Platoniczna miłość
Podniosłam bagaż jadący do mnie na taśmie i odeszłam o krok, złapałam za uchwyt i zaczęłam ciągnąć go za sobą. Walizka o kolorze fioletowym sunęła ze mną po korytarzach lotniska w Bostonie, było cieplej niż w moim szarym Houston. Po kilkunastu minutach obijania się o innych i różnych protokołów na lotnisku dotarłam do upragnionego wyjścia. Gwiazdy połyskiwały na niebie i wszystko zdawało się takie nowe, a zarazem stare znałam każdą część tego lotniska, a jednak się gubiłam. Przed budynkiem było dużo ludzi i taksówek, ja szukałam jakiegoś czerwonego auta, dość szybko je znalazłam. Podeszłam bliżej, a miła kobieta około czterdziestki, otworzyła bagażnik, chciała schować moje bagaże, lecz zrobiłam to za nią. Wsiadłyśmy do środka pojazdu.
-Gdzie pani jedzie, panno Hart? -zapytała.
Mogłabym powiedzieć do domu, jak to w każdym smutnym serialu, ale ja jechałam do obcego mi miejsca.
-Michigan Ave 79 -oznajmiłam.
Czterdzieści minut później po mojej drzemce w taksówce, poczułam, że stoimy, wyjrzałam przez szybę z delikatnie uchylonymi powiekami i ujrzałam dom swojej mamy. Od dwóch lat mój rodzinny dom zamieszkiwał ktoś inny, teraz moja rodzicielka wolała przebywać na małym osiedlu w mniejszym budynku, byle z dala od natłoku narcystycznych bogaczy. Uchyliłam drzwi i wchłonęłam troche świeżego powietrza, przez czas spędzony na jeździe dość mocno się schłodził, więc jak najszybciej pożegnałam się z Marią, bo tak miała na imię niska brunetka, zabrałam swoje przynależności i podeszłam pod średniego rozmiaru białe drzwi. Zapukałam trzy razy i też do tylu zaczęłam liczyć raz, dwa, trzy. Chciałam uderzyć zmarzniętą pięścią w drzwi, jednak się uchyliły. W przejściu zobaczyłam chudą brunetkę mojego wzrostu o piwnych oczach, które świeciły w blasku księżyca. Miała na sobie czarny satynowy szlafrok i cienką koszulę nocną. Wyglądała na zaspaną w rozwalonym koku.
-Hej mamo -przywitałam się cicho.
Uśmiechnęła się i otworzyła drzwi szerzej, spodziewała się mnie, ale nie wiedziała kiedy dokładnie. Dzień, po moim... wypadku zadzwoniłam do niej i przez trzy godziny gadałyśmy płacząc i śmiejąc się. Nasza relacja była trudna, ale długa i ważna, dlatego w potrzebie zawsze byłyśmy obok siebie. Weszłam do ciemnego pomieszczenia i rozejrzałam się o ile mogłam dookoła.
-Nie zapalaj światła -oznajmiłam.
Odwróciłam się w jej stronę i mocno przytuliłam, kochałam jej dotyk, ale często go odrzucałam.
-Pójdę wziąć szybki prysznic i położę się na kanapie- uznałam.
Tak też zrobiłam, weszłam do małych rozmiarów łazienki, w której górowała biel z małymi akcentami beżu i zmyłam ze swojego ciała smród samolotu, taksówki i innych ludzi. Na kanapie w salonie czekał na mnie gruby koc i poduszka. Ułożyłam się z myślą, że zasnę spokojnie, oczywiście się myliłam. Po krótkiej chwili zaczęłam cicho szlochać, każda część mojego ciała prze siąknęła nim i nie ważne ile razy wręcz wydrapywałam z siebie tą noc i tak coś zostało. Wzięłam okrycie i poduszkę w dłoń i ruszyła w stronę drzwi do pokoju Amandy, mojej matki, położyłam się plecami do niej na sporym łóżku i przykryłam zasłaniając się przed całym złem. Ona też mnie przed nim okryła, przytuliła się do moich pleców robiąc z nas dwie łyżeczki, potrzebowałam tego, bo gdy się obudziłam o jedenastej rano i poczułam zapach bekonu, placuszków i kawy wstałam wręcz biegiem. Wyszłam z pomieszczenia i zobaczyłam mamę przy blacie nalewającą kofeinę do kubków, dużo jedzenia na małym okrągłym stole okryty białym obrusem w jasną niebieską kratę i odsłonione okna wpuszczające do środka światło.
YOU ARE READING
Antique Love
RomanceKiedy wszystko okażę się brudne, oczyść nasze płótno. Melissa Hart to dziewczyna, która wiele straciła, ale potrafiła też wiele odbudować na podstawie przeszłości. Co, jeżeli ta przeszłość powróci? Może wydawać się taka sama, ale dziewczyna nie jest...