Rozdział 22

19 2 0
                                    

Zatkało mnie, nie wiedziałam co powiedzieć. To się nie dzieję, mam nadzieję że to jakiś nieśmieszny żart i zaraz ktoś wyskoczy z ukrytą kamerą albo obudzi mnie z tego koszmaru. Stała jak wryta i tylko patrzyłam na Marka oczami jak pięć złotych, nawet nie zdałam sobie sprawy że cały czas miałam otwartą buzię.
- Ech w każdym razie, cieszę się że już się poznałyscie - podczas gdy to mówił jego ręka wylądowała na moim podbródku i natychmiast zamknęła mi buzię.
- Mark, proszę powiedz że żartujesz - odezwała się zła Nelly.
- Nie, czemu miałbym żartować, mówię serio - odpowiedział przeczesując dłonią włosy.
- No świetnie, czy ty wiesz w ogóle co... - mówiła zbulwersowana brunetka.
- Nelly czy nie sądzisz że to głupie. Dziewczyny przecież nie jesteśmy w przedszkolu, możecie schować dumę do kieszeni i pracować wspólnie dla dobra zespołu - przerwał dziewczynie.
- Mark czy ty się słyszysz, jeżeli myślisz że będę z nią współpracować to...
- Masz rację Mark, nie jesteśmy w przedszkolu, i postaram się wysilić - szybko wtrąciłam swoje zdanie nim Nelly dokończyła swoje.
- Brawo Rose, i to jest prawdziwa postawa menadżerska - Mark objął mnie ramieniem, a drugą ręką poczochrał mnie po głowie. W tym momencie zobaczyłam jak Nelly spieła się na gest wykonany przez niego w moją stronę.
- Ech tak dzięki... Tak więc Nelly echem, echem- parsknełam mocno wymuszonym kaszlem - chcę cię przeprosić - słowo "przeprosić" powiedziałam prawie niesłyszalny głosem - i najlepiej zacznijmy wszystko od początku - na koniec swojej wypowiedzi uśmiechnęłam się jednym z swoich najbardziej fałszywych i wymuszonych uśmiechów. Nelly zlustrowała mnie i odchrzaknela.
- Niech będzie, przyjmuje twoje "szczere" przeprosiny - spojrzała na mnie unosząc brew.
- Super dziewczyny, ja wiecie muszę iść - Mark najwidoczniej nie chciał przebywać w tej toksycznej atmosferze.
- Mark czekaj idę z tobą - złapałam go po przyjacielsku za ramię, a piorunujący wzrok Nelly spoczął na mojej dłoni, och chyba zaczynam rozumieć, czyżby Nelly jest chorobliwie zazdrosna o Marka?
- Och super, w takim razie do jutra Nelly - szybko machnął jej ręka i ruszyliśmy w stronę bramy. Gdy wyszliśmy z terenu szkoły Mark postanowił przerwać cisze.
- Myślałem że będziesz wracać z Axelem - powiedział przeciągając się.
- Ech tak.
- Rose, wszystko okej, wiesz jak coś to możesz mi wszystko powiedzieć - powiedział lekko zmartwiony moja pochmurna mina.
- Wiesz Mark bo...
- Chwila chyba nie chcesz mi powiedzieć, że zerwaliscie - powiedział jakby był poparzony.
- CO? Nie, spokojnie dalej jesteśmy razem, ale słuchaj bo tu chodzi o mecz  z królewskimi - powiedziałam trochę skrępowana.
- O co chodzi Rose? - zatrzymał się ustał twarzą w twarz ze mną i położył mi rękę na ramieniu aby dodać mi otuchy.
- Bo widzisz, bo chodzi o to że... Axel? - nagle zobaczyłam Axela po drugiej stronie ulicy który szedł z wielkim bukietem kwiatów najwyraźniej nas nie widział wygląda na strasznie zamyślonego.
- Hmmm co z Axelem? - usłyszałam tylko głos Marka, ale myślami byłam gdzie indziej.
- Rose wszystko okej, zostań tu strasznie jesteś czerwona pójdę kupić ci wodę - powiedzial Mark idąc do sklepu.
- Hmm tak dziękuję.
Byłam tak zapatrzona że instynktownie zaczęłam iść w stronę Axela, ale chwila co on robi?!
- AXEL!!! STÓJ!!! NIEEEEE!!! - zaczełam biec jak najszybciej w jego stronę...

Pov Axel
Usłyszałem głos gdy nagle ktoś mocno mnie odepchnął tak że wylądowałem na ziemi, a cały mój bukiet razem ze mną. Gdy wyrwałem się z moich myśli zobaczyłem że leżę na ulicy i usłyszałem pisk opon i krzyk. Ale byłem zbyt oszołomiony, nagle usłyszałem głos Marka.
- O MOJ BOZE!!! NIECH PANI DZWONI PO KARETKE!!! SZYBKO!! - spojrzałem w jego stronę na ulicy była plama krwi, wszystko wygladało jak jakaś rzeźnia. Nagle przeszedł mnie dresz, w jednej chwili zrobiło mi się słabo, czułem się jak duch, gdy zobaczyłem że pod kołami samochodu leży MOJA ROSE. Zerwałem się z ulicy.
- ROSE?! NIE, NIE TO SIE NIE DZIEJE!! - Nie mogłem oddychać, czułem kucie w sercu złapałem ją za ramiona, chciałem aby się ocknęła. Przez chwilę nawet chciałem nią potrząsnąć.
- Niech pan go złapie zanim zacznie robić coś głupiego co pogorszy jej stan  - Mark jako jedyny zachowywał zimna krew i starał się wszystkim zapanować.
- NIE, PUŚCICIE MNIE JA MUSZE WIEDZIEĆ CZY ŻYJE TO MOJA DZIEWCZYNA, PROSZĘ - moje szarpania nic nie dały trzymało mnie pod ramię swych większych idealnie typów. Jedyne co mogłem zrobić to przyglądać się temu z daleka. Moje oczy zalały się łzami obserwowałem jak Mark wykonywał polecenia operatora. Po chwili można było usłyszeć syreny karetki, wszystko działo się tak szybko, natychmiast trafiła do karetki, ratownicy szybko podpieli ja do różnych urządzeń. Szybko podbiegłem do karetki.
- Proszę mogę jechać z wami? - zapytałem roztrzęsiony.
- Niestety chłopcze nie możemy cię zabrać - powiedział nie patrząc na mnie był za bardzo zajęty przypisaniem Rose.
- Axel? - ratownik spojrzał na mnie, był to znajomy mojego taty.
- Dobra wsiadaj - podał mi rękę abym wsiadł zamknął drzwi i szybko pojechaliśmy do szpitala. Nie mogłem powstrzymać emocji przede mną leżała cała zakrwawioną Rose, dlaczego, dlaczego to zrobiła poświęciła się dla mnie. Nie umiałem powstrzymać łez które spływały mi po policzkach. Kiedy dotarliśmy do szpitala, ratownicy natychmiast mnie odsunęli i zawieźli Rose na salę operacyjną.
- Panie Blaze, dziewczyna potrącona przez samochód potrzebuje natychmiastowej operacji - uważnie przyglądałem się ratownikom i mojemu ojcowi.
- Ruchy na stół operacyjny! - ojciec machnął ręką do ratownikom i szybko ruszył do sali drzwi zamknęły się tuż za ratownikami. Nie potrafiłem wytrzymać opadłem na krzesło koło sali i schowałem głowę w dłoniach.
- Co z nią? - szybko uniosłem głowę a moim oczom ukazał się zadyszany Mark.
- Nie wiem, Mark jest źle teraz jest na stole operacyjnym - mówiłem wykończony, chciałem zniknąć, nie miałem na nic sił, mój głos był cichy i drżący.
- Axel nie martw się, wszystko będzie dobrze, teraz jest w najlepszych rekach - Mark złapał mnie za ramiona.
- Skąd ty możesz to wiedzieć, to wszystko moja wina gdyby nie...
- Cicho glupolu teraz se możesz gdybać. Axel ty nie jesteś ciamajdą, jesteś twardy, musisz być silny dla niej, myślisz że ona właśnie tego by chciała żebyś siedział pod salą i płakał jak dzidzia - mówił stanowczo, ale widziałem w jego oczach że w środku pękał.
- Ale Mark, ja nie mogę, nigdy sobie tego nie wybaczę - mówiłem jeszcze bardziej roztrzęsiony.
- Czego nie rozumiesz, ona zrobiła to dla ciebie, z miłości do ciebie, zobacz ile zrobiłaby dla ciebie wskoczyła by w ogień dla ciebie, dlatego teraz bądź dla niej silny i nie gadaj takich bzdur.
W tym momencie zamilkł, nic nie odpowiedziałem, Mark usiadł koło mnie w ciszy czekaliśmy pod salą. Po kilku godzinach podskoczylismy na krzesłach gdy z sali wyszedł mój ojciec. Szybko zerwałem się z krzesła i do niego podbiegłem.
- Ojcze, co z nią? - zapytałem spanikowany myślałem że serce zaraz mi wyskoczy.
- Synku....

NiedozwolonaWhere stories live. Discover now