13.5 They don't know about us

614 61 8
                                    

 Julie

  Kiedy Nina wróciła cała zapłakana ze spotkania z Edem po raz pierwszy w życiu postanowiłam, że znienawidzę miłych rudzielców. Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim stanie (może z wyjątkiem tego dnia, kiedy znalazła starą kartę do aparatu z jakimiś zdjęciami z dzieciństwa). Pierwszy raz w życiu nie wyczuła zapachu świeżo dowiezionej pizzy i nie chciała nawet słyszeć o zrobieniu jej ukochanego wieczorku karaoke. Od paru dni prawie się do mnie nie odzywa, a cienie pod jej oczami sprawiły, że wygląda na kilka lat starszą.
   Chociaż robię co mogę, sprawa wygląda beznadziejnie. Nina wydaje się najbardziej przygaszonym człowiekiem na świecie i nic ją nie cieszy. Ciągłe wzdryga się na dźwięk mojego głosu, a nocą, kiedy myśli, że już śpię, słychać jej cichy szloch. Jednym słowem stała się taka jak wtedy, gdy razem zamieszkałyśmy.
  Właściwie nie do końca pamiętam od czego się zaczęło, ale wydaje mi się, że poznałam ją na jakiejś fandomowej grupie w wyniku rozpadu innej. Nie było nas tam wtedy wiele i jakoś tak po prostu zaczęłyśmy do siebie pisać. Okazało się, że w zasadzie mieszkamy jakieś dwie godziny drogi od siebie. I, pomimo pewnej odmienności naszych gustów, coś sprawiło, że poczułam jakbyśmy były identyczne.
  Widziałyśmy się kilka razy na różnych koncertach i zlotach, aż wreszcie nadszedł temat studiów. Moja mama uparła się, że jeśli chcę mieszkać z dala od domu, muszę sobie znaleźć odpowiednią współlokatorkę. Nie chodziło tu jednak o mniejsze koszty utrzymania - mieszkanie należało do naszej rodziny i w zasadzie bez problemu stać nas było na czynsz. Mama chciała jednak, żeby ktoś odpowiedzialny miał mnie na oku - i dzięki niebiosom za to, że moja przyjaciółka akurat potrzebowała mieszkania. Gdyby nie ona i jej wrodzona uprzejmość, najprawdopodobniej moją jedyną współlokatorką byłaby moja własna matka i niezliczone puste pokoje.
  Problemy zaczęły się już w pierwszym tygodniu, kiedy jeszcze spałyśmy na materacach, bo firma z meblami miała jakieś problemy. Pierwszej nocy obudziło mnie coś w rodzaju łomotu - okazało się, że to moja jasnowłosa przyjaciółka uderzyła pięścią w ścianę, robiąc w niej niewielką dziurę.
  Przez kolejne dni budził mnie jej głos - nie jestem pewna, co dokładnie mówiła przez sen, ale cały ten bełkot nie brzmiał dobrze. Czasem płakała, kiedy indziej krzyczała. Przykrywałam ją wtedy kołdrą, którą skopywała i czasem podsuwałam jej mojego pluszowego misia.
  A najgorsze jest to, że prawie nigdy nie budziła się przez koszmary. Może gdyby to robiła, odeszłyby na resztę nocy i wreszcie spałaby spokojnie.
  Kiedy widziałam jej zachowanie, starałam się, by spała dalej - czułam bowiem jakieś głupie przeświadczenie, że gdybym ją budziła, przestałaby mi ufać. Jedyne co mogłam mieć, to nadzieję, że dzięki temu rano nie będzie nic pamiętać.
  Na szczęście z czasem przeszło jej i praktycznie zapomniałam o tej sprawie. Wiedziałam, że ktoś w jej rodzinie miał wypadek samochody i postanowiłam, że Nina powie mi o tym tylko jeśli będzie na to gotowa.
  Ale cały czas, gdzieś na obrzeżach świadomości wiedziałam, że może chodzić nie tylko o to. 

  Jest mi naprawdę przykro, ale nie wiem co jeszcze mogłabym dla niej zrobić. Chyba, że...

  Powoli wstaję z kanapy, która wydaje z siebie cichy trzask i zerkam na skuloną sylwetkę dziewczyny skrytej pod kocem. Jest do mnie odwrócona tyłem, więc nie jestem pewna, czy śpi, ale i tak na wszelki wypadek mówię:
  - Wychodzę.
  Nie odpowiada mi.
  Starając się zachowywać jak najciszej, zasuwam ciężkie zasłony, zostawiając mały prześwit, żeby nie było do końca ciemno i przeciskam się przez uchylone drzwi do łazienki. Wciągam na siebie pierwszą czystą koszulkę jaka wpada mi w ręce i wkładam cieplejsze skarpety. Zerkam ostatni raz w lustro i krzywię się na widok tego jak bardzo blada zrobiłam się od tego nie wychodzenia z domu. Poprawiam sobie usta różowym błyszczykiem i na wszelki wypadek wpycham puder do kieszeni kurtki.
  Pięć minut później jestem już na dole i wzywam taksówkę. Chociaż z Minho mam spotkać się później, muszę jeszcze wpaść do centrum handlowego po mały drobiazg dla Niny.
  Czekam cierpliwie aż taksówkarz w czerwonym kaszkiecie skończy rozmawiać przez telefon i stukam w szybę, by zwrócić na siebie jego uwagę. Odblokowuje mi drzwi, a ja wsuwam się na tylne siedzenie i rzucam w jego kierunku nazwę ulicy.
  Prawie natychmiast ruszamy, a nieprzyjemny smród papierosów unoszący się w powietrzu powoduje, że robi mi się trochę niedobrze.
  Odsuwam zużyte opakowanie po chipsach jak najdalej od siebie i staram się prawie wcale nie oddychać. Aby jakoś oderwać myśli od tego wszystkiego patrzę przez zabrudzoną szybę na mijane samochody i siedzących w nich pasażerów. Prawie wszyscy są zdenerwowani korkiem i wydają się strasznie gdzieś spieszyć. Gdy tylko ktoś łapie moje spojrzenie, momentalnie odwracam głowę i udaję, że wcale się nie gapiłam.
  Z doświadczenia wiem, że kiedy Nina wpada w ten swój melancholijny dół, sama musi dojść do jakiegoś wniosku, żeby z niego wyjść. Ja tylko mogę jej trochę pomagać. I to właśnie zamierzam zrobić - kupić jej największą maskotkę jaką znajdę w galerii, a potem dać kopa w ten jej leniwy tyłek, żeby wreszcie wzięła się w garść.
  Wiem, że z jakiegoś powodu bardzo cierpi, ale nie mogę pozwolić na to, by całe życie przelatywało jej przed oczami. Nigdy na to nie pozwolę.
  Opieram głowę o zagłówek i czekam, aż ta trzęsąca mną jazda wreszcie się skończy. W końcu, po miliardach lat świetlnych, taksówka zatrzymuje się, a ja wpycham banknoty do ręki kierowcy i natychmiast wyskakuję na zewnątrz. Wita mnie mroźne powietrze i wiatr, który wpycha mi włosy do ust. Wypluwam je ze złością i brnę do ciepłego wnętrza galerii.
  Witają mnie oślepiające światło i witryny niezliczonych sklepów z odzieżą, ale ja nawet na ślepo wiedziałbym gdzie iść. Z głośników leci jakaś jazzowa muzyczka, która zwykle strasznie mnie denerwuje, ale teraz wydaje się w porządku. Przeciskając się przez tłum ludzi, wpycham się za nimi na ruchome schody i dostaję się na pierwsze piętro. Kiedy wreszcie udaje mi się wydostać z tłumu i jestem już prawie przy wejściu do odpowiedniego sklepu ktoś łapie mnie za nadgarstek i ciągnie do tyłu. Wydaję z siebie zduszony okrzyk, kiedy wpadam na czyjeś ciepłe ciało.
  - Dostałem twojego smsa - głos Minho wkrada mi się do uszu. - I jestem.
  Powoli odwracam się, a on nie puszcza mojego nadgarstka.
  - Cześć - szepcę.
  - Cześć - odpowiada mi ciemnowłosy chłopak i ciągnie do najbliżej wnęki, gdzie kiedyś będą otworzone nowe sklepy. Na razie jednak korytarzyk jest pusty. - Mam coś dla ciebie. -  Mruga do mnie i wyciąga zza pleców drugą dłoń, w której trzyma patyk z watą cukrową.
  Czuję ciepło na policzkach i gdzieś w okolicy serca, kiedy wkłada w drugą z moich dłoni watę i uśmiecha się nieśmiało.
  - Pomyślałem, że przyda ci się jakieś pocieszenie.
  - Dzięki. - Wącham watę, a kiedy znajomy zapach wypełnia mi nozdrza, z moich ust prawie wyrywa się jęk rozkoszy. Pakuję do buzi jak najwięcej przysmaku, po czym mamroczę do niego: - Idźfmy teraz po cofs dfa Nny.
  Chłopak kręci głową ze śmiechem i nachyla się nade mną, by pocałować mnie w czubek głowy. Zamieram w miejscu i staram się normalnie oddychać.
  - Jasne, moja słodka dziewczyno.
   Prowadzi mnie przez tłum, który rozstępuje się jak za dotknięciem magicznej różdżki. Z głośników nadal leci ta głupia melodyjka. Jakaś nastolatka ubrana cała na biało wyciąga telefon i robi nam zdjęcie. A ja mam wrażenie, że to jest sen.
  - Nie przejmuj się nią - mruczy pod nosem. - Nie pozwolę, żeby jakiekolwiek twoje zdjęcie, nie ważne jak bardzo urocze, dostało się do sieci.
  Z wdzięcznością ściskam jego dłoń i nie wypuszczam jej aż do końca naszego spaceru.
  Kątem oka zerkam na jego twarz. Coś przewraca mi się w żołądku, kiedy dostrzegam jego szczery uśmiech i powstałe od niego zmarszczki. Czuję, że tata byłby zadowolony z mojego wyboru. W końcu mama, tak samo jak Minho, pochodzi z Korei Południowej i jest jedną z najwspanialszych osób na tym świecie. Powstrzymuję łzy, które cisną mi się do oczu na wspomnienie taty i staram się uśmiechnąć. Tego by właśnie chciał.
  - Czego dokładnie szukamy? - pyta chłopak, kiedy wchodzimy do największego sklepu z zabawkami w galerii. Jego włosy są lekko zmierzwione i mam ochotę je poprawić.
  Rozglądam się i powstrzymuję chęć na to, by podbiec do kosza z pluszowymi jednorożcami i je wszystkie uściskać.
  - Zamierzam kupić jej największą puchatą maskotkę jaką znajdę.
  Minho mruczy oczy i uśmiecha się przebiegle.
  - W takim razie zabawę czas zacząć.
 
 
 

Dla J  - przepraszam, że tak długo zajęło mi napisanie tego dla ciebie.
xxx

Nina * Ed Sheeran ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz