18. Maybe I can never fly

480 60 12
                                    

Nina

  Jest coś okropnie szalonego w tym, co się teraz dzieje i równocześnie tak normalnego, że nie wiem jak powinnam to określać.
  Siedzę w domu Eda, Eda Sheerana, który stał się dla mnie kimś zupełnie innym niż po prostu idolem, czy celebrytą. Siedzę w domu człowieka, który pomógł mi się otworzyć i przezwyciężyć blokujące mnie mury. Siedzę tutaj i jedyne co mnie wypełnia to miłość i nieskończone szczęście.
  Mam ochotę spytać go o tysiące rzeczy: czy na pewno nic go nie boli, czy nie poprawić mu poduszki i czy nie chce mu się znowu płakać. Nie o to jak jest na rozdaniach nagród, albo ile sławnych osób zna. Nie interesują mnie nawet jego zarobki i data publikacji następnej płyty (chociaż mógłby się z nią pospieszyć). Chcę tylko wiedzieć, że on dobrze się czuje.
  Chcę, żeby mnie potrzebował tak bardzo jak ja potrzebuję jego.
  Staram się nie drżeć kiedy patrzę mu w oczy i wyciągam dłoń, by musnąć palcami jego policzek. Uśmiecha się w odpowiedzi, ale widzę, że jest zmęczony, więc zostawiam go samego, cicho zamykając za sobą drzwi. Na początku nie mam zamiaru wychodzić, ale po chwili samoistnie zakładam kurtkę i wydostaję się na zewnątrz.
  Kilkanaście minut później jestem już na naszym piętrze i stoję tuż przed drzwiami do mieszkania, kiedy przypominam sobie o tym, że przecież swoje klucze zostawiłam w środku, a Julie miała gdzieś wyjść. Zanim zdążę wybrać jej numer, zalewa mnie fala zdenerwowania i muszę oprzeć się o ścianę, żeby nie zwariować. Na szczęście moja zbawczyni odbiera po trzecim sygnale i informuje, że jest u sąsiadów. Pukam więc do mieszkania obok i uśmiechem witam Katie. Prawie od razu rzuca się na mnie jej york Terry i daje mi spokