10. Oh I'm a mess right now

980 89 21
                                    

Nina

Siedzę sobie na podłodze, owinięta w puchaty koc koloru fioletowego. I w zasadzie jestem w rozsypce. Jeszcze nigdy się tak nie czułam: nie dociera do mnie, że poznałam Eda, nie dociera to, że piszemy razem piosenkę. Mam mętlik w głowie i strasznie się denerwuję, chociaż nie wiem czemu. Moje serce przyspiesza gwałtownie na jakąkolwiek wzmiankę o Edzie, a obserwując liczbę wyświetleń filmiku nagranego podczas tworzenia tej piosenki mam ochotę zapaść się pod ziemię.
Z reguły nigdy, przez całe moje życie się nie wychylałam. Unikałam dzikich imprez, starałam mieć jak najlepszą opinię i nigdy nie robić nic, co mogłoby zwrócić na mnie uwagę. Nie porozmawiam z obcą osobą na ulicy, nawet jeśli się zgubię. Wolę siedzieć na chodniku i płakać, niż zawracać komuś głowę.
A teraz to wszytko dzieje się tak nagle, a ja nie mogę tego powstrzymać. Ludzie będą wiedzieć kim jestem, ale nie jaka jestem.
Zamykam laptopa i bezmyślnie gapię się na kurz spoczywający pod kanapą. Przyciskam miękki koc mocniej do piersi, jakby miał ochronić mnie przed światem. Od podłogi bije zimno, więc nie zdziwię się, kiedy następnego dnia obudzi mnie ból głowy i gorączka. Ale nie wstaję, o nie. W oknie może czaić się jakiś latający robot z kamerą, albo jakiś kolejny maniak. Ewentualnie Spider-Man, albo jakiś latający przystojniak.
No dobrze, może przesadzam. Ale dziś rano zaczepiła mnie jakaś dziewczyna. Obca dziewczyna. Przerażająca, obca dziewczyna, z wściekle rudymi włosami. Chciała, żebym podała jej mleko. A potem spytała się, czy to ja jestem tą dziewczyną z filmiku Eda.
Zaprzeczyłam. Oczywiście, że zaprzeczyłam, byle tylko móc już sobie stamtąd iść. Ale te chwile paniki, kiedy patrzyła w moje oczy i szukała podobieństw, te chwile po prostu wyprowadziły mnie z równowagi. Już nigdy więcej nie zaufam żadnej rudej dziewczynie. Nigdy.
I nigdy, przenigdy nie podam nikomu mleka.
Wtulam twarz w koc i wdycham jego jaśminowy zapach.
Julie uważa, że świruję. Kocha mnie, co nie zmienia faktu, że świruję. Mówi, że za bardzo się wszystkim przejmuję. I ma rację. Za każdym razem kiedy widziałam Eda (poza tym momentem, kiedy zdjął wtedy kaptur), byłam w miarę spokojna. Jego obecność powodowała, że czułam się dobrze: bezpiecznie i możliwie jak najbardziej normalnie. Ale kiedy go nie ma, zaczynam myśleć. Zdecydowanie za dużo myśleć. Zastanawiam się nad każdym wypowiedzianym przez niego słowem, nad wszystkim co sama mówiłam. Bardzo często się zastanawiam. A to prowadzi mnie do jednego: myślenia o tym, co złego mnie spotka za te dobre chwile. Bo w zasadzie przez całe moje życie spotykały mnie potworne rzeczy i to zawsze wtedy, gdy czułam, że już jest dobrze.

