Rozdział I - X

350 11 8
                                    

W objęciach okropnej zamieci przemierzaliśmy Sierpowe Góry, zbliżając się do Gildii Magów Zniszczenia. Byliśmy cali przemarznięci i pokryci śniegiem. Mróz spowodował katar oraz brak czucia w palcach, a konie ledwo dawały radę nas nieść, jednakże mimo trudności z każdą sekundą zbliżaliśmy się do celu, przedzierając się przez gęstą mgłę. Drogi już nie było widać, więc nasz przewoźnik musiał znać tą drogę na pamięć, przez co wywnioskowałem, że zapuszczał się tu dość często.

Dotarliśmy do małej dolinki którą otaczały szczyty prowadzące aż do samego nieba.

- Jesteśmy naprawdę blisko - oznajmił Llyth prowadząc nas na północny zachód.

Stanęliśmy przy skalnej ścianie. Brodacz zszedł z konia i podszedł do niepozornie wyglądającego miejsca. Rozejrzałem się po okolicy. Byliśmy na odludziu, a jedyną rzeczą, którą udało mi się zarejestrować była ta dziwna ściana. Mężczyzna wyjął z rękawa malutki, pomarańczowy kryształ i zaciśnięciem pięści zmienił go w pył.

Nagle ziemia zadrżała, a przed nami ukazała się ścieżka prowadząca w głąb góry. Z środka jaskini dotarł do nas potężny, męski głos :

- Hasło!

Nasz zmiennokształtny przyjaciel pomyślał chwilę i ledwo powstrzymał śmiech.

- Chrząszcze to najlepsze danie na śniadanie, obiad i kolację!

W tej chwili podszedł do nas mag, ubrany w ciepłe, pomarańczowe szaty. Jego twarz osłaniał szeroki i długi czerwony szalik.

- O, widzę, że świeżaczki przybyły! No, obiecująco to ta dwójka nie wygląda Llyth. Coś ty nam tu przywiózł? - Mężczyźni zaśmiali się głośno. Ja również się do nich dołączyłem, ale Nathanowi nie było do śmiechu.

- Zapewniam cię, że są dobrym towarem na przyszłych magów. Ten młody człowiek to Desmond - ukłoniłem się nisko.

- A z tymi ludźmi to nigdy nic nie wiadomo. Witam, jestem Kito, mag drugiego stopnia i strażnik gildii, - uścisnęliśmy sobie dłonie - miło mi.

- Z kolei ten mały chłopak to Nathan.

Mężczyzna podał mu rękę, ale młodzik nie odwzajemnił się tym samym.

- Widzę, że maluch jest zadziorny. Chodźcie do środka, odpocznijcie chwilę. Macie szczęście, że zdążyliście, ponieważ jutro jest rozpoczęcie naboru.

Weszliśmy do jaskini, na której ścianach wyryte były runy zabezpieczające ją przed zapadnięciem. Kito i Llyth szli przodem pochłonięci dyskusją, a ja zostałem w tyle razem z Nathanem.

- Nie podoba mi się tu - bąknął dzieciak pod nosem.

- Jeszcze nie zdążyliśmy się niczego dowiedzieć o tym miejscu.

- Nie lubię jaskiń, do tego ten strażnik powiedział, że się nie nadaję - zachichotałem cicho, rozbawiony jego podejściem.

- Tylko żartował. Nie powinieneś brać wszystkiego do siebie - podrapałem się po nosie - Dlaczego chciałeś jechać ze mną?

- I tak nie mam co ze sobą zrobić - odparł bez namysłu, jakby wcześniej przygotował tą odpowiedź.

W końcu dotarliśmy do głównej jaskini kompleksu. Wydawało się jakoby nie miała dna, natomiast jej sklepienie znajdowało się na tyle wysoko, że żeby go dosięgnąć musiałoby stanąć na sobie dwadzieścia Ragnosów. Wszędzie rozsiane były liczne schody i przejścia do placów treningowych.

- Witajcie w Gildii Zniszczenia, spędzicie tu najbliższe dwa lata ucząc się podstaw magii zdolnej powalić całe armie - ogłosił Kito i skręcił w lewo wchodząc na schody prowadzące w dół jaskini. Zatrzymał się przed drewnianymi drzwiami i otworzył je ukazując nam długie pomieszczenie z wieloma piętrowymi pryczami.

Brama do RajuМесто, где живут истории. Откройте их для себя