Rozdział.24.

5 1 0
                                    

Dawnych nas?

Po kilkunastu minutach wyszłam z korytarza do strefy VIP. Byłam dość oszołomiona, wszystkim co tam się stało. Tak wiele rzeczy okazywało się cholernym kłamstwem. Tylko czemu los wybrał mnie? W szybkim tempie znalazłam się przy wyjściu, zatrzymałam się, jednak gdy rozpoznałam posturę Ethana. Stał przy jakieś blondynce, której dłoń spoczywała na jego torsie. Coś w moim sercu boleśnie zakłuło, jakby dano mi zastrzyk z trucizną. Definicje tego uczucia poznałam już dawno. Zazdrość. Może miałam ochotę to przerwać, ale nie miałam najmniejszego prawa. Zdradziłam go i pozwoliłam odejść, zostało mi się z tym pogodzić. Przypatrywałam się tej scenie, jak obrazowi wojny. Z bólem, ponieważ już dawno odebrano mi możliwość zatrzymania tego, a zarazem z podziwem i dumą. Radził sobie, możliwe, że kogoś znalazł, a jego życie się układało. Po chwili zarejestrowałam, że chłopak mnie zauważył, praktycznie biegiem wyszłam z budynku. Nie mogłam pozwolić na niezręczną konfrontacje, kiedy poczułam dotyk na moim ramieniu w szoku się odwróciłam.

***

Była dziesiąta, gdy zdałam sobie sprawę, że od pięciu godzin siedze w papierkowej robocie. Zauważyłam to, gdy mój telefon zaczął dawać mi znak, że ktoś próbuje ze mną porozmawiać. Westchnęłam totalnie wykończona i sięgnęłam po komórke. Dzwonił Jason, tak wcześnie? Moż i wstałam o piątej bo bezsenność mnie wykańczała co nie zmieniało faktu, że był wciąż poranek.

-Halo? -usłyszałam, jego zachrypnięty głos.

Westchnęłam, ciekawiło mnie czy w ogóle wiedział o całej akcji z motelem.

-Masz wolne od piętnastej do siedemnastej? - Mocno zdziwiłam się jego pytaniem.

Przewróciłam oczami.

-Raczej tak, to coś ważnego? - spytałam deliakatnie bojąc się odpowiedzi. Ostatnio wiele się działo.

-Świetnie. Przyjedziesz na mój wyścig -oznajmił.

Powiedział, to tak pewnie, że przez chwile rozmyślałam czy może niechcący się nie zgodziłam.

-Co? Po co ja tam?

Nie znałam się na tym. Nie rozumiałam tego, może i obejrzałam kilka wyścigów, ale tych legalnych!

-Musisz się zjawić. Odbiorę cię za cztery godziny, dobrze? - tym razem brzmiał, jakbym na prawde była istotną częścią całej tej farsy.

-Dobrze, ale, kurwa przysięgam, że nie wsiąde na żaden motocykl z przymusu -usłyszałam jego cichy śmiech.

-Nie będziesz musiała - potem się rozłączył.

Nie poruszył już żadnego tematu, jakby totalnie omijał sprawę z motelem. Wszystko było totalnie popieprzone. Jeszcze godzine szukałam czegokolwiek co mogłoby zając mi głowę. Nie chciałam myśleć o Marcusie, bo od razu płakałam. Nie chciałam też myśleć o Jasonie, bo dobrze wiedziałam, że ten wyścig był niebezpieczny. Nawet śmiertelny. Dwie godziny później zaczęłam się ogarniać. Zjadłam spaghetti i wzięłam gorący prysznic. Lubiłam obie rzeczy, zawsze mnie uspokajały. Potem się ubrałam. Zdecydowałam się na takie same dżinsy co wczoraj, których miałam pełno. Podobną kurtkę do wczorajszej, lecz z ocieplającym futerkiem w środku i czarny obcisły golf. Makijaż nałożyłam podstwowy, a włosy spięłam spinką. Wyglądałam dość odpowiednio, jak na wyścig. Z butów wybrałam zwykłe trampki dla wygody. Gdy już sama miałam wychodzić, usłyszałam pukanie do drzwi, podeszłam bliżej i otworzyłam nieznajomemu, którym okazał się Jason.

Antique LoveWhere stories live. Discover now