Kiedy miałam osiem lat, mój ojciec zginął w wypadku samochodowym. To było jak efekt domina: jedna katastrofa, która powinna zniszczyć doszczętnie mój świat, powodowała kolejne. Musiałam znosić fałszywe współczucie, niekończące się pytania i ból tak wielki, że aż raniący. Nie miałam nikogo, z kim mogłabym się tym podzielić: cały mój świat był po prostu porankami, kiedy budziłam się i docierała do mnie prawda. Chwile radości, które od razu zastępował ból i smutek.
A potem przyszedł mój ojczym. Pojawił się, inteligentny i wszechstronnie wykształcony. Potrafił zrobić wszystko: naprawić kosiarkę, przewidzieć pogodę, zawrócić w głowie mojej mamie. Szkoda tylko, że nikt nie jest taki, jakim chce by inni go widzieli. I szkoda, że po tym jak się pojawił, zaczął zabijać nas od środka. Wzbudzał poczucie winy, i manipulował nami tak, byśmy myślały, że jesteśmy gorsze. A my mu wierzyłyśmy, ja i mama. Przez bardzo długi czas.
I znosiłyśmy krzyki.
Czasami miałam ich tak dosyć, że po prostu się wyłączałam i nuciłam w myślach jakąś piosenkę, żeby nie zwariować. Czasami dopadała mnie taka frustracja, że sama zaczynałam krzyczeć.
Ja nie krzyczę - mówił z szyderczym uśmiechem. - Ja mam po prostu taki ton głosu.
Innym razem słyszałam od niego, że "krzyczy dlatego, że kiedy mówi normalnie, nikt go nie słucha".
Ale bardzo rzadko udawało mu się powiedzieć coś normalnego, co miałoby sens.
Dlatego moje życie stało się tak chaotyczne. I dlatego zaczęłam zamykać się w sobie.
Gdyby nie to, że w końcu mamie udało się go przezwyciężyć i wyrzucić z domu, mogłabym całkiem zwariować. Czasami myślę sobie, że gdyby nie ona i Julie, mogłabym nie być tym, kim jestem.
Z piętra niżej dochodzi mnie śmiech małego dziecka - widocznie do ciotki (tak kazała na siebie mówić) Mary znowu przyjechali siostrzeńcy. Po chwili słyszę łoskot i ponowną salwę śmiechu. Wzdycham. Małe dzieci nie sprzyjają myśleniu.
Podnoszę się z trudem z podłogi i staram zapomnieć o tym, co męczy mnie od tyłu lat: o wspomnieniach, których wcale nie chciałam mieć.
Rozglądam się po mieszkaniu w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby odwrócić moją uwagę od przykrych myśli. Prawie od razu dostrzegam odtwarzacz i bez zbytniego zastanawiania się chwytam pilota i włączam płytę, która była w odtwarzaczu.
Do moich uszu docierają dźwięki soundtracku Hobbita i mimowolnie uśmiecham się, bo to chyba jedna z nielicznych płyt, które pomagają mi zapomnieć.
Przez kilka minut chodzę po pokoju, jakby w poszukiwaniu inspiracji, aż w końcu zatrzymuję się i wzdycham ze smutkiem. Mój wzrok zatrzymuje się na jakiejś pojedynczej książce, która uchowała się na naszym regale. Tak długo nie czytałam, że prawie zapomniałam jak bardzo było to cudowne zajęcie.
W zasadzie mogłabym wymieniać teraz tysiące sentencji z tumblra, które mówiły o tym jak bardzo czytanie pozwala nam się rozwijać, ale sama miałam do powodzenia tylko jedno. Czytanie daje nam szansę. A ja ją odrzuciłam dawno temu.
Kiedyś bardzo chciałam jeździć konno. Marzyłam o pięknym koniu pełnej krwi arabskiej, rysowałam go w każdym zeszycie, jaki posiadałam. Chciałam tylko wsiąść na niego i po prostu jechać, zapominając o wszystkim wokół, uciec od mojego ojczyma i być szczęśliwą. To marzenie też musiał zniszczyć.
Więc czytałam o koniach. O ich wspaniałości, mistyczności i całej reszcie rzeczy, które zachwycały małą dziewczynkę. Myślałam, że im więcej przeczytam książek, tym większe szanse mam na spełnienie moich marzeń.
A kiedy okazało się, że tak nie jest, prawdę mówiąc coś we mnie umarło.
Wyciągam przed siebie lekko drżącą dłoń i opuszkami palców ostrożnie wodzę po grzbiecie książki. To Szklany Tron, który widocznie należy do Julie.
Podjęcie decyzji zajmuje mi jakieś trzy sekundy.
Ostrożnie wysuwam książkę spomiędzy podręczników i otwieram ją na pierwszej stronie. Wdycham zapach kartek i myślę sobie, jak dawno tego nie robiłam.
Słucham szelestu stron z głupkowatym uśmiechem na twarzy i opadam na miękką kanapę, przytulając do piersi książkę prawie jak jakaś fanatyczka.
W tle słyszę przyjemny głos wykonawcy piosenki The Last Goodbye, a w sercu czuję jakąś irracjonalną nadzieję, że będzie dobrze. W końcu prawie zawsze tak to się kończy, prawda?
Wyciągam telefon i zanim stchórzę, szybko wstukuję wiadomość do Eda: Co powiesz na dokończenie piosenki? Wiszę ci refren. Od razu ją wysyłam i wyciągam wygodnie nogi, przygotowując się na długie godziny czytania.
Zmierzam wziąć sobie radę Julie do serca i po prostu wyluzować.

Mam nadzieję, że rozdział nie jest tragiczny, bo mało w nim Eda :") Chciałam w jakiś sposób pokazać Ninę, dlatego może mało tu akcji, a więcej wynurzeń (ale to już chyba ostatni taki rozdział z jej perspektywy 😁).
Dziękuję za wszystkie wyświetlenia, komentarze, etc <3
Jesteście naprawdę wspaniali.

Nina * Ed Sheeran ✔Where stories live. Discover now