Rozdział.13.

5 1 0
                                    

Zwycięstwo

Wieczór w domu był błędem mogłam pojechać do Sam, albo pójść na miasto, cokolwiek. Bylebym nie została w domu. Płakałam i nie mogłam spać ciągle myśląc o Ethanie. Świat zaczął burzyć każdy most, który prowadził mnie do szansy na zapomnienie o wszystkim co nas łączyło, coraz więcej rzeczy mi o nim przypominało. Miałam dosyć, dlatego też bez myślenia napisałam tą głupią wiadomość.

Missy: Błagam przyjedź, potrzebuje cie.

Dwadzieścia minut później siedziałam przed telefonem płacząc jeszcze głośniej, ponieważ odczytał ją i nie odpisał, nie miał zamiaru reagować na coś tak żałosnego. Na kogoś tak irytującego, jak ja. Co we mnie wstąpiło? Ile jeszcze razy miałam zamiar się upokarzać, aż w końcu zrozumiem, że go straciłam? Pozwoliłam mu odejść, bo nie chciałam być dla niego więzieniem, nie o to chodziło w miłości. W uszach leciały mi piosenki, a ja chowałam głowę w kolanach, byłam skulona, jak najmniejsza. Byle nikt mnie takiej nie widział. Poczułam delikatny dotyk otulający moje ciało, bez chwili zastanowienia wiedziałam do kogo on należał. Przyszedł.

-Jesteś -uniosłam głowę by spojrzeć na jego twarz.

Miał przekrwione i opuchnięte oczy, wyglądał na wykończonego. Zmęczonego mną i cierpieniem.

-Tęskniłem -oznajmił cicho.

Patrzałam na niego, jak na skrzywdzony obraz słynnego malarza, tak zepsuty i tak piękny. Jego włosy były w nieładzie, ciuchy potargane, ale wciąż był taki piękny i cudowny. Zbyt wrażliwy i dobry. Złapał moją twarz w swoje dłonie i bezbronnie wpatrywał się w moje oczy. Kto ofiarował mi takiego anioła? Nagle zaczął się zbliżać. Ethan mnie pocałował, obchodził się ze mną, jak z najdroższą porcelaną. Chciałam tego, jego dotyku bliskości, ale nie mogłam jej przyjąć w takim wydaniu. Dawał mi ulgę krzywdząc siebie, ile można tak żyć? Powoli się odsunęłam.

-To cię będzie za bardzo boleć Ethan -stwierdziłam.

-Ale moje serce należy do ciebie, jestem cały twój -zaczęłam łkać widząc co z nim zrobiłam- rób co chcesz, krzywdź mnie i krzycz, ale pozwól mi zostać. Błagam.

Pokręciłam głową. Tak,  niedawno pragnęłam tego samego, by został, jednak zbyt cierpiał będąc tak blisko ognia, a dotykając go bardzo łatwo mógł się oparzyć. Nie chciałam na to patrzeć, a tym bardziej brać udziału, musiałam mu zabronić.

-Nie możemy być już razem, nie mogę ci pozwolić ze mną zostać -szepnęłam.

Pocałowałam policzek chłopaka i mocno do niego przylgnęłam, siedzieliśmy tak długo wymieniając oddechy, bez słowa. Zostaliśmy w ciszy, pozwoliliśmy sobie to zaakceptować. Cała ta sytuacja była ciężka i tylko silna wola mogła nas utrzymać przy życiu. Lepiej długo cierpieć niż szybko umrzeć, a ja cierpiałam już dość długo, więc wiele się nie zmieniło. Chociaż w końcu co za dużo, to niezdrowo.

***

Delikatne promienie słońca padały na moją twarz, czułam ciepło, choć na zewnątrz wiało chłodem, nadchodziła powoli zima. Piękny czas miłości i zbierania się rodziny przy wigilijnym stole. W temacie rodziny, właśnie siedziałam w zdecydowanie zbyt luksusowej kawiarni oczekując mojego brata. Sam Victor Hart miał zamiar się ze mną zobaczyć, to jak rozmowa z gwiazdą. Widywałam go rzadziej od Świętego Mikołaja, a w Houston niezbyt często się pojawiał, nawet taki sztuczny. Popijałam drogą w dodatku średnią kawę przy stoliku, którego noga była z mocnego szkła, a blat z cienkiego jasnego kwarcu. Dookoła była cisza, ludzie nie rozmawiali, lecz popijali różne napoje czytając książki, lub zaglądając do laptopów. Ściany i ozdoby, były złote lub białe, wszystko zdawało się przytłaczające. Widać, że on sam wybierał gdzie się spotkamy. Miałam go dość, kiedy nawet go nie widziałam. Usłyszałam za sobą cichy dzwoneczek, który dawał znać, że ktoś wszedł do środka. Kiedy obok swojej twarzy poczułam ten ohydny zapach chciałam uciec. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam, jak odwiesza długi płaszcz wraz z szalem na stojak. Miał na sobie jasno-brązowy sweter z kaszmiru, pod spodem białą koszule z niebieskim krawatem, do tego czarne szerokie spodnie. Podszedł bliżej i usiadł na przeciwko. Jego blond włosy sięgające kawałek za uszy wraz z zarostem wyglądały perfekcyjnie. Dostał dobre geny, poza tym był wysoki i dobrze zbudowany z oczami tego samego koloru co moje, czyli bursztynu.

Antique LoveWhere stories live. Discover now