Rozdział II - VI

72 4 5
                                    


Bitwa rozpoczęła się na dobre. Głębinowce dzielnie walczyły z hordą zmutowanych żołnierzy Jukadu, jednak, jak na razie szala zwycięstwa przechylała się na korzyść tych drugich.

Niezwykle zorganizowane oddziały pod dowództwem Khetana, stanęły ramię w ramię naprzeciw chaotycznym, krwiożerczym siłom. Nadzieją na pokonanie przeciwnika był brak dowódcy, który potrafiłby odpowiednio rozmieścić oddziały. W zamian za to, potwory walczyły z niezwykłą zaciekłością oraz siłą. Jeden z tych demonów był w stanie pokonać dwóch jaszczuroludzi bez większego problemu. Na szczęście, Khetan dobrze wiedział, że ma wciąż asa w rękawie i rozkazał wyciągnąć Hydrę na powierzchnie.

Stworzenie to było kolosalne, głowami sięgając ponad budynki. Gdy tylko kontrolowana przez proroków bestia zaczęła siać zniszczenie w szeregach wroga, bitwa diametralnie zmieniła przebieg. Teraz to wojsko Jukadu musiało się zastanowić nad obroną. Brak taktyki był w tym momencie największym problemem demonów. Gdyby mogły ustawić się w szeregu i walczyć jak na armię przystało to z pewnością Głębinowce miałyby ogromne problemy, żeby wygrać to starcie. Tymczasem, połączenie niszczycielskiej potęgi Hydry oraz umysłu Khetana, który został zrodzony aby dowodzić było nie do powstrzymania.

- Baronie, przegrywamy tę bitwę. Ogromny potwór sieje zamęt w naszej armii - doniósł jego osobisty sługus, a baron zaczął się coraz bardziej denerwować. Nie mógł stracić całego majątku, który zgromadził do tej pory, a wiedział, że nie zdoła już uciec.

Felix siedział na swoim krześle, popijając kolejny już kufel piwa i starając się uspokoić. Za każdym razem, gdy jego skarb był zagrożony, chował się i chlał na umór. Wydawał się nie słyszeć słów posłańca, bujając się na siedzeniu pogrążony w strachu.

- Baronie? - Namiestnik miasta podniósł się gwałtownie i uderzył pięścią natarczywego doradcę.

- Nie przeszkadzaj mi, gdy myślę, Dough. Przyprowadź Guślarza, mam do niego sprawę.

Przydupas prawie upadł na podłogę po ciosie grubego przełożonego, ale jakimś cudem zdołał utrzymać się na nogach. Zaczął coraz bardziej wątpić w rozum Barona, nie, żeby wcześniej ufał w jego nadzwyczajne zdolności intelektualne, ale z każdą chwilą Felix coraz bardziej udowadniał mu swoją głupotę. Mimo to służył mu wiernie, tak nakazywał jego osobisty honor.

Starał się powstrzymać władcę, przez przeszkadzaniem Iteusowi. Ponoć siedział teraz w swojej chacie, odprawiając jakiś starożytny rytuał, czy coś takiego. Mówił, że pod żadnym pozorem nie można mu przeszkadzać, lecz oczywiście jego prośby nie zostaną wysłuchane. Prawdę mówiąc, nikogo nie były. Baron zawsze dbał o siebie i ewentualnie najbliższych przyjaciół, a uzyskanie audiencji było niewykonalne. Zawsze zajmował się wtedy „sprawami miasta", czyli obijaniem się, albo rozmową z innym ze swoich przydupasów. Dough nie był zadowolony ze swojej pozycji, doskonale wiedział, że jest wykorzystywanym i traktowanym niesprawiedliwie, jednak coś w sercu wciąż mu podpowiadało, że tak trzeba i musi służyć dalej. Czasem udało mu się go namówić na jakieś ułatwienia, czy niewielką pomoc dla mieszkańców Jukadu. Zdarzało się, że mając lepszy dzień, obniżał podatki, które po jakimś czasie znów podwyższał, ale chociaż te przez tę parę dni było lepiej. Wziął głęboki oddech i stojąc przed ledwo trzymającą się ruderą, zapukał mocno do drzwi.

