Rozdział 28. Inna perspektywa historii

276 9 3
                                    

ALEXANDER TORRES

Howard tracił kontrolę, mimo że pokazywał i mówił zupełnie coś innego. Jego wpływy słabły, a razem z nimi nasze przywileje, którymi mogliśmy się posługiwać w każdym miejscu. To już nie była ta sama mafia, co dawniej. Teraz naszym zadaniem stało się wytropienie osób, które stały po stronie wroga. Uznawano nas za sprawiedliwych i nieszkodliwych. Może i czasy kiedy śmierć innych była dla nas największą rozrywką minęły, jednak nie należało zapominać kim jesteśmy.

Klub Graysona należał do najbardziej luksusowego w całym mieście. Goście mieli zapewnioną prywatność, a to oznaczało, że mogli się tam bawić bez ponoszenia żadnych konsekwencji wizerunkowych. Przychodziły tam zarówno kobiety, jak i mężczyźni chcący trochę się rozerwać. Niektórzy z nich mieli swoje drugie połówki, ale taki był już świat. Miłość nie miała znaczenia, tylko korzyści z nią związane. Miałem swoje przemyślenia na ten temat i naprawdę nie rozumiałem pewnych rzeczy.

Skoro kogoś się kocha, to czemu dopuszcza się zdrady?

Przestałem wierzyć w szczęśliwe zakończenia po tym, jak mój ojciec wyrzucił matkę z domu, bo odkryła jego zdrady, a ona nie chciała ich zaakceptować i milczeć. Miałem trzynaście lat, gdy to się wydarzyło. Odszedłem wraz z mamą, nie potrafiąc spojrzeć ojcu w oczy. Znienawidziłem go na tyle, że nie utrzymywałem z nim żadnych kontaktów. Trafiliśmy pod opiekę Howarda, który się nami zaopiekował i chronił przed tym potworem. Byli kiedyś przyjaciółmi, ale poróżniły ich interesy oraz Cassandra. Wiele lat prowadzili otwartą wojnę, aż do dnia, gdy Joseph Torres zniknął.

Spokój. Otrzymaliśmy to, co zawsze chcieliśmy mieć. Ale teraz znów to wróciło, a znając tego człowieka, nie zamierzał cofać się przed niczym. Po trupach do celu i to w bardzo dosłownym znaczeniu tego powiedzenia. Przecież w tym był najlepszy. To on był odpowiedzialny za śmierć tej dziewczyny na imprezie czy nauczyciela w jego domu. Może nie dokonał tych aktów osobiście, ale z pewnością był to ktoś z jego bliskiego otoczenia. Byłem na siebie wściekły za to, że nie potrafiłem zidentyfikować kretów. Ta osoba, bądź osoby musiały wtopić się w tło tak, by nikt nie odkrył ich prawdziwego pochodzenia i celu. To cholerni mistrzowie, a nie żadni nowicjusze.

Ludzie Howarda otrzymali pozwolenie na rozerwanie się. Zostaliśmy, więc w wąskim siedmioosobowym gronie. Archie od momentu przyjścia siedział cały czas na telefonie i nie interesował się zbytnio otoczeniem. Zastanawiało mnie, co on tam takiego robił i jak istotne to było.

– Możesz z łaski swojej odłożyć ten telefon, Hale? – zwrócił się do niego Zane.

Przyjaciel podniósł głowę, lecz za chwilę ponownie ją opuścił. Lander nie wytrzymał, uderzając pięścią w stół, aż ten się zatrząsł. Archie przeklął, podnosząc wzrok na swojego przełożonego.

– Co? – zapytał zdenerwowany.

– Skup się na tym, co ważne, a nie bujasz w obłokach. Chcesz mi może powiedzieć, jakie ciekawe rzeczy masz na tym ekraniku? – Zmierzył Hale'a dociekliwym wzrokiem. Szukał każdej, choćby najmniejszej skazy, bo każdy z nas ją przecież miał. – A może mam sam sprawdzić? Powiedz coś, Hale. Przecież zawsze jesteś taki mocny w gębie. Daj popis swoimi umiejętnościami komunikacyjnymi.

Zane Lander to kawał prawdziwego skurwysyna. Za garniakiem potężnego i bogatego pana prokuratora z Chicago, skrywał się bezwzględny potwór, a raczej kat. Zazwyczaj, to właśnie on był odpowiedzialny za przesłuchania naszych jeńców. Jego metody należały do tych barbarzyńskich, dlatego były tak bardzo skuteczne.

– Pisałem właśnie z Ellie Johansson, przyjaciółką twojej córki chrzestnej. I wiesz, co się okazało? – Parsknął sucho, budując większę napięcie. – Melanie wcale u niej nie nocowała.

Night Of Destiny [16+]Where stories live. Discover now