodziewałem się, że tydzień później chłopak wyśle mi smsa z godziną, adresem oraz krótkim "walczysz ;)". Wtedy dotarło do mnie, że to dzieje się naprawdę. Nie będę już tylko pobocznym widzem rozpieranym przez adrenalinę, obserwującym z fascynacją, co dzieje się na ringu. Stanę się zawodnikiem. Miałem przeczucie, że gdy tylko pierwszy raz zasmakuję tej adrenaliny, nic już więcej nie zdoła mnie powstrzymać.

Możliwe, że wcale dużo się nie myliłem.

Obwiązując w skupieniu dłonie bandażem, starałem się myśleć tylko i wyłącznie o tym, co działo się teraz. Nic nie mogłem jednak poradzić na krążące w głowie wspomnienia związane z ciemnoskórą dziewczyną. Cholernie nie podobał mi się fakt, że zaczynałem mieć do niej słabość.

Zza metalowych drzwi prowizorycznej szatni dobiegały mnie mocne dźwięki rapu i stłumione odgłosy rozmów. Kończąc zabezpieczenie rąk, spojrzałem w ich stronę, mrużąc przy tym powieki. Dokładnie za tymi drzwiami czekało na mnie wyzwanie, które mogło wiele mnie kosztować. Sądziłem, że żaden zawodnik za pierwszym razem nie był pewien, czy postępuje właściwie. Ciążące nade mną burzowe chmury zwiastowały stopniowo pojawiające się wątpliwości i głos sumienia, który tak skrzętnie ignorowałem.

Unikałem spoglądania w lustro przez cały czas przygotowań. Zdecydowałem się na to dopiero na sam koniec, szukając ewentualnych niedociągnięć. Niemal od razu tego pożałowałem.

Nie potrafiłem opisać towarzyszącego mi uczucia, ale w odbiciu nie dostrzegłem samego siebie. Chłopak po drugiej stronie miał ostre rysy twarzy i chłodną mimikę. Zaciśnięte zęby i dłonie zwinięte w pięści – gotowy do ataku. Spojrzenie miał puste, a jego postawa świadczyła o pewności siebie. Nie poznałem go.

Skrzywiłem się delikatnie, odwracając wzrok. Wtedy w głowie usłyszałem wiele słów wypowiedzianych bezemocjonalnym tonem mojego starszego brata. Stojąc na środku obskurnego pomieszczenia w samych spodenkach, bandażach na dłoniach i gotów do walki – po raz pierwszy byłem w stanie się z nim zgodzić.

Tak jakbym właśnie pokazał, że potrafię być jeszcze gorszy. Teraz mógłby nazywać mnie rozczarowaniem i zmarnowanym potencjałem, owijając to w wygodne słowa, ile tylko by chciał. Nie zaprzeczyłbym.

Z całych sił starałem się nie myśleć o tym, jak zareagowałaby mama, widząc mnie w tym miejscu. Obserwując, jak jej syn się stacza. W tamtym momencie Regan mógłby powiedzieć, że jestem nikim, a ja byłbym w stanie jedynie przytaknąć. A potem i tak wyszedłbym na ring.

Moje myśli przerwało nagłe pukanie w metalową płytę drzwi, a nim zdążyłbym choćby zaprosić gościa do środka, Rainer przekroczył próg z błogim uśmiechem na ustach. Znów wyglądał, jakby coś brał. Nie mnie to jednak oceniać.

Chłopak miał na sobie sprane, gdzieniegdzie dziurawe, jeansy i czarną, do połowy rozpiętą, koszulę z krótkim rękawem. Nie miałem pojęcia, jakim cudem wyglądał całkiem dobrze nawet w tym nietrafnym ubiorze. Włosy jak zwykle miał roztrzepane, jakby co chwila odgraniał je niedbale z czoła.

— Gotowy? — zapytał, mierząc mnie spojrzeniem, jakby sam najpierw chciał to ocenić.

Najwyraźniej widok go usatysfakcjonował, bo pokiwał z uznaniem głową, po czym sięgnął do kieszeni, wyciągając paczkę papierosów. Zaczął klepać się po kieszeniach w poszukiwaniu zapalniczki, ale przerwałem mu z grymasem.

My Tainted LiarWhere stories live. Discover now