Rozdział 8. Pech goni, Melanie Williams

302 10 0
                                    

Przebudziłam się prawie godzinę przed budzikiem. Przetarłam dłonią zmęczoną twarz, próbując się otrząsnąć po długiej i trudnej dla mnie nocy. Poszłam spać przed jedenastą, ale zasnęłam dopiero przed trzecią nad ranem. Nadmiar emocji nie pozwolił mi w spokoju odpocząć. Moja głowa pracowała na najwyższych obrotach i jak ból powoli rozrywał mnie od wewnątrz. Żadne tabletki nie działały, a zimne okłady dawały ulgę tylko na jakiś czas. Jęknęłam, próbując podnieść się z łóżka. Było to dla mnie wyjątkowo trudne zadanie.

Pierwszy dzień w nowej szkole zapowiadał się tragicznie. Zdecydowanie nie tak to sobie wyobrażałam. Szkoła dla bogatych snobów nie była szczytem moich marzeń. To nie ja byłam bogata tylko mój ojciec, który uparł się, że właśnie ta szkoła będzie dla mnie odpowiednia. Całą wczorajszą sobotę spędziliśmy na kłótniach. Chciałam iść do normalnej, publicznej placówki, a nie królestwa luksusu. Zależało mi na nauce, a nie na paleniu trawki. On tego nie rozumiał. W sumie niczego innego się nie spodziewałam. Już w pierwszej sekundzie naszej znajomości byłam przekonana, że nigdy nie będziemy w stanie zbudować relacji na poziomie córka–ojciec.

Mundurek szkolny czekał na mnie, leżąc na fotelu. Aishia wyprasowała go i ułożyła na prosto. Komplet składał się z krótkiej spódniczki w kratkę sięgającej do połowy uda i koszuli z krótkim rękawem, a na to zarzucano jeszcze marynarkę o tym samym wzorze, co dół stroju. Odświeżyłam się i wcisnęłam w ten niezwykle ciasny strój. Nie przepadałam za mundurkami. Większość była strasznie niewygodna i uciążliwa. Niestety, ale liceum dla bogaczy posiadało taki wymóg i byłam zmuszona się do niego dostosować.

Zeszłam do kuchni, by zrobić sobie jakieś jedzenie. Wyjść na autobus powinnam za około czterdzieści minut, więc miałam naprawdę dużo czasu w zapasie. Pomijałam śniadanie dość często, bo dla mnie wczesne godziny nie były najlepsze do jedzenia. Czasami jednak naginałam swój nawyk i robiłam sobie płatki z mlekiem.

Wyjęłam mleko z lodówki i zalałam nim cynamonowe kwadraciki. Serio nie rozumiałam ludzi, którzy potrafili najpierw wlewać mleko do miski i dopiero później dodawać płatki. Dla mnie konieczne było również, aby mleko było zimne. Takie podgrzane mi nie smakowało.

Usiadłam przy wyspie z miską i zabrałam się za jedzenie. Chciałam zniknąć z domu, zanim pozostali domownicy się obudzą. Howard w życiu nie pozwoliłby mi jechać autobusem, a ja nie zamierzałam wsiadać do samochodu Aleksandra Torresa. Ten chłopak wzbudzał we mnie same negatywne emocje, których miałam już pod dostatkiem. Kolejne nie były mi potrzebne.

Drzwi wejściowe niespodziewanie się otworzyły. Szybko zgarnęłam naczynie i schowałam się za szafkami, które tworzyły mały kącik, niewidoczny gołym okiem. Usłyszałam kilka męskich głosów. Serce waliło mi, jak oszalałe.

– Zjebałeś, Dixer. – Ten ton chyba należał do mojego ojca. – Dostałeś jedno zadanie, a i tak koncertowo je spartaczyłeś. Postąpiłeś jak zwykły nowicjusz. Takie błędy są niedopuszczalne.

– Wiem, kurwa, ale co ja niby miałem zrobić? – odezwał się ten wyzywany. – Zaskoczyli mnie, nie miałem wyboru. Naprawię to, przysięgam.

Zdecydowanie nie powinnam była słuchać tej rozmowy. Jeżeli teraz odkryliby moją obecność, mogłam mieć bardzo duże kłopoty. Nie miałam jednak innej opcji, niż siedzieć w ukryciu i czekać, aż sobie pójdą.

– A żebyś wiedział, że naprawisz.

Alex?

– Torres, dobrze wiesz kim jestem i dla kogo pracuję. Zrobiłem dla was więcej, niż powinienem. – Brzmiało to tak żałośnie, że nawet mnie to zirytowało. – On się wkurwi, jak się dowie, że to ja go wystawiłem. Znasz go, lubi mieć wszystko pod kontrolą.

Night Of Destiny [16+]Where stories live. Discover now