***

Iteus wymawiał inkantacje rytuału w całkowitym skupieniu. To nie było tylko zwykłe mówienie do kręgu namalowanego krwią. Musiał poświęcić całą uwagę, żeby jego głos został usłyszany w świecie demonów, jednocześnie rysując kolejne znaki na podłodze. Był już tak blisko przyzwania Birrithiosa – swojej ukochanej bestyjki, która miała zapewnić mu wygraną w tej bitwie. Jeśli ktoś teraz mu przeszkodzi, będzie musiał rozpocząć wielogodzinny obrządek od początku, a wtedy mogłoby być już za późno.

Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi. Ezoteryk starał się z całej siły ignorować ten dźwięk, pozostawiając w umyśle jedynie słowa i więź z wymiarem piekielnym. Niestety walenie nie ustawało, z każdą chwilą rozpraszając coraz bardziej starego mężczyznę. Brakowało tak niewiele, nie mógł pozwolić sobie teraz na przerwanie zaklęcia, jeszcze tylko trochę.

Ignorując, wołanie sługi barona, Iteus już kończył wymawianie ostatnich słów, czuł przepływ energii magicznej, narastający z każdą chwilą wokół niego. Zaraz wszystko będzie gotowe, to na co czekał tyle lat dopełni się. Nagle wszystko ucichło. Cała magia gdzieś się ulotniła, a kanał związany ze światem demonów został całkowicie zamknięty. Co poszło nie tak?

- Gdzie się pomyliłem? - Mówił sam do siebie, łapiąc za jedna ze swoich starych ksiąg i uważnie przekartkowując zapisane stronice. Nie był jednak w stanie odszukać tego, czego potrzebował. Znów rozległ się dźwięk uderzania o drzwi, tym razem jeszcze bardziej donośny i z większą częstotliwością.

- Otwórzcie mości panie! Przynoszę rozkazy od barona.

Staruszek wstał, ocierając pot z czoła i pośpiesznie wszedł po schodach na górę. Otworzył drzwi, a jego oczom ukazała się znajoma twarz.

- Baron wzywa, panie Iteusie.

Iteus ledwo powstrzymał się od uderzenia Dougha. Zarówno jego twarz jak i twarz barona sprawiały, że zbierało mu się na wymioty.

- Mówiłem, aby mi nie przeszkadzano. Zresztą, teraz to już nie ważne, prowadź pachołku.

Obydwaj szybko przemknęli między budynkami, chcąc pozostać nie zauważonymi na tyle, na ile było to możliwe. Linia frontu przesuwała się niebezpiecznie szybko i niebawem mogła dotrzeć do ich pozycji. Jeśli chcieli ujść z życiem – musieli się śpieszyć. Udało im się dotrzeć do kwatery barona bez szwanku, ale Ezoteryk dyszał, ledwo łapiąc oddech. Felix nie był zadowolony z czasu jaki zajęło Doughowi sprowadzenie starucha, toteż sowicie go zbeształ:

- Twoje demoniczne plugastwo nie wystarcza, Guślarzu. Znajdź jakiś sposób na wymordowanie tych jaszczurek.

- Nie mogę nic więcej poradzić, drogi Baronie. Wykorzystałem cały zasób mej mocy.

Spodziewał się takiego obrotu wydarzeń. Nie powiedział do końca prawdy, ale też nie skłamał. Owszem, nie mógł zmienić już bardziej przebiegu bitwy, jednak wciąż miał wystarczająco energii, by w razie czego uciec z miasta, za pomocą wymiaru piekielnego. Oczywiście, wiązało się to z ogromnym ryzykiem, ale to była ostatnia deska ratunku. Gruby namiestnik poczerwieniał, co w towarzystwie z potem sprawiło, że niektórzy mogliby pomylić go ze świnią.

- Nie zrozumiałeś rozkazu?

- Wspaniały baronie, chciałbym, aby ta bitwa przybrała inne zakończenie, ale obawiam się, że w tym przypadku jest to niemożliwe. Radziłbym po prostu uciec z miasta.

- Masz mnie za tchórza?! Nie zostawię swojego skarbu, choćbym miał trafić do piekła! Straż, zabić to ścierwo! - Wykrzyknął namiestnik, wyrzucając ręce w powietrze.

Zanim ktokolwiek zdążył wykonać jakiś ruch, Iteus zniknął nagle, sprawiając, że Felixowi mało szczęka nie opadła. Koniec rządów grubego i niegodziwego władcy miasta zbliżał się z każdą sekundą, lecz czy Głębinowce nie będą równie okrutne dla obywateli?

Brama do RajuWhere stories live. Discover now