Rozdział.2.

12 1 1
                                    

Mam na imię Jason

-Już jadę -powiedziałam w pośpiechu.

Szef westchnął.

-Ciesz się, że go namówiłem, równie dobrze mogliśmy stracić klienta- stwierdził.

Uber się zatrzymał, a ja z telefonem i torebką w dłoni zaczęłam praktycznie biec w stronę restauracji.

-Do widzenia -rzuciłam.

Rozłączyłam się, po czym schowałam telefon do kieszeni marynarki. Stałam przed wejściem do środka, gdzie czekał na mnie mój pierwszy klient od przyjęcia pracy. Stres zżerał mnie od środka, a fakt, że nie wiedziałam o nim niczego nie pomagał. Mógł być zrzędliwym czterdziestolatkiem, albo ohydnym hipisem myślącym, że wszystko może. Weszłam, a pomieszczenie było... inne niż myślałam. Spodziewałam się prestiżowej restauracji z pięcioma gwiazdkami, a zastałam średniej wielkości bar, w którym wszystko wyglądało, jak w River Dale. Wszędzie znajdowały się szarlotki, burgery i milkshakei. Zauważyłam mężczyznę, który do mnie machał, zaczęłam iść w jego stronę. W końcu usiadłam na miejscu, którym była skórzana kanapa, bałam się unieść głowę.

-Dzień dobry, nazywam się Melissa Hart -spojrzałam na nieznajomego.

Żółć podeszła mi do gardła, kiedy ujrzałam osobę siedzącą przede mną.

                                ***

Chłopak wyglądał, jak z magazynu, kiedy szedł korytarzem liceum. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale z ewidentnej głupoty zaczęłam iść w jego stronę. Co we mnie wstąpiło!? Głupia ja. Stałam dosłownie dwa kroki przed Jasonem, tym z czwartej klasy, który intrygował mnie dosłownie wszystkim. Dlaczego to zrobiłam, pulchna szesnastolatka podchodzi do umięśnionego osiemnastolatka. Co mi strzeliło do głowy?!

-Hej- powiedziałam.

Normalnie jak do kumpla, problem w tym, że to nie był mój k u m p e l, a strasznie przystojny Langford. Jezu. Jego brązowe oczy delikatnie się uniosły, by mnie ujrzeć. Chłopak stał oparty o ścianę ze skrzyżowanymi i delikatnie zgiętymi w kolanach nogami. Jeden kosmyk włosów wpadł mu do oka, przez co się wyprostował. Zmurowało mnie. Czołem sięgałam do jego nosa, który był prosty i umalowany w rzadko rozmieszczone, ledwo widoczne piegi. Kochałam ryzyko.

-Znam cię? -zapytał.

Jeszcze nie... Dlaczego to robiłam? Założyłam się, że dam radę do niego zagadać. Ponownie głupia ja!

-Jestem Missie- rzuciłam spokojnie, udając, że wcale się nie trzęsłam- z 2b.

Langford kiwnął głową, jakby chciał przekazać, że zrozumiał.

-Jaso...

-Wiem- przerwałam mu- Jason Langford, 4a.

Jego mina wyrażała zdziwienie, też byłabym w szoku, gdyby jakaś małolata czuła się otwarta z faktem, że wszystko o mnie wie.

-Jestem pod wrażeniem- przyznał, patrząc na mnie z góry- mam cię zaprowadzić do jakieś klasy?

Z każdą sekundą wątpiłam w siebie jeszcze bardziej.

-Nie...Chciałabym zapro...

Nie dokończyłam, kiedy wysoki chłopak wyskoczył zza rogu. Miał czarne włosy obcięte bardzo krótko i delikatny zarost, ubrany był w czarną bluzę i ciemno zielone szorty.

-Stary choć na papierosa -powiedział uderzając bruneta w ramie.

Jason spojrzał na mnie pytająco, w tedy poczułam, że nie mam zamiaru przegrać zakładu. W kieszeni spodenek miałam mała karteczkę, którą jednym zwinnym ruchem wepchnęłam mu do kieszeni bluzy. Był na niej mój numer telefonu i krótka notka „Zadzwoń, Missy". Czułam się, jak w nastoletnim serialu podrywając go, ale chciałam to zrobić. Z jakiegoś powodu coś mnie do niego cholernie ciągnęło, jak do nikogo innego. Tego samego dnia na numer telefonu przyszła mi wiadomość.

Nieznany numer: Ja i ty na kawie w szklanym bucie?

Od razu się zgodziłam. Bez sekundy wahania. Szklany but to mała kawiarnia obok szkoły, do której chodzili prawie wszyscy zmęczeni uczniowie na kawę przed ósmą.

***

Mam na imię Jason -przerwał- Jason Langford.

Nic nie powiedziałam. Nawet nie wzięłam jebanego oddechu, bo kurwa nie mogłam.

-Miło mi poznać- powiedział z tym cholernym uśmiechem.

Miałam ochotę zwymiotowac na stół, wybiec albo zacząć płakać. Mężczyzna wyglądał dokładnie jak... mój Jason. Miał te same nazwisko i uśmiechał się tak podobnie, ale mój chłopak umarł dawno temu. Poczułam łzy napływające do moich oczu, zapomniłam ich chamować.

-Wszystko w porządku? -zapytał.

Westchnęłam.

-Ile ma pan lat? -odpowiedziałam pytaniem.

Może to było niewłaściwe, ale musiałam kurwa wiedzieć.

-Dwadzieścia trzy, w listopadzie dwadzieścia cztery- oznajmił.

Wszystko się zapadło. Wszystko, jak chora psychicznie patrzałam się na bruneta, czując łzy na swoich policzkach. Spływały powoli tak samo, jak biło moje serce.

-Czy pani płacze?

Oczyściłam oczy z łez dłonią, po czym uśmiechnęłam się delikatnie.

-To nie ważne, musimy porozmawiać o Panu -odpowiedziałam.

Jego brązowe oczy błyszczały od światła wpadającego przez rolety. Wyglądał, tak pięknie i nie realnie. Przez dłuższą chwile byłam pewna, że tylko mi się zdaje, a chłopaka tam nie ma. Myliłam się.

-Prosze mówić do mnie Jason- rozkazał.

Antique LoveWhere stories live. Discover now