Rozdział I - II

527 15 4
                                    

Stałem na wzgórzu pełnym wspaniałych kwiatów. Niebo wyglądało, jakby ktoś rozlał na nie niebieską farbę, a w oddali widać było wysokie góry. Czułem delikatny, przynoszący ze sobą kwiecistą woń powiew na twarzy.

Przede mną stała Arhya ubrana w białą suknię idealnie podkreślającą jej kształty. Jej niezwykle długie blond włosy sięgały kostek, a piękne, błękitne oczy wydawały się jeszcze bardziej cudowne niż zazwyczaj.  Nie mogłem nacieszyć się jej widokiem. Wyglądała wspaniale.

Serce biło mi w szaleńczym tempie, świat wirował, każdy oddech stawał się coraz cięższy. Postanowiłem jej wyznać moje uczucie, które pielęgnowałem od tylu lat. Chciałem by wiedziała, że nie mogę spać, bo o niej myślę, że jest najpiękniejszą kobietą jaka stąpała na tej ziemi, że bez niej nie mogę żyć. Zrobiłem krok w przód, a ona uważnie śledziła moje ruchy. Wiedziała, że zaraz powiem coś co chciała usłyszeć już od tak dawna. Dotknąłem jej dłoni, wziąłem głęboki oddech i powiedziałem:

- Arhya, Kocham cię - To wystarczyło, żebym stracił panowanie na sobą, z moich ust zaczęły lecieć kolejne słowa, które najwyraźniej były muzyką dla jej uszu. - Jesteś dla mnie całym światem. Chciałbym być zawsze przy tobie. Patrzeć jak usypiasz i czuwać do czasu, gdy wstaniesz. Dzielić z tobą chwile radosne, jak i te smutne. Chcę być z tobą już na zawsze.

Nie musiała nic mówić. Widziałem w jej spojrzeniu, że się zgadza. Odpowiedź mogła być tylko jedna.

Podeszła bliżej mnie, stanęła na palcach i pocałowała mnie. Ten jeden pocałunek spowodował, że posypały się kolejne.

Po chwili przytuliła się do mnie, a ja poczułem przyjemne ciepło bijące od niej. Nagle zamarła w bezruchu. Przestałem czuć bicie jej serca, a już po paru sekundach poczułem długie, zimne szpony, powoli wtapiające się w moją skórę, rozdzierające plecy. Krew zaczęła płynąć z nowo powstałej rany, a ból, którego zaznałem był nie do zniesienia.

Chciałem krzyknąć lecz nie mogłem wydać z siebie żadnego dźwięku. Jakby coś ścisnęło moje gardło z całej siły. Zacząłem się krztusić. Pragnąłem ją od siebie odepchnąć, ale moje sparaliżowane ciało odmawiało posłuszeństwa. Wbite pazury schodziły coraz niżej, rozrywając mnie od zewnątrz. Jedyne co udało mi się zrobić to otworzyć szeroko oczy, by zobaczyć co przede mną stoi. 

Potwór miał siwe, rzadkie włosy do kolan. Postrzępiona, zakrwawiona skóra schodziła z twarzy monstrum. Jedynie oczy miało takie same jak mej ukochanej. Widać w nich było smutek, a po policzkach spływały łzy. Odór jaki poczułem przyprawiał o mdłości. Istota próbowała coś powiedzieć, lecz rozbita szczęka nie pozwalała jej na to, zamiast tego słychać było jedynie upiorne zawodzenie przyprawiające o dreszcze. 

***

Krzyknąłem cały zlany potem, podnosząc się gwałtownie.

Wszystko mnie bolało. Nie mogłem uwierzyć, że to był tylko koszmar, wydawał się tak realny, że dopiero po paru minutach udało mi się pozbyć wrażenia jakbym wciąż śnił. W celu upewnienia się, że to wszystko było tylko wytworem mojego umysłu, zdjąłem odzienie i dotknąłem ręką pleców, jednak natychmiast tego pożałowałem, bo gdy tylko moje palce dotknęły miejsca, gdzie powinna znajdować się skóra, z przerażeniem odkryłem, że na moim ciele jest wielka blizna, mieszcząca się dokładnie w tym samym miejscu, w którym potwór wbił we mnie swe szpony.

Nie zwlekając długo ubrałem się i rozejrzałem się dookoła. Wtedy właśnie doznałem kolejnej fali strachu.

Grób, który zrobiłem poprzedniej nocy był rozkopany, a w środku nie było jej ciała.  Nie miałem pojęcia co robić. Czemu przydarzyło się to akurat mnie? Po co ktoś miałby zabierać martwą osobę z grobu? To wydawało się nie mieć sensu. Z dnia na dzień, całe moje życie uległo całkowitej zmianie. Wpatrywałem się w pustą dziurę w ziemi. Moje myśli w jednej chwili zupełnie odpłynęły, jedyne co byłem w stanie robić to gapić się, próbując przetrawić całe to zajście. Nie wiedziałem ile godzin minęło, jednak z czasem moja świadomość zaczęła wracać. Nie zostawię tego bez echa. Morderca pozna ból, którego doznałem. Będzie cierpiał o wiele bardziej, niż mógłby sobie  kiedykolwiek wyobrazić. 

Zacząłem pielęgnować to uczucie nienawiści, które wznieciło się we mnie niczym ogień pochłaniający naturę. Zanim jednak, dokonam zemsty, warto byłoby znaleźć najpierw skurwysyna, stojącego za tym wszystkim. 

Podniosłem się i najpierw rozejrzałem się po okolicy, szukając jakichkolwiek śladów. Przyjrzałem się uważnie ziemi, każdym detalom, które mogły wyłapać moje oczy. Nie zauważyłem jednak niczego, co mogłoby wskazywać na czyjąkolwiek obecność. Ktoś był mistrzem złodziei, bądź posłużył się zaklęciami. Rozejrzałem się jeszcze po moim domu. Tam również nie znalazłem żadnych poszlak. 

 Jedyną wskazówką był teraz tajemny puginał. Wyciągnąłem go i uważnie się przyjrzałem. Starannie ozdobione ostrze było wykonane ze specyficznego stopu. Nie widziałem takiego wcześniej, choć za czasów gdy spędzałem wiele czasu w kuźni nieżyjącego już wuja, miałem wiele kontaktu z różnego rodzaju bronią. Jego  kościana rękojeść wyrzeźbiona była z kości jakiegoś zwierzęcia - tak mi się zdawało choć , nie byłem w stanie tego dokładnie ocenić. Wyryty był na niej obrazek małego płomienia otoczonego promieniami. Zwróciłem uwagę raz jeszcze na nietuzinkowe runy, znajdujące się na ostrzu, lecz zdało się to na marne. Jeśli chciałem odnaleźć zabójcę, musiałem odszyfrować wiadomość zawartą w nich. Nagle do głowy wpadł mi pomysł, wydający się na genialny. W moim rodzinnym mieście Ash'und,  znajdującym się na północ stąd, poznałem tam niegdyś Głębinowca zwanego Sallrukh. Był wyjątkowym stworzeniem, które zapuściło się niespodziewanie daleko od oceanu oraz znał wiele tajnik magicznych oraz językowych. To była moja szansa na rozpoczęcie poszukiwań, a tym samym drogi do zemsty. Postanowiłem, że nie będę dłużej zwlekać. Postawiłem zdecydowany krok naprzód, mając w sobie  desperacką energię. Nie sądziłem jednak, że droga której się podjąłem, będzie tak długa i pełna niepojętego zła.



Brama do Rajuحيث تعيش القصص. اكتشف الآن