Rozdział XXVI

62 8 2
                                    

-Nie! - krzyknęła wyrywając się z jego dotyku. - Nie pozwolę sobie drugi raz na jakieś bliższe uczucia do Ciebie! - wrzasnęła, ale zaraz potem jej policzki przybrały kolor intensywnego rumieńca - Znaczy... na... na... uczucia... tak po prostu... nieważne... - chciała wyjść i skierowała się już ku drzwiom, lecz wtedy Gabriel złapał ją za nadgarstek.
-Zaczekaj. Chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia.
Nathalie milczała. Przygryzła tylko wargi i milczała. Stała w ciszy, myśląc co powinna teraz zrobić. Energicznie szarpnęła za klamkę, ale mimo to Gabriel był szybszy. Nie pozwolił jej się stamtąd ulotnić. Kobieta spojrzała na niego a on uniósł brwi do góry.
-Kochałam Cię. - wypaliła nagle nie zastanawiając się zbyt wiele. - Przez lata byłam w Tobie zakochana, Gabrielu. - powiedziała stanowczym głosem a potem pełna determinacji i odwagi spojrzała mu prosto w oczy. Chciała zobaczyć jego reakcję. - No wyduś coś z siebie! Powiedz jaka byłam naiwna i głupia! Przyznaj, że wciąż taka jestem! Nic się nie zmieniłam, chyba, że na gorsze...
Gabriel patrzył na nią pełen sprzecznych emocji.
-A teraz już mnie nie kochasz? - spytał. Chociaż dobrze wiedział jaka będzie odpowiedź to jej informacja zwrotna i tak złamała mu serce.
-Nie. - odparła zdecydowanym, oschłym głosem. - Ja nic już nie czuję. Przecież ja i tak, jestem bez serca. - rzekła ozięble i odwróciła się w kierunku drzwi, żeby wreszcie zmienić to piekielne otoczenie.
-Zanim odejdziesz chciałbym Ci coś wyznać.
-Słucham.
-Chciałem tylko Twojego wybaczenia, ale jak mogłem wymagać, że mi wybaczysz skoro w żaden sposób nie jestem w stanie naprawić swoich win. Cokolwiek zrobię nie wynagrodzę Ci tego jak się zachowałem. Emilie umarła w przepychu a Ty w niczym. Potraktowałem Cię jak śmiecia, jestem potworem. Wiem, że zapracowanie na Twój szacunek jest trudne, ale obawiam się, że niemożliwe. A jednak doskonale Cię rozumiem. Mimo wszystko dziękuję, że każdego dnia dajesz mi szansę i że mogę być obok Ciebie. Mam zaszczyt patrzenia na Ciebie, nawet na taką pozorną głupotę jaką jest Twój widok o poranku, bo każdego poranka mogę Cię podziwiać i patrzeć na Twoje piękno, mogę z Tobą rozmawiać, śmiać się, spędzać czas, czasem mogę Cię nawet przytulić. Nie wygnałaś mnie, tylko dałaś mi szansę i codziennie dostaję od Ciebie kolejną, za co jestem Ci ogromnie wdzięczny.
Kobieta patrzyła na niego pełna podziwu. Była pod wrażeniem jego słów. Brzmiały niczym cudowny wiersz o bólu i prawdzie skierowany właśnie do niej.
-Ale ja Cię ranię.
-Ja Ciebie też zraniłem.
-Ale ja się nie chcę mścić.
-I nie mścisz się.
-Jestem dla Ciebie okrutna.
-Masz do tego pełne prawo. Jesteś na mnie zła i mnie odtrącasz a jednak ciagle wracasz.
-I w tym problem! Daję Ci nadzieję i sobie również.
-Nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz.
On miał odpowiedź dosłownie na wszystko. Już nie miała pomysłu co mogłaby rzec w następnej kolejności.
-To nie ma sensu. - rzekła wreszcie - Naszej relacji chyba nie da się naprawić.
-Ale wszystko jest na dobrej drodze. Dajmy sobie czas.
-Nie czas jest tutaj problemem, a osoba.
-Mam świadomość swoich błędów, więc...
-Ale ja mówię o sobie. To ja jestem problemem, a raczej przeszkodą. Nie jestem w stanie Ci wybaczyć, po prostu... nie potrafię. Nie umiem spojrzeć Ci w oczy pamiętając to wszystko czego dokonałeś! Wciąż mam przed oczami Monarchę, który chce mnie skrzywdzić! - kobieta złapała się za głowę i szarpnęła się za włosy. - Gabriela w białym garniturze, który ignoruje syna i ktory nie ma żadnego poczucia odpowiedzialności. Który pozwolił mi umrzeć w samotności, który mnie dręczy, śni mi się po nocach. Skąd mam wiedzieć, że on nie wróci. - Nathalie upadła na kolana. - Skąd mam mieć pewność, że Twoje intencje są czyste? Wciąż widzę swoje marne odbicie w lustrze. I te białe włosy, moje podkrążone oczy. Widzę moment, w którym błagam Cię o litość, ale Ty jesteś tylko bezdusznym głazem, którego ja próbowałam zabić za pomocą kuszy!!!
Gabriel patrzył na nią, z trudem powstrzymując łzy. Próbował zachować pozory obojętności. Chciał pokazać, że jej słowa w ogóle go nie ruszają, ale wiedział, że trafiła w sam środek. Czuł się jakby ktoś wbił mu nóż w plecy, a raczej w serce.

-Chcesz powiedzieć, że to tata jest Monarchą?! - wrzasnął Adrien wchodząc z hukiem do gabinetu.
Spojrzał groźnie na klęczącą na ziemii Nathalie i na stojącego obok ojca. - Wcale nie pomogłeś Biedronce ocalić świata przed Monarchą! Ty jesteś Monarchą! Jesteś tym potworem, bezlitosnym mordercą!
-Adrien, to wszystko nie tak. Ja to robiłem dla Ciebie, bo ja...
-Dla mnie?! Ty nic nigdy dla mnie nie zrobiłeś! - wrzasnął. - I jeszcze ją skrzywdziłeś! - wskazał na Nathalie. - Mam rozumieć, że ona konała a Ty jej nawet nie okazałeś odrobiny wsparcia?! Przy mamie byłeś cały czas, a dla niej nic nigdy nie zrobiłeś... po prostu ją... wykorzystałeś... A Ty - Adrien spojrzał na Nathalie - jak mogłaś to wszystko przede mną zataić?! Dlaczego nie powiedziałaś mi prawdy?!

"Wielki Finał" (Miraculous Gabenath)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz