Chapter 9

415 32 4
                                    

#MTLvea

CHICAGO

teraz


Zacisnęłam palce na trzymanej w dłoni komórce, przygryzając nerwowo wnętrze policzka. Skłamałabym, mówiąc, że dzisiejszy dzień nie wzbudzał we mnie wielu wszelakich emocji. Stres przeważał nad nimi wszystkimi. Czułam się jak przed egzaminem końcowym, albo nawet i gorzej. Nagle materiał białego swetra zaczął nieprzyjemnie ocierać mi skórę, a jego golf odbierał mi oddech.

Przez krótką chwilę nawet przeszło mi przez myśl, by odwrócić się na pięcie i ruszyć z powrotem do mieszkania. Ale nie byłam aż takim tchórzem. Poza tym w mieszkaniu była już tylko zimna woda, a w lodówce mieliśmy spore braki. Ktoś musiał się tym zająć.

Siódmy raz w przeciągu trzech minut sprawdziłam godzinę w telefonie, choć Vad zapowiedział swój przyjazd na ustaloną godzinę, a do niej zostało jeszcze niespełna dziesięć minut. Ten czas niesamowicie mi się dłużył, zwłaszcza gdy nie potrafiłam odeprzeć od siebie wielu nieprzyjemnych myśli.

Czy Ace będzie wściekły, gdy dowie się o planie brata? Będzie kazał mi się zwolnić? Jak wielką urazę jeszcze chowa wobec mnie? Jak zareaguje, gdy zobaczy mnie w swoim domu po takim czasie? Czy zdołam wytrzymać napięcie między nami?

Na te pytania miałam już niedługo otrzymać odpowiedzi, ale mimo ciekawości, bałam się ich. Wiedziałam, że nie mogłam pozwolić mu na zaprzepaszczenie mojej szansy, bo cholernie zależało mi na tych pieniądzach. Jednak świadczyło to również o tym, jak nisko musiałam upaść, skoro wracam do jego domu po tym czasie, tylko i wyłącznie dla własnych korzyści.

Czy miałam zamiar go przeprosić? Nie. Wiedziałam, że wbrew wszystkiemu czternaście miesięcy temu postąpiłam w zgodzie z sobą samą i tego zamierzałam się trzymać. Co jednak nie oznacza, że przejdę obok niego obojętnie, gdy przyjdzie mi spędzać w jego pobliżu tyle czasu.

Jakiś zalążek mnie żywił naiwną nadzieję, że chłopak przemyślał to i mi wybaczył. Że powita mnie jednym ze swoich aroganckich uśmiechów, nazywając mnie swoim zachodem. A potem przytuli mnie i powie, że wszystko znów jest w porządku. Czym prędzej więc ugasiłam tę głupią myśl, nie łudząc się więcej na dobre scenariusze. Bo widziałam jego spojrzenie, kiedy widzieliśmy się ostatni raz.

Westchnęłam, przymykając powieki z nadzieją, że to choć odrobinę dogoni ściskający żołądek stres. Musiałam nastawić się do tego w obojętny sposób. Tylko to mogło mi pomóc.

W momencie, w którym zacisnęłam szczękę, zbierając w sobie odwagę, zza rogu wyłonił się drogi czarny mercedes Douglasa. Skrzywiłam się mimowolnie na ten widok, bo nienawidziłam bijącego od tej rodziny przepychu. Nie pasowałam do tego. A fakt, że właśnie zatrudniałam się u nich jako pomoc domowa idealnie to udowadniał.

Samochód zatrzymał się tuż przede mną, zaledwie milimetry od krawężnika. Oczywiście, że kierowca nic sobie z tego nie robił. Nawet nie poczułby ubytku w portfelu, gdyby przyszło mu dać auto do naprawy. Skarciłam się natychmiast w myślach, bo brzmiałam na żałośnie zazdrosną.

Otworzyłam drzwi, wsiadając do środka i niemal od razu uderzył we mnie świeży zapach z odświeżacza, jak i drogie perfumy Douglasa. Bałam się czegokolwiek dotknąć w tym aucie, żeby przypadkiem niczego nie zniszczyć. Mogłam się założyć, że nowe lusterko boczne tego mercedesa kosztowało więcej niż moja wypłata z baru.

— Cześć — przywitał mnie Vad, skupiając się jednak na wyjeździe z ulicy. Spojrzałam na niego przelotnie, po czym skupiłam się na bocznej szybie.

My Tainted LiarWhere stories live. Discover now