Rozdział.20.

5 0 0
                                    

One Race

Już dawno temu zdałam sobie sprawę, jak wiele może zniszczyć jedna decyzja. Byłam w tym słaba, w ich podejmowaniu, czy stawianiu ultimatum. Tych dwóch rzeczy starałam się unikać, jak najbardziej mogłam. Uciekałam, kiedy znajdowała się okazja, przy jakiejkolwiek trudności. Całe te myślenie było za trudne, pozatym zwykle pytanie polegało na tym samym. Skrzywdź jedno albo drugie. Siebie lub kogoś innego. Żaden wybór nie czynił z ciebie kogoś lepszego. I to było tą trudnością, wybierałaś pomiędzy złem, a złem. Przy ultimatum nikt nie znał czegoś takiego, jak dobro, ponieważ w tedy odpowiedź byłaby za łatwa. Dlatego też tak wielu ludzi dopadała zwykła histeria.

-W czym mogę pomóc? -zapytała Amanda.

Zaczęłam się stresować. Narażałam ją. Ktoś tak mi bliski stał przed kimś tak niebezpiecznym. W sumie nawet nie wiedziałam, czy zaraz nie wyjmie noża i jej nie zaatakuję. Bałam się o nią, tak bardzo się bałam. Moję ręcę zaczęły się trząść, a pot ociekał z czoła. W oczach nabrały mi się łzy, musiałam coś zrobić, jak najszybciej. Problem w tym, że nie mogłam. Byłam sparaliżowana, zapomniałam, jak się poruszać, czy nawet mówić.

-Jest u pani może Melissa Hart? -zapytał. W jego głosie słyszałam brak cierpliwości i złość.

-Spałam, więc zapytam swojej dziewczyny -skłamała dla mnie. Dziewczyna obróciła głowę w naszą stronę- Sam skarbie, jest u nas Missy?

Kłamała bez problemu, praktycznie profesjonalnie. Nawet się nie zawahała, by to zrobić. Nie znała tego człowieka, więc nie ryzykowała. Ponownie robiła to dla mojego bezpieczeństwa. Ja za to byłam na tyle przerażona, że nie umiałam jej bronić. Sam spojrzała na mnie i skinęła głową w moją stronę, po czym obejrzała się na Amandę.

-Nie kochanie, nie ma jej.

Przez takie momenty udowadniały mi, że są rodziną. Z resztą Samantha naprawdę nią była. Dbały o mnie, nie interesowały się sobą, może i ryzykowały, ale z własnego wyboru.

-Niestety jej tu nie ma -Sam podeszła w tym co miała na sobie do swojej dziewczyny. Znałam jej zamiary, chciała go spłoszyć tym, że była po części prawie naga. Mądra diablica. -Powinna znajdować się obok Kliniki Pana Roberta, tego słynnego psychologa -poinstruowała go- To tyle, czy jeszcze jakoś pomóc?

Gdy mówiła te wszystkie kłamstwa wydawała się miła, spokojna i z kulturą. Ja bym jej uwierzyła bez wahania.

-Nie, dziękuję. Do widzenia.

Drzwi się zamknęły. Kamień z serca. Zanim obydwie się obróciły otarłam swoje oczy z łez. Zdaję się, czy coś przede mną ukrywasz Melisso? Znów słowa ojca obiły się o moją głowę, czułam, że wariuję. Dlaczego teraz do mnie wracasz tato?

-Kto to był do kurwy? -spytała Samantha.

Westchnęłam. Nie chciałam im mówić i ich mieszać, ale musiałam. Gdyby nie wiedziały i znów się na niego natknęły? Co gdyby mu ufały, albo zamiast go unikać zaczęłyby rozmawiać? Sama wizja mnie przerażała jeszcze bardziej.

-To z nim zdradziłam Ethana, czego cholernie żałuję -oznajmiłam- i przed nim uciekam. Dlatego wyjechałam.

Na ich twarzach wymalował się strach. Teraz znały powagę sytuacji.

-On ma na moim punkcię obsesję, ale nie taką z liceum. Jest gotowy zabić, naprawdę. Kiedy to z nim robiłam nie byłam świadoma, że jest tak, jak jest i to mnie przeraża. -westchnęłam- będzie w mieście jeszcze dwa dni. Muszę zadzwonić do Jasona.

-Boże święty -wydusiła brunetka- Missy, mogłaś powiedzieć wcześniej.

Wybrałam numer chłopaka i czekałam na sygnał. Jeden, dwa...

Antique LoveWhere stories live. Discover now