Rozdział III - IV

42 1 0
                                    

Cedric stał z głową dumnie uniesioną przed obliczem nekromanty. Jego spojrzenie zdradzało coś na miarę szacunku wobec władcy. Od początku wiedziałem, że prędzej czy później zaakceptuje swój los, a wręcz będzie nim zachwycony. Znajdowałem się parę kroków za nim, przysłuchując się kolejnym rozkazom mistrza. Już niedługo wyruszymy głęboko w Sierpowe Góry, do tajemniczego miejsca, które niedawno odkryła drużyna poszukiwaczy wynajęta przez Gildię Magów Zniszczenia. Są to ruiny starożytnej świątyni, wystarczająco naładowane magią, by móc przeprowadzić tam rytuał. Niewiele niestety wiadomo o przeszłości zgliszczy, ani o ich pierwotnym zastosowaniu. Chcąc uzyskać takie informacje trzeba poświecić się badaniom co najmniej przez parę lat, a to nie było naszym głównym celem.
Dillhmyraen nakazał na wszelki wypadek Cedricowi zostać w nekropolii. Teoretycznie była ona niewykrywalna, ale w praktyce nigdy nie wiadomo było, co się może wydarzyć. Ja natomiast miałem pomóc w budowaniu zaklęcia. Po dokładniejszym wytłumaczeniu struktury czaru, można by przyrównać je do układania klocków o pasującym do siebie kształcie i w odpowiedniej kolejności. Układanka ta była niezwykle skomplikowana, obszerna, a  utrzymanie energii pozwalającej choćby spróbować się nią zająć wymagało nie lada poświęcenia. Mistrz jako, że znał zapiski niezbędne do wykonania czaru oraz odpowiednie wskazówki będzie skupiał się głównie na dopasowywaniu odpowiednich słów oraz porcji magii. Inni magowie będą musieli wykorzystać całą zgromadzoną moc, aby pozostawić zaklęcie otwartym na czas rytuału. Jeśli któryś z magów zasłabły bądź nawet umarł podczas tego wymagającego przedsięwzięcia, na jego miejsce jest paru innych, aby zastąpili go w trakcie. Jest to możliwe, jeśli zareagują dość szybko. Niewielkie szanse są na to, aby coś się nie udało, a przynajmniej tak zapewnia nekromanta.
- Cedricu, możesz odejść - spokojnym głosem oddelegował podopiecznego, a tamten skinął głową i odpowiedział:
- Dziękuję, panie.
- Czy jesteś gotów, Agraelu? - Zwrócił się do mnie mistrz zaraz po wyjściu Nathana z sali.
- Naturalnie, przygotowywałem się do tego wydarzenia wiele czasu.
Delikatny uśmiech pojawił się na twarzy brata. Nastała cisza. Powiedziałem coś niestosownego? Wydawało mi się, że nie, a jednak niepokój narastał z każdą minutą. Czekałem cierpliwie, jakakolwiek reakcja była ryzykowna.
- Dobrze się spisałeś. Wyruszamy natychmiast. Wszystko jest już gotowe, reszta magów będzie nas oczekiwać na miejscu.
Ulżyło mi. Być może to był rodzaj testu, który pomyślnie zdałem. Cierpliwość w tym przypadku była niezbędna, ponieważ wykonywanie zaklęcia mogło zająć nawet cały dzień i noc.
Nekromanta zszedł z tronu, przywołując magią do siebie niewielką, drewnianą tubę na zwoje.  Pewnym krokiem ruszył w kierunku wrót, a ja postąpiłem za nim.
- Pamiętaj, już niedługo to ty będziesz władał tym miejscem. Mam nadzieję, iż doskonale się nim zajmiesz. Z pewnością tu wrócę, żeby zobaczyć, czy nie obróciło się ono w ruinę, więc przyłóż się do swego zadania.

***

Loraia wtargnęła do zgliszczy miejsca znanego kiedyś jako Vaernath. Pradawna świątynia istot, które już dawno nie zamieszkują tych krain, została niemalże w pełni obrócona w perzynę. Tyle tylko udało jej się dowiedzieć od poszukiwaczy, którzy spędzili tutaj już paręnaście dni.
Gdy tylko postawiła krok na progu ośnieżonego wejścia od razu poczuła moc magiczną, swobodnie rozchodzącą się w tym miejscu. Tak, to z pewnością było to, czego szukali. Dillhmyraen poinformował ją, aby udała się tu, razem z orszakiem najpotężniejszych magów w gildii, a więc tak też więc zrobiła. Grupka kilkunastu magów, którzy wydawali się wystarczająco odważni, jak i wyuczeni w kunszcie magii, szli za nią krok w krok, niczym cienie.
Weszli w głąb ruin, które z każdą chwilą prowadziły coraz bardziej pod ziemię. Zapach wilgoci roznosił się w powietrzu, a przywołane świetliki oświetlały poniszczone, kamienne cegiełki na których zapisanych było wiele znaków w nieznanym języku. Głos butów uderzających o posadzkę wydawał się niezwykle głośny, można by rzec, że kuł w uszy wraz z każdym  krokiem.
Ponoć inne grupy już tu dotarły, nie licząc samego nekromanty i jego przydupasa Agraela. Doprawdy, jego przemiana działała jej na nerwy, a był kiedyś takim miłym i troskliwym mężczyzną. To niestety nie zmieniało jej uczuć do niego. Wciąż go kochała, pomimo długich lat rozłąki i bycia wiecznie odrzucaną. Ciężko było jej wytłumaczyć, dlaczego tak naprawdę czuła tyle do niego. Nie wydawał jej się nigdy ideałem mężczyzny, księciem z bajki, czy chociażby bogatym arystokratą zdolnym zapewnić jej bezpieczne życie. Wręcz przeciwnie, była świadoma tego, że jeśli jakimś cudem by im się udało, to musiałaby zrezygnować z wszelkich wygód, prawdopodobnie też przyzwyczaić się do nieustannej wędrówki. Z jednej strony było jej dobrze, wysoka pozycja, Arcymag Mistrz gildii magów. Zawsze miała wszystko, co chciała pod ręką, a jednak zasmakowanie życia u jego boku było tak kuszące, iż oparcie się temu uczuciu było niemożliwe. Może wydawała się wredna, wykorzystująca ludzi do własnych celów, ba, wiedziała, że istotnie taka jest i nigdy nie była święta, ale czy to odbierało jej szansę na szczęśliwe życie przy kimś, kogo kocha?
Lorai'a, skup się. To nie czas na rozmyślanie o drobnostkach.

Brama do RajuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz