Rozdział.23.

3 1 0
                                    

Tortury


Czy kiedykolwiek zrobiłam coś zdecydowanie nielegalnego? Tak. Czy tego, choć raz żałowałam? Tak. Zwykle było to branie narkotyków, jednak nigdy nie podpaliłam budynku, a więc dlaczego zostałam o to posądzona? I dlaczego osoba, która najprawdopodobniej to zrobiła, nie była nawet podejrzanym? Zaczęłam rozumieć, co czuli niewinni ludzie skazywani na więzienie, ci którzy nie popełnili błędu. Ci, którzy może i je popełniali, ale nie w tej konkretnej sprawie. Nie rozumiałam tylko, czemu karano pokrzywdzonych. Kolejny raz tego wieczora musiałam wykonać natychmiastowy telefon. Miałam opcje, mój brat lub Jason. Niestety wybrałam to pierwsze, to on podobno miał kontakty z policją i to on mógł mi szybko pomóc.

-Czym zaszczyciłem sobie ten telefon? -zapytał.

Nie było czasu na żarty. Byłam w jebanym dołku i to on musiał mnie teraz z niego wyciągnąć.

-Nie mam czasu na przekomarzania Victor -powiedziałam pewnie- Ja i Jason jesteśmy oskarżeni o podpalenie budynku, który najprawdopodobniej podpalił Marcus.

Chwila ciszy, usłyszałam tylko jego coraz głośniejszy oddech. Był zły.

-Jednak miałem racje, ten chuj to zrobił -potem jego głos się ściszył, więc pewnie odsunął komórkę od twarzy - Michael skontaktuj się z zero dwa i załatw sprawę apropos mojej siostry i Lucyfera.

Lucyfera? W sensie kota? I kim był Michael? Cholera, cały ten świat Victora był skomplikowany.

-Jesteś tam jeszcze? -spytał, jakby nie zauważył, że połączenie dalej trwa - Jak jesteś, to nikogo nie wpuszczaj do domu, nawet policji. Zrozumiano?

Czy on się martwił? Chyba coś miał nierówno pod sufitem.

-Od kiedy cię interesuje kogo wpuszczam? -zaśmiałam się gorzko myśląc o tym, jak głupia jest sytuacja.

-Melissa, to poważne. Tu chodzi o bezpieczeństwo twoje i ogółu - jakiego kurwa ogółu?! O co tu chodziło? Nie wiedza wyżerała moją głowę dużymi kęsami. -Pilnuj się młoda.

Młoda? Debil. Nie lubiłam, gdy mnie tak nazywał, ponieważ czułam się traktowana z góry. Choć czułam się też... jak kiedyś. Kiedy nasza relacja miała jakieś znaczenie i wcale nie bolało mnie każde spotkanie. Jakbym nie czuła tego cholernego kłucia, za każdym razem, kiedy poruszał temat ojca, bo sam tak strasznie go przypominał. Jakby to, że miał mnie w dupie i unikał w każdy możliwy sposób wcale nie bolało. Czułam w tedy, że dawno już nie miałam rodziny. Wszystko było w cholerę trudne, gdy zaczynał się temat bliskich. Czasami sądziłam, że dawno ich nie miałam, ojciec zmarł, z mamą kontakt był słaby, a z bratem? Łączyły nas zaledwie więzły krwi. Mężczyzna się rozłączył w tym samym momencie, gdy z transu myśli wyrwało mnie pukanie do drzwi.

-Dzień Dobry, przyszedłem z dostawą jedzenia do pani Hart -oznajmił dostawca dość głośno bym usłyszała.

Nie mogłam mu otworzyć, ale to nie było problemem. Kiedy byłam na swoim własnym odwyku odcinałam się od wszystkich. Każdego człowieka na ziemi, prócz... Ethana. Gdy się trzęsłam z zimna, okrywał mnie kocem i przygotowywał gorące kąpiele. W momentach, w których zwracałam każdy posiłek, trzymał mi w włosy i mył zęby. Był zawsze, gdy go potrzebowałam.

-Mógłby pan zostawić jedzenie pod drzwiami? - zapytałam - zapłacę przelewem na numer telefonu restauracji.

Takie sytuacje często się zdarzały i zawsze zamawiałam stamtąd.

-Dobrze, Do widzenia! -krzyknął miło.

-Dziękuję, Do widzenia -odpowiedziałam.

Odczekałam kilka minut, po czym wyszłam na korytarz, by zabrać posiłek czekający pod drzwiami. Pachniał smacznie i tak samo wyglądał. Ostatnio nie zdawałam sobie sprawy, jak wielu rzeczy mi brakuję. Po pierwsze pracy, a po drugie w sumie nie rzeczy, a swojego byłego chłopaka. Brakowało mi jego śmiechu i promienistego uśmiechu, tęskniłam za rozmowami w nocy i dotykiem jego ciepłych dłoni. Zapachu i całego jego. Tęsknota mnie wykańczała.

Antique LoveTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang