Rozdział.5.

7 1 0
                                    

Stokrotka

Poczułam delikatny ból pleców, więc postanowiłam się mocno przeciągnąć. Dłońmi szukałam czegoś, a raczej kogoś na łóżku. Nie było go, ale to mnie nie zdziwiło. Potrzebował czasu, uchyliłam powieki by zobaczyć, czy na szafce nocnej są zapasowe kluczyki, kiedy je zauważyłam od razu znów zamknęłam oczy. Też nie chciałabym być w kogoś pobliżu, po takiej akcji i choć w nocy sprawa zmieniła kierunek, to wciąż faktu go zdradziłam. Byłam głupia, bardzo głupia. Słowo zdrada obrzydzało mnie tak bardzo, że miałam ochotę zwymiotować, jak mogłam tak postąpić? Odkąd wyjechałam z rodzinnego miasta trudno mi było mieć w życiu porządek, więc potrafiłam być w kilku związkach naraz, ćpanie i picie wybijało mi z głowy stabilność, a wszystko skończyło się, kiedy poznałam Ethana, czyli prawie rok temu. Praca pomogła w prostszym działaniu, każdy sukces powodował u mnie szczęście i adrenalinę do dalszego działania, przez to stałam się pracoholiczką. W sumie każdy jebany sukces w życiu prowadzi mnie do samozniszczenia.

***

Jechałam ulicami miasta w stronę muzeum, wszyscy kierowali się gdzie indziej, niektórzy zmierzali do pracy, domu, na studia, a ja do samego piekła. Bałam się co zrobi mi szef po tej sytuacji, zgodziłabym się na ucięcie głowy, byle nie stracić pracy. Kiedy zatrzymałam się na sporych rozmiarów parkingu myślałam, że zemdleje. Przed drzwiami do budyku stał Jason, nie byłam już przestraszona, a zła cholernie zła. Kto normalny ma czelność zjawiać się w takim miejscu po tym co odpierdolił, choć może to szef kazał mu przyjechać. Wyszłam z audi i zmierzałam w stronę wejścia. Mężczyzna obrócił się w moją stronę.

-Hej -pominęłam go- byłem pijany, okej? Przepraszam - dodał.

Nie miałam ochoty na tą rozmowe, ale i tak w końcu musiała nadejść.

-Okej?!- westchnęłam próbując się uspokoić- czy ty wiesz co zrobiłeś?

-Wiem jestem debilem- uznał, na co chciałam mu przyznać racje- naprawie to, powiem, że to przeze mnie i tyle.

Debil, no po prostu debil. Przez niego szef mógł uznać, że go namówiłam jakimś zbliżeniem i straciłbym prace.

-Nie, wyjdź i daj mi działać samej -rozkazałam.

Postanowił się nie poddawać co irytowało mnie jeszcze bardziej.

-Proszę...

-Nie Jason! -krzyknęłam tracąc kontrole- Zrobiłeś już wystarczająco dużo.

Złapałam za klamkę, chcąc wejść do środka, jednak zatrzymałam się na chwile.

-Nigdy więcej tego nie rób.

Weszłam do budynku, w środku było sporo ludzi sprzątających po wczorajszej imprezie.


-Dzień dobry -przywitałam się grzecznie.

Kierowniczka ekipy odpowiedziała to samo, za to reszta po prostu skinęła w moją stronę. Idąc dalej zauważyłam te nieszczęsne drzwi do gabinetu mojego szefa, wiedziałam, że mogę skończyć bez pracy, dlatego kilka godzin pisałam różne wersje zdarzeń. Dobrze, że chodzę do psychologa. Zapukałam, po czym uchyliłam drzwi. Wilss siedział na biurowym czarnym krześle, przed którym stało biurko zrobione z ciemnego drewna, wyglądał tak jak zawsze. Biała koszula, drogi krawat i jeszcze droższe spodnie, nic specjalnego. Nie był brodaty, bo uznawał to za niechlujność i tu się z nim zgadzałam. Jego naprawdę duży brzuch stworzony przez piwo był znakiem charakterystycznym, dzięki któremu każdy go kojarzył. Może i był chrześcijaninem, ale i pijakiem.

Antique LoveWhere stories live. Discover now