Rozdział 6

70 6 0
                                    

Po lekcjach wracałam do domu paląc szluga, zastanawiając się po co ja w ogóle zgodziłam się zaprosić Blaze do domu. Po chwili moje rozmyślanie zakłóciła pewna myśl. TATA!? Szybko wyrzuciłam fajkę i pobiegłam w stronę domu. Po kilku minutach byłam już w domu zdejmowałam buty, a tata przywitał mnie w jadalni.
- Ych cześć - powiedziałam zdziwiona, przyglądając się tacie który siedział przy nakrytym stole.
- Siadaj jest jedzenie - powiedział ozięble.
Usiadłam przy długim stole na przeciwko mojego ojca. Czułam się dziwnie, nie pamiętam jak dawno jadłam obiad z moim ojcem. Tata nakładał sobie potrawy, wszystkiego było jak na 20 osób, on chyba nigdy nie myślał o umiarze. Nakładał sobie wszystkiego po trochu i powoli z gracją konsumował. Podążyłam za jego ruchami i także zaczełam jeść. Wiem że mój ojciec ma fioła jeżeli chodzi o maniery pamiętam jak miałam osiem lat uczył mnie wszystkiego co dotyczyło odpowiednich manier i etykiety. Dobrze wiedziałam jak się zachować. Panowała głucha cisza. Gdy mój ojciec odchrząknął i zapytał.
- Jak w szkole? Widziałem się dzisiaj z twoim dyrektorem.
- Ech... Dobrze. Wszystko w porządku - powiedziałam wahając się.
- Powiedział, że nie chodzisz na lekcje tylko masz obecność będąc na terenie szkoły - powiedział unosząc brwi. Chyba nie tego się spodziewał.
- Ech jakoś tak wyszło - powiedziałam bardzo zawstydzona.
- Mhm. Rose, masz zostać lekarzem albo prawnikiem myślisz że tego wszystkiego sama się nauczysz. Zacznij chodzić na lekcje - powiedział marszcząc brwi.
- Ale, mnie to wcale nie interesuje - powiedziałam lekko oburzona.
- Ach tak w takim razie co chcesz robić? - zapytał poprawiając brwi.
- Ech, jeszcze nie wiem - powiedziałam mając przed oczami opinie szkolnej łobuziary.
- Rose, wraz z matką chcemy dla ciebie jak najlepiej, zobacz będziesz mieć życie takie jak my - powiedział łagodnym kuszącym głosem - A teraz lepiej połucz się matematyki słyszałem że ledwo zdałaś egzamin kwalifikacyjny.
- Ech... Jasne ojcze - powiedziałam spuszczając głowę dobrze wiedziałam że nie wygram.
- Zuch dziewczyna - powiedział całując mn w głowę.
- Tato... - powiedziałam wąchając się.
- Tak? - ojciec uniósł brew.
- Tak właściwie to, no bo wiesz. Ech... Czy mógłby przyjść dzisiaj do mnie znajomy? - zapytałam niepewnie.
- Rose - spojrzał dziwnie - czy nie miałaś się uczyć?
- Ech... - powiedziałam zrezygnowana, ale nagle dostałam olśnienia - Tak właściwie to przyjdzie mi pomóc z matematyką, dzisiaj uratował mnie przed odpowiedzią. Nic nie umiałam, naprawdę - powiedziałam proszącym wzrokiem.
- Och, niech ci będzie - powiedział kierując się do salonu.
- Dziękuję.
Poszłam do swojego pokoju i napisałam do Axela wiadomość: "Możesz przyjść o 18, chcę zobaczyć jak podpisujesz się swoją wiedzą z matematyki. I tak oboje dobrze wiemy że jest słaba."
Po chwili dostałam odpowiedź: " Tak, wpadnę tam tylko żeby cię upokorzyć i zmykam"
Chyba sobie śni, tylko że on ma rację. No cóż przynajmniej będę mieć się z kim kłócić. Gdy nastąpiła godzina 18, rozległ się dzwonek do drzwi. Od razu pobiegłam do przedsionka, aby mój ojciec nie mógł otworzyć. Gdy otworzyłam drzwi zobaczyłam Axela ubranego w biały T-shirt i jasne dżinsy.
- No proszę. Zaszczycił mnie pan swoją obecnością - powiedziałam z drwiącym uśmiechem.
- Tak, przypominam że to ty mnie zaprosiłaś - powiedział ironicznie.
- Tak, to chyba ty się w prosiłeś.
Nagle zza moich pleców dobiegł głos mojego ojca.
- Rose, czemu jeszcze nie zaprosiłaś swojego kolegi do środka?
- Ech dzień dobry, panu - odezwał się Axel.
- Proszę wejdź - powiedziałam wskazując mu gest aby wszedł. Kierowaliśmy się z ojcem w stronę salonu.
- Zaraz wracam zrobię herbaty - oznajmił mój ojciec po czym pokierował się w stronę kuchni.
- Kolegi? Tak mnie przedstawiasz co? - wyszeptał drwiąco Axel.
- Co nie powiedziałam kolegi, nawet na to by nazwać cię moim wrogiem nie zasługujesz - szepłam pewna siebie.
- Pfffff, tak sobie tłumacz.
Mój ojciec wrócił przynosząc herbaty i usiadł na fotelu, a nam kazał usiąść na kanapie. Poprawił okulary i zaczął mówić.
- A więc przyjaźnisz się z moją niesforną córką i chcesz jej pomóc w nauce?
- Co... - zaczełam krztusić się herbatą.
- Ach tak - Blaze spojrzał na mnie z niewinnym uśmiechem - No cóż, wie pan Rose nie radzi sobie za dobrze w nauce i potrzebuje pomocy.
- Myślę, że zrobisz z niej jeszcze ludzi chłopcze.
Mój tata i Blaze szybko złapali wspólny język, przy czym śmiali się że mnie i faktów z mojego życia. Rozmawiali tak przez godzinę. W końcu musiałam to przerwać.
- Tato, muszę się pouczyć, chyba nie zapomniałeś - powiedziałam wywracając oczami.
- Ach tak, tak gdybyście czegoś potrzebowali wołajcie.
Złapałam Blaze pod rękę i zaczełam ciągnąć do mojego pokoju. Byłam wściekła.
- Ejejej spokojnie nie tak agresywnie - powiedział Blaze.
- Ach tak, widzę że dość mocno poznałeś się z moim ojcem - powiedziałam oburzona.
- Och przestań, jest bardzo miły.
- Pfff chyba tylko dla ciebie za niedługo cię zaadoptuje - fuknełam na niego. Po czym weszliśmy do mojego pokoju z natury jest w nim bardzo ciemno dlatego postanowiłam odsłonić zasłony a Blaze zaczął uważnie się mu przyglądać. Gdy nagle jego wzrok spoczął na medalach wiszących na mojej ścianie. Zaczął niebezpieczne do nich się zbliżać, gdy chciał jednego dotknąć pacnełam go w dłoń.
- Ała! - krzyknął masując sobie dłoń.
- Rączki przy sobie! - powiedziałam wymachując mu palcem przed twarzą.
- Hmm chciałem tylko wiedzieć za co te medale.
- Taki ciekawski jesteś? Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, wiesz?
- Tak, a ja myślałem że właśnie teraz w nim jestem - powiedział z drwiącym uśmiechem unosząc brew.
- Pfffff daruj sobie! - powiedziałam krzyżując ręce i marszcząc brwi.
- Ej obraziłaś się?
- Tak!!! - powiedziałam dumnie unosząc głowę.
- Hej, złość piękności szkodzi, wiesz? - powiedział z lekkim uśmiechem.
- Daruj sobie...
- Ale, co... Wiesz chyba pójdę... - powiedział lekko zmartwiony i zaczął kierować się w stronę drzwi. Nagle złapałam go za nadgarstek.
- Nigdzie nie pójdziesz. Zanim nie zrobię tego.
- Hmmm... - uniósł brwi. - Ej
Zaczęłam go okładać poduszkami, ten zaraz złapał jedną z poduszek i zaczął mocno uderzać we mnie. Uciekałam przed nim po całym pokoju.
- Dobra wygrałeś powiem ci... - powiedziałam zasapana.
- Ale co? - zapytał Blaze.
- Skąd mam medale, głupku - zrobiłam zabawną mine.
- Aaaaaa no tak, a więc?
- Widzisz to moje stare medale - mówiąc to zdjełam jeden i mu podałam Axel przyglądał się mu jakby miał skarb w swoich rękach - w młodości tańczyłam tańce towarzyskie, moi rodzice od zawsze chcieli abym to robiła - Blaze wyglądał jakby wsłuchiwał się w każde moje słowo. - Tak właściwie to jesteś pierwszą osobą której dałam potrzymać mój medal.
- Och czyli to dla mnie zaszczyt.
- Hahahaha zabawny jesteś Blaze, ty to potrafisz człowieka pocieszyć - klepnełam go w ramię po czym odwiesiłam medal.
- Pfffffff dobra to może poducze cię tej matematyki.
- Hmmm a może to ja cię poucze?
- Phi napewno siadaj.
Usiadłam koło niego na łóżku i zaczął tłumaczyć mi matematykę okazało się że jednak matematyka to moja największy wróg szybko zaczełam się gubić w jego słowach.
- Nieeee! To jest jakieś z kosmosu! - złapałam się za głowę.
- Hahahaha!
- Co cię tak śmieszy?
- Mówił ci ktoś, że słodka jesteś jak się złościsz - spojrzał na mnie uwodzicielskim wzrokiem.
- W co ty grasz Blaze, nawet nie próbuj mnie zdenerwować bo cię wyrzucę - powiedziałam ostro.
- Chciałbym to zobaczyć - powiedział podśmiechując.
- Tak?
- Tak.
Natychmiast wstałam i zaczełam go pchać w stronę drzwi gdy dopchnełam go już prawie do nich. Blaze odwrócił się w moją stronę i podniósł mnie w górę.
- Axel! Puść mnie w tej chwili! - zaczęłam walić rękoma w jego plecy. Ten tylko się śmiał.
- Jesteś przystojny... znaczy ŻAŁOSNY! Żałosny! - z tego wszystkiego plącze mi się język.
- Serio dzięki - powiedział uśmiechając się.
- Nie ja przejezyczyłam się, to przez to że... - szukałam wymówki - rozpraszacz mnie!
- Rozpraszam cię tak? Dekoncentruje cię...
- Siedź cicho będziesz mi teraz definicje słowa podawał - powiedziałam czerwona jak burak.
- Nie wiedziałem, że się tobie podobam już wiem dlaczego zaprosiłaś mnie do siebie - powiedział drwiąc.
- Co nie podobasz mi się!!! - krzyknełam na niego.
- Tsa jasne, powiedz to swoim policzkom, hahaha.
- Eh nie wiem o co ci chodzi. Chyba już na ciebie pora - chciałam go jak najszybciej wygonić.
- Ech myślałem że będę spać tu.
- Coooo!
- Hahahaha, no przecież żartuje.
Szybko wypchałam go za drzwi pokoju a następnie odprowadziłam do drzwi wyjściowych. Ech co za dzień...

NiedozwolonaWhere stories live. Discover now