Rozdział 13

4.4K 295 12
                                    

Wczoraj usnęłam jak tylko przyszłam więc wstałam bardzo wcześniej. Podniosłam oblałe ciało i usiadłam na łóżku. Sięgnęłam po telefon i okazało się że jest 4:10 więc zdążę jeszcze na wschód słońca i by pobiegać jak codzień. Wzięłam dresy oraz koszulkę i udałam się do łazienki. Wybrałam najkrótszą drogę czyli okno. Do ziemi było jakieś 5 metrów, nie powiem że się trochę przeraziłam ale do odważnych świat należy. Tak mówiła moja mama... Była cudowną osobą i zawsze chciała mojego szczęścia, ale przechodząc do rzeczy.

Usiadłam na parapecie i przełożyłam nogi tak by zwisały nad ziemią. Już po chwili byłam na dole. Podniosłam się i wbiegałam w głąb lasu. Minęła kilka minu i znalazłam się na jakieś polanie. Z wyglądu przypominała łąkę która mi się śniła, tylko wtedy byłam z Jacob i to jako wilki. Poszłam kilka kroków do przodu i usiadłam na miękkiej trawie. Patrzyłam się bezczynnie w niebo, na którym powoli pojawiało się słońce.

Jestem bardzo ciekawa dlaczego Jacob nie powiedział mi że będę musiała tu zamieszkać. Może on tego nie chce, ale dlaczego? Przecież jesteśmy przyjaciółmi. Tylko..

Z rozmyśleń wyrwał mnie szelest w krzakach. Podniosłam się bardzo szybko, co było złym posunięciem ponieważ zakręciło mi się w głowie. Spojrzałam w stronę z której dobiegła hałas i nagle ujrzałam czyjąś sylwetkę. To Jacob, tylko co on tu robi o tak godzinie. W sumie to nawet nie wiem która jest ale na pewno wcześnie.
- Wystraszyłeś mnie - powiedziałam do zbliżającego się chłopak
- Aż taki straszny jestem - zaśmiał się i usiadł na trawie. Po chwili dołączyłam do niego
- Dlaczego mi nie powiedziałeś że będę musiała się do was wprowadzić - chciałam poznać prawdę
- Sam nie wiem bałem się że się nie zgodzisz - zrobię wszystko żeby wyrwać się od ojca i jego nowej rodzinki i on dobrze o tym wie a podobno bał się że się nie zgodzę. Tsa na pewno.
- Dzisiaj twój wielki dzień - o nie
- Całkiem o tym zapomniałam - a może nie chciałam o tym pamiętać. Nie wiem czy chcę być tym kim jestem. Nie wiem czy chcę być wilkołakiem
- Wiem że masz wątpliwości ale genów nie zmienisz. Nie bój się a wszystko pójdzie dobrze
- Nie wiesz jak to jest nie chcieć być krwiorzerczą bestią. Boję się tej przemiany - starałam się nie rozpłakać. Nie chcę żeby znowu widział jak płacze bo pomyśli że jestem słaba
- Dziewczyno wszyscy przez to przechodzili, ja też. Każdy bał się przemiany. Ja też nie chciałem być wilkołakiem i uwierz mi że miałem gorszą sytuacje bo przemieniłem się w lesie sam. I nikt mi tego nie wytłumaczył. Kiedy dopiero przyjechałem do taty to on mi wszystko wyjaśnił. Ty masz lepiej bo masz mnie wataha i.. - zawahał się - i mnie - jakoś ciepło zrobiło mi się na sercu i strach wyparował.
- Chodź już - chłopak wstał i pociągną mnie za sobą

Wszlismy do domu i zauważyłam jakąś kobietę krzątającą się po kuchni. To pewnie mama Jacob'a pani Black.
Zauważyłam także chłopak siedzącego przy stole. To chyba Cameron z tego co zapamiętałam.

- Dzień Dobry. Jestem Alex - powiedziałam do kobiety obok wyciągając rękę
- Witaj Alex. Jacob dużo nam o tobie opowiadał - jestem ciekawa co.

Zanim się zorientowałam wszyscy już przyszli i jedli śniadanie, tylko ja stałam jak głupia i wszystkiemu się przeglądałam. Z perspektywy innej osoby wyglądało by to dość dziwne. Grupa ludzi porzerająca kanapki w śmiesznych strojach od piżam przy wielkim stole i jedna brunetka stojąca obok. Chore.. Moje myślenie jest chore tak samo jak ja.
- Siadaj dziecko - odezwała się pani Black pokazując miejsce między nią a Cassandrą. Zrobiłam tak jak kazała i zaczęłam jeść.

***
Jest chyba 19 a ja cały dzień spędziłam na graniu w różne gry planszowe z watahą by jak to mówi Cassie " rozluźnić się przed przeminą". Zostało kilka godzin do tego jakże historycznego wydarzenia. Czujecie tam sarkazm. Każdy myśli że jak nie będziemy o tym mówić to uda mi się zapomnieć na te kilka godzin, ale tak nie jest. Równo o dwudziestej mam wyjść z Jacob'em na tą polankę na której byliśmy rano i tam ma się zmienić moja życie. Już na zawsze
- Przegrałaś - usłyszałam krzyki
Thomas'a. Zamyśliłam się i przegrałam z 11 latkiem w szachy, pewnie świadomie też bym przegrała więc nie robi mi to większej różnicy
- Niestety, to jaką chcesz nagrodę? - umówiliśmy się że jak ja wygram przez cały weekend będzie on ścielał moje łóżko. Tak wiem to wykorzystywania dziecka, ale cóż. A on powiedział że jego nagroda będzie tajemnicą.

Chłopiec wskazał na swój policzek, na co się zaśmiałam i do niego podeszłam. Cmoknęłam Thomas'a w policzek i wróciłam na swoje miejsce. Po chwili do pomieszczenia weszła Cassie
- Chodź ze mną - pociągnęła mnie za rękę i wyszła z kuchni
- Ale gdzie?
- Chcesz wyjść z domu w tym? - pokazała na mój strój który składał się z krótkich spodenek i za dużej bluzki. Na nogach miałam kapcie w kształcie króliczków. Cass zaczęła się śmiać a ja po obczajeniu mojego stroju także się zaśmiałam.

Weszłyśmy do mojego pokoju i od razu dziewczyna wydelegowała mnie do łazienki, a sama zabrała się za grzebanie w mojej torbie.

Po krótkim prysznicu wyszłam owinięta ręcznikiem i usiadłam na łóżko po czym mój wzrok przeniusł się na Cassandrę.
- Za dużego wyboru to nie miałam ale trzymaj - Cass podała mi ubrania i znowu wysłała do łazienki. Ubrałam wybrane przez Cassie czarne rurki, szarą bokserke oraz czarny sweter i wyszłam.

- Dlaczego ty wzięłaś same ciemne ubrania? - hm.. Zastanówmy się. Może dlatego że tylko takie mam. Nie lubię ubierać się na kolorowo. Jestem tak jakby pogrążona w 2 letniej żałobie.
- Mam tylko w takich kolorach. No może jeszcze beżowe albo białe - tak to prawda moja szafa nigdy nie widziała innych kolorów.
- O Boże. Trzeba będzie popracować nad twoim stylem, a teraz chodź bo się spóźnisz - znowu poczułam się jak jakaś zabawka kiedy Cassie mnie pociągnęła za sobą na dół.

Wraz z Jacob'em ubraliśmy buty i skierowaliśmy się do drzwi. Przekroczyliśmy ich próg i pochłonęła nas rozmowa.

Chłopaka wytłumaczył mi że jak tylko zajdzie słońce zacznie się moja przemiana. Wiem też że będzie to trochę boleć ale nie mam się czego obawiać bo będzie to coś na wzór lekkiego kopnięcie w plecy. Resztę drogi przeszliśmy w ciszy i żadne z nas nie śpieszyło się do dalszej rozmowy.

Doszliśmy na brzeg łąki i zatrzymałam się.
- Co się dzieje?
- Ty zostajesz tu - nie chciałam pomocy. Wolę tam pójść i sama przywitać nowe życie
- Ale.. - przerwałam mu - Nie ma żadnych ale - nie będzie się mi stawiać. Pokazałam chłopakowi pień blisko krzaków za którymi znajdowało się właśnie to miejsce. Przeskoczyłam przez nie, pobiegłam do przodu i stanęłam twarzą do księżyca. Dziś pełnia, nie wiem czy to lepiej czy gorzej.

Nagle poczułam się jakby ktoś we mnie siedział i próbował zmienić kształt moich rzeber. Upadlam bezsilne na kolana i wydałam cichy jęk. To już. Po tej myśli wszystko zaczęło się we mnie gotować i byłam już na czterech łapach. Świat z takiej perspektywy wyglądał tak samo jak normalnie. Ale nie jest tak samo. Spuściłam łeb i popatrzyłam na moje łapy. Nie mogę w to uwierzyć...


Hej!
Chciała bym przeprosić was za długą jak dla mnie przerwę i mam nadziej że rozdział się spodoba.

Julia 💙❤💜

Nowe ObliczeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz