Chapter 22

361 35 1
                                    

#MTLvea


CHICAGO

kiedyś


— Obraz podobał się babci? — zapytałam, obracając pędzel między palcami. W pełni skupiona na obrazie, usłyszałam jedynie trzask drzwi, zwiastujący przybycie mojego jedynego, stałego towarzysza. Nie poświęciłam mu jednak spojrzenia, bo coraz trudniej było mi ukrywać to, jak uśmiech cisnął mi się na usta na jego widok.

Od tamtego pocałunku Ace stał się nieodłączną częścią mojej codzienności, jednak nie posuwał się dalej niż zwyczajne towarzystwo i standardowe dogryzki. Nie bardzo wiedziałam, jak to zinterpretować. Jednakże gdy zbyt wiele o tym myślałam, zaczynałam zastanawiać się, czy przypadkiem nie żałował tego, co wtedy zrobił. Czy spędzałby ze mną czas przez wyrzuty sumienia, bo pocałował mnie, ale nic w związku z tym nie poczuł? Dlatego wolę wcale się nad tym nie zastanawiać.

— Była zachwycona — odpowiedział, przysuwając sobie krzesło obok mojego. Ustawił je tyłem, po czym usiadł okrakiem, opierając przedramię o oparcie. Jego kolano nieznacznie ocierało się o moje udo, a ja usilnie starałam się nie spojrzeć w tamtym kierunku. — Co malujesz?

— Szkołę — odparłam niezbyt entuzjastycznie, odchylając głowę, by spojrzeć na malunek z innej perspektywy. Czułam na sobie zaskoczone spojrzenie chłopaka, zanim zaczął analizować odwzorowanie budynku. — Fletter dostała polecenie od dyrekcji, by znalazła pewną "utalentowaną duszę", która namalowałaby nasze liceum. To na 400-lecie tej wspaniałej placówki. Wystawią go wraz z podziękowaniami dla grubych ryb finansujących szkołę.

Spojrzałam na twarz chłopaka, na której właśnie malował się grymas.

— Brzmi ekscytująco — sarknął, kiwając głową z uznaniem.

— Że też mnie kopnął ten zaszczyt bycia "utalentowaną duszą" — stwierdziłam z goryczą, wpatrując się w smętny obraz. Budynek nie posiadał szczególnych barw, pozostawiony był w szarości i delikatnym odcieniu niebieskiego. Dlatego też kompozycja przypominała wizualizację depresji. Miałam wrażenie, że każda kolejna minuta spędzona nad tym "dziełem" zbliża mnie ku szaleństwu.

— Trzymaj, przyniosłem nam lemoniadę. Chyba przyda się, tak na poprawę humoru — oznajmił, wyciągając w moim kierunku papierowy kubek. Spojrzałam na niego zaskoczona, na co tylko się uśmiechnął. Przyjęłam napój z wyrazem wdzięczności na twarzy.

— Spadłeś mi z nieba!

Upiłam łyk, rozkoszując się kwaśnym smakiem zimnego napoju. Wizja dalszego malowania nie napawała mnie optymizmem, aczkolwiek miałam w sobie więcej motywacji, by jak najszybciej skończyć tę pracę. Miałam na to cztery tygodnie.

— Już mi tak nie schlebiaj. Choć gdybym wcześniej wiedział, że kupię cię kubkiem lemoniady, już dawno byłabyś moja — stwierdził pewnie, nie wyglądając na szczególnie przejętego doborem własnych słów. Za to ja o mało nie wyplułam lemoniady na swój na wpół ukończony obraz. Spojrzałam na niego zaskoczona, po czym zaśmiałam się nerwowo, by ukryć szok. Przecież tylko żartował, a ja zaczynałam wariować. Analizowałam każde jego słowo i doszukiwałam się rzeczy, których nie było.

— Sugerujesz, że sprzedałam się za cztery dolary? — zapytałam, chcąc osłonić się żartem. Chłopak uśmiechnął się szerzej w odpowiedzi, zanim upił kolejny łyk.

— Gdyby tak było, już siedziałabyś na tyłach mojego auta. Sądzę, że nawet gdybym zbierał kieszonkowe przez następne dziesięć lat, nie byłoby mnie na ciebie stać — wyznał zalotnie, na co przewróciłam oczami. Mimowolny uśmiech zatańczył mi na wargach, choć nieudolnie próbowałam zachować pokerową twarz. Nie potrafiłam tego przy nim zrobić. Ace umiał rozbawić mnie w kilka minut, używając przy tym najbardziej oklepanych sposobów.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 18 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

My Tainted LiarWhere stories live. Discover now