Rozdział.22.

9 0 0
                                    

Dołek

Lekcja Biologii -piekło. Prosta definicja. Pani Lorens - diabeł. Kolejna prosta definicja. Te dwa słowa w prosty sposób opisywały najgorszy przedmiot w tej szkole. Nasza nauczycielka, była potworem. Nie miała za grosz cierpliwości, ani współczucia. Na samą myśl siedzenia w jej towarzystwie prawie godzinę, chciało mi się płakać. Na całe szczęście miałam Marcusa obok, siedzieliśmy w jednej ławce wyczekując jej nadejścia. Podręcznik i zeszyt razem z piórnikiem wyglądały jakby ze strachu się trzęsły, tak samo, jak ja.

-Dzień dobry! -uniosłam głowę znad ławki na dźwięk jej piskliwego głosu.

Nawet brzmiała, jak wiedźma. Miała na sobie obciskującą spódnicę w czarnym kolorze za kolana, białe bolerko i czarny golf. Można uznać, że była elegancka, ale jej włosy obcięte idealnie przy uchu wszystko psuły. Złote kolczyki ozdabiały jej uszy, a obrączka dłoń. Jak zwykle założyła swoje czarne botki i niechęć na twarz. Czułam, że nadchodzi najgorsze.

-Kto zgłasza się do odpytywania? -zapytała z tym psychopatycznym uśmiechem.

Czy kiedykolwiek wspominałam o swojej cudownej intuicji? Pewnie nie, a była ona ważną częścią mojego życia. Można stwierdzić, że nawet - nie do końca - ukrytym talentem. Wilk czekał na obiad, a wszystkie kury się chowały. Każdy skulił się, jak małe dziecko i udawał zajętego, ja nie mogłam sobie pozwolić na udawanie. Kiedy jest się cholernie głupim tak bywa. Siedziałam w pierwszej ławce, wyczekując ochotnika. Jeszcze przed lekcją rozmawiałam z Marcusem, o tym, że kompletnie nic nie umiem, bo zarywałam nockę ucząc się na matematykę, a ledwo zdaję z biologii. Dobrze wiedział, że gdyby ojciec zobaczył kolejną słabą ocenę, zabrałby mi dostęp do jakiegokolwiek odpoczynku - którego już miałam mało - czy nawet zabawy. Zostałaby nauka u jego w biurze, albo w szkole. Jedno cholerne spojrzenie w moją stronę uświadomiło mnie, iż to był mój oficjalny koniec.

-Har...

Kobieta nie zdążyła dokończyć, ponieważ przerwał jej mój najlepszy przyjaciel.

-Ja pójdę Proszę Pani -zgłosił się.

Spojrzałam na chłopaka z podziękowaniem na twarzy. Był moim bohaterem.

-Dobrze, ale, jak nie dostaniesz tróji wybieram kogoś innego -oznajmiła.

Byliśmy w dołku. Czekał mnie koniec. Jego plan poszedł się walić, Marcus nigdy nie uczył się na biologię, bo zwyczajnie miał ją w dupie. Nie musiał się tym przejmować, ponieważ jego rodzice nie mieli obsesji w temacie ocen. Połknęłam ślinę czując, jakbym stresowała się za nas dwoje. Brunet stanął obok biurka wiedźmy, o dziwo wyglądał bardzo spokojnie, w przeciwieństwie do mnie.

-Pierwsze pytanie - stres wzrósł - poproszę definicje osmozy.

Kilka chwil minęło, a skazany tylko bujał się na piętach, jak małe dziecko.

-To najprostsze zagadnienie -uznała.

Patrzałam, jak powoli wskazuję dłonią na jego siedzenie dając mu tym sposobem znak by usiadł. Kurna. Gdyby wybrała mnie musiałabym zniknąć, by nie ponieść konsekwencji. Zostało szukać pelerynki niewidki. Chłopak spojrzał na mnie z przeprosinami wymalowanymi na twarzy, siadając obok.

-Dobrze, więc wybierzemy najbiższą ci osobę w tej klasie - westchnęla spoglądając na ekran starego laptopa. Ona naprawdę była okrutna. Czułam, że przyszedł czas na zgładzenie mojej osoby lub zaszycie się gdzieś w głębiach Meksyku. -Elizabeth zapraszam.

Antique LoveDonde viven las historias. Descúbrelo ahora