Chapter 19

361 37 0
                                    

#MTLvea



CHICAGO

teraz


Ten dzień wydawał się zwodniczo przyjemny już od momentu, gdy obudziłam się dziesięć minut przed budzikiem w pełni wyspana. Nie spodziewałam się, że mogłabym zaznać takiej ulgi po długim czasie zamartwiania się wszystkim, czym tylko się dało. To niespotykane uczucie wzbudziło moją podejrzliwość. Kiedy w autobusie nie musiałam przeciskać się między marudzącą staruszką, a ulicznym zbirem z blizną na policzku, byłam niemal pewna, że ten dzień jest zbyt idealny, by mógł być prawdziwy.

Dla pewności nawet w drodze do pracy uszczypnęłam się w dłoń, by sprawdzić, czy to wszystko nie było jedynie uroczym snem, z którego musiałabym wrócić do szarej rzeczywistości mojego życia codziennego. Jak się okazało, w pełni rozbudzona, rzeczywiście zmierzałam w kierunku rezydencji Douglasa.

A widok, który zastałam jeszcze zanim zdążyłam podejść do mosiężnej bramy, dobitnie przypomniał mi o tym, by nie chwalić przesadnie dnia przed zachodem słońca. Z początku zamrugałam, zastanawiając się, czy poranne słońce nie świeci mi w oczy na tyle, bym nabawiła się omamów. Ale nie, to zdecydowanie mi się nie przewidziało.

Dostrzegłam Ace'a w dresowych spodniach, koszulce z długim rękawem i z grymasem na twarzy. Kosmyki jego ciemnych włosów rozwiał poranny wiatr, przez co wyglądał, jakby właśnie wstał z łóżka.

Ale nie to zwróciło moją uwagę na tyle, bym wstrzymała oddech. Pierwszą z niepokojących rzeczy był fakt, że chłopak stał tam boso. Kolejna, która rzuciła mi się w oczy to jego niepewna postawa. Wyglądał, jakby ciężko mu było utrzymać się na nogach, bo podpierał się dłonią o ceglany mur. Trzecią okazała się opaska, której nie ukrywał już pod materiałem spodni. Z odległości około ośmiu metrów spokojnie mogłam zobaczyć czarne urządzenie, które zdobiło jego kostkę. Skrzywiłam się mimowolnie.

Ostatnią rzeczą, której nie dało się przeoczyć, a która sprawiła, że przystanęłam w miejscu, to jego położenie. Stał on bowiem tuż przed bramą wyjściową, a gdy w końcu dotarła do mnie powaga sytuacji Douglas szarpał się z klamką.

Wszystkie dotychczasowe myśli ustąpiły miejsca głosowi w mojej głowie, który nakazywał mi przestać wpatrywać się w niego tępo i stać jak posąg, a zamiast tego powstrzymać go przed zrobieniem czegoś potwornie nierozsądnego.

Nawet nie rozglądając się wokół, przebiegłam przez dzielący nas odcinek ulicy najszybciej, jak potrafiłam. Moja kondycja lata świetności miała już dawno za sobą, ale na moją korzyść działał fakt, że z tego, co zdążyłam się domyślić, chłopak był pijany, a klamka ze specjalną blokadą zbyt skomplikowana na jego zaćmiony umysł. Plecak obijał mi się o lędźwia, gdy wykrzesując z siebie wszystkie pokłady energii, biegłam w jego kierunku.

Byłam może trzy metry od niego, gdy udało mu się w końcu z impetem otworzyć furtkę. Zataczając się lekko, ruszył ku wolności, którą równie szybko odebrałam mu, wpadając na jego ciało tak niespodziewanie, że chłopak zdążył jedynie chwycić moje ramię, zanim oboje runęliśmy na ziemię. Na całe szczęście na terenie jego posesji.

Odetchnęłam z ulgą, czego zaraz pożałowałam, ponieważ od upadku bolało mnie niemal wszystko. Spojrzałam na leżącego obok Ace'a, którego brwi ściągnięte były w wyrazie zaskoczenia, a dłoń wciąż oplatała moje ramię. Kiedy emocje względnie opadły, a ja w końcu złapałam głębszy oddech po minimaratonie, który mi zafundował, zgromiłam go spojrzeniem.

My Tainted LiarWhere stories live. Discover now