Rozdział.4.

15 1 2
                                    

Tête-à-tête

Czy kiedykolwiek świat zaoferował wam okazje, ale strach was odpychał? Może inaczej. Czy kiedykolwiek praktycznie sikaliście ze strachu, przed jedną z ważniejszych chwil w waszej karierze? Ja kurwa tak. Zdecydowanie. Stałam przed muzeum, w którym pracowałam totalnie speszona. Próbowałam podejść by otworzyć drzwi, ale zamiast tego od piętnastu minut na nie patrzałam, bez nawet drgnięcia okiem. Chciałam uciec z płaczem, jak mała dziewczynka, jednak walczyłam ze soba. Nawet nie zauważyłam, kiedy przekręciłam klucz i weszłam do budynku. Był październik, więc temperatura w środku nie była przyjemna. Zamknęłam za sobą drzwi i obejrzałam się po pomieszczeniu, piękne obrazy wisiały dookoła, rzeźby stały w różnych miejscach, a witraże sprowadzały kolorowe światło z sufitu. Po mojej prawej był mały blat z podpisem Recepcja, szybkim krokiem weszłam do pomieszczenia socjalnego, w którym górował nieporządek. Kartony i kartki walały się po podłodze co utrudniało mi dojście do głównego włącznika. Kliknęłam kilka przycisków, a w środku zaczęła palić się lampa i praktycznie od razu poczułam ciepło dochodzące z grzejnika. Wyszłam z pokoju, a następnie ruszyłam w stronę schodów, na górze znajdowała się wystawa, którą przygotowałam dzień wcześniej. Jason nie ma pojęcia, jak wszystko wygląda, widział jedynie projekt, a on nie zdradzał wiele. Obrazy wisiały na ścianach, lub zwisały ze sznurków niektóre na białych sztalugach. Każdy obraz składał się z trzech kolorów, co prawda w różnych odcieniach, a były to różowy, biały i czarny. Przedstawiały one rzeczy tak proste i skomplikowane na raz. Na jednym widziałam kobietę w połowie zakrytą stokrotkami, które zresztą były moimi ulubionymi kwiatami, był piękny, bez zbędnych szczegółów. W sumie to każdy obraz posiadał stokrotki, dlatego tak mi się podobały. Z sufitu, który był niższy niż ten z parteru, zwisały stokrotki, białe na przemian z różowymi. Nad każdym obrazem, zmywalną farbą namalowałam kółka, na których białą kredą napisałam ich nazwy.

***

Wszyscy chodzili przeglądając moją wystawę z zachwytem. Miałam na sobie czarną obcisła sukienkę do kolan, białą marynarkę zarzuconą na ramiona, która sięgała moich bioder i tego samego koloru szpilki. Moje czarne włosy były wyprostowane. Wzrokiem szukałam, Jasona stojąc przy moim ulubionym z jego dzieł.

-Tête-à-tête, Jeden do jednego -usłyszałam niski głos chłopaka za sobą.

Przewróciłam oczami, bo nie miałam pojęcia, po co mi to mówi. Byłam profesjonalna, wiec trochę się poduczyłam o jego twórczości.

-Przetłumaczyłam, od razu, kiedy przeczytałam -oznajmiłam obracając się w jego stronę.

Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie wyglądał seksownie w całkowicie czarnym garniturze z krawatem i delikatnie potarganymi włosami. Ręce włożył do kieszeni spodni i z uwagą się mi przyglądał. Kelner z włosami ułożonymi do tyłu na żel, stanął przy nas z tacą pełną kieliszków z szampanem. Pokręciłam głową, ponieważ niedawno brałam leki na ból głowy, ale brunet się skusił. Wypił całą zawartość szklanego naczynia jednym haustem, a następnie odłożył je na tacę i wziął drugie. Te postanowił pić powoli, nie ukrywając delikatnie mnie to rozbawiło.

-Stres? -zapytałam na co delikatnie skinął głową -idę poszukać mojego chłopaka.

I tak zrobiłam, po kilku minutach przeciskania się przez tłum znalazłam Ethana w całej okazałości. Jego biała koszula miała rozpięty pierwszy guzik. Z szyi zwisał mu łańcuszek z krzyżykiem, na czarnych spodniach miał pasek, który dostał ode mnie w zestawię z marynarką, którą również miał na sobie. Mogę śmiało powiedzieć, że wolałabym być teraz z nim w pomieszczeniu socjalnym sam na sam. 

Antique LoveWhere stories live. Discover now