Rozdział 25

3.2K 218 20
                                    

Przez całą rozmowę w oczach Jacob'a widać było żal i współczucie. Nie odezwał się przez nawet kiedy przestałam mówić. Wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał.
- Wiem gdzie to jest - zmarszczyłam brwi i popatrzyłam na niego pytająco - Wiem gdzie jest ten parking. Pojedziemy tam - oznajmił to, po czym zaczął ubierać buty. Nie myśląc o konsekwencjach poszłam w jego ślady. Chłopak wyszedł z domu, a ja lekko zdezorientowana szłam za nim. Otworzył garaż i przed moimi oczami pojawiło się kilka samochodów oraz dwa ścigacze. Wsiedliśmy na maszynę, a ja oplotłam ręce w pasie chłopaka, uprzednio podnosząc jego kurtkę.

Jacob POV.

Nie jestem pewien czy to dobry pomysł. Zastanawiam się czy jej sny coś oznaczają, czy może to po prostu zwykłe koszmary, które czasem się zdarzają się po stracie bliskiej osoby. Boje się że będzie rozczarowana jeśli nic tam nie znajdziemy. Mówiła mi już kiedyś, o tej białej wilczycy, twierdzi też, iż widziała ją w święta, więc ten sen nie może być przypadkiem. 

Jesteśmy już blisko opuszczonej knajpy, położonej kilka kilometrów za miastem. Poczułem jak ręce Alex trzęsą się na moim ciele. Jest przestraszona, ja na jej miejscu na pewno też bym był. Zatrzymaliśmy się, a dziewczyna szybko zeskoczyła i pobiegła w kierunku miejsca z poprzedniej nocy. Ruszyłem za nią, nie chcą żeby była z tym wszystkim sama. Zatrzymaliśmy się przed ścieżką prowadzącą w głąb lasu. Brunetka spojrzała na mnie znacząco, tak jakby chciała zajrzeć do mojego wnętrza, sprawdzić co czuję. Wiem że ona wie że jestem zaniepokojony całą tą sytuacją, choć i tak starałem się nie pokazywać tego po sobie.

Alex POV.

- Na pewno chcesz tak wejść - dopytywał się, a w jego głosie było słychać nutkę niepokoju. Jest przerażony, ale na pewno nie tak jak ja. Spojrzałam na niego jeszcze raz, ścisnęłam dłoń i zrobiliśmy pierwszy krok. Z każdym kolejnym przerażenie rosło, czułam to samo co w śnie tylko tym razem wiedziałam że dzieje sie to na prawdę. Nie wiem jeszcze co zastaniemy kiedy dojdziemy na miejsce, lecz myślę że wszystko się zmieni. 

- Czuję jakiegoś wilkołaka. Nie jestem pewien kto to, ale znajduje się blisko nas - czyli jest szansa, że moja mama żyje. Tylko dlaczego ukrywała się tak długo? Dlaczego nie dała znaku życia? 

Idąc dalej tylko utwierdziliśmy się w przekonaniu że ktoś taki jak my tam jest, bo i ja go poczułam. Serce waliło mi jak szalone, a rozum mówił że nic dobrego z tego nie wyjdzie, bym uciekała. Zacisnęłam mocniej palce na ręce Jacob'a, kiedy usłyszeliśmy dźwięk łamanych gałęzi. Gdy powoli zaczęłam się uspokajać, zza krzaków wyskoczyła biała wilczyca. Ta sama co we śnie, ta sama którą widziałam w święta.  

Puściłam rękę Jacob'a i w parę sekund znalazłam się parę centymetrów od niej. 

- Mama - spytałam. Wilczyca zawahała się, ale po chwili kiwnęła łbem - Mama - powtórzyłam chcąc w to uwierzyć. Odwróciłam się w stronę Jake' a, on uśmiechną się, po czym machną ręką bym zajęła się Margaret. Mój wzrok ponownie przeniósł się na matkę. Usłyszałam strzał pistoletu, a coś małego przeleciało mi przed oczami. Mama złapał się za serce, w miejscu w którym dostała. Zakryłam sobie ręką buzie, gdy zobaczyłam że kula przeleciała przez całe jej ciało. Kobieta powoli upadała, a ja zamiast jej pomóc patrzyłam jak umiera. Mogłam jej powiedzieć że ktoś chce ją zabić. Nie wybaczę sobie tego do końca życia. Upadłam na kolana obok niej i lekko ją podniosłam.

- Przepraszam to moja wina. Mogłam ci powiedzieć. Przepraszam - wyszlochałam

- Ni-c się nie stało. To było do przewidzenia - stwierdziła -  Przyszłam cię zobaczyć, ale teraz to nie ważne. Pamiętaj tylko że nikt nie może mówić ci jak masz żyć. I pamiętaj też że zawsze będę cię kochać - odparła cicho, a  jej oczy zamknęły się. Poczułam silną dłoń na ramieniu, która zaczęła odciągającą mnie od ciała. Nagle odrzuciłam cały smutek, na rzecz wściekłości. Z ogromną prędkością pobiegłam w stronę z której ktoś strzelał. Nie myliłam się. Starszy pan zbierał jeszcze swoje manatki, nie spodziewając się tego co zamierzam zrobić. Mężczyzna odwrócił  się w moją stronę, a ja popchnęłam go na drzewo. Wyglądał na około 50 lat, był myśliwym, więc pewnie dlatego nie chybił z tak dużej odległości. Złapałam go za szyję i podniosłam w górę. Próbował się uwolnić, ale ja nie dawałam za wygraną.

- Dlaczego ją zabiłeś? - wycedziłam przez zęby. Facet dalej milczał więc mocniej zacisnęłam rękę. - Kto kazał ci to zrobić? - wątpię by tak niepozornie wyglądający starzec sam z siebie bawił by się w zabijanie wilkołaków.

 - Powiesz mi, albo cię zabiję 

- Chris - wypowiedział resztkami sił. Z zaskoczenia wypuściłam go, ale nie zamierzałam mu jeszcze odpuścić. Zaczęłam chodzić w te i we wte zastanawiając się dlaczego on zlecił zabicie jej. Może to przez to że go opuściła. Chciał się zemścić za to że wybrała człowieka, a nie jego, potężnego alfę. Spojrzałam krzywo na mężczyznę który wyjawił mi prawdę.  Ta milsza strona mnie jest mu wdzięczna za wyjawienie prawdy, za to ta druga żąda rozlewy krwi. 

Wyglądał jak by się dusił, powoli umierał. Jego kaszel i ciche szepty z prośbami bym nic mu nie robiła denerwowały mnie, dlatego postanowiłam zakończyć jego jak i moje cierpienie.Pewnym krokiem zbliżyłam się.

- Denerwujesz mnie - złapałam go za głowę i mocno szarpnęłam. W taki oto sposób skręciłam mu kark. A to dopiero początek...

Wczoraj już nie dałam rady go dokończyć więc dodaję dziś. Nie jestem z niego zbyt zadowolona ale ocenę pozostawiam wam. Chcę też poinformować że jeszcze 2 rozdziały epilog i koniec. Dziękuję za wszystkie oczka, gwiazdki i komentarze. Jesteście cudowni.!!

Dziękuję TaOdKotaMadzikowa134 i magicalgirl96 za komentarze i to własnie im dedykuję dzisiejszy rozdział :)

Julia :*

Nowe ObliczeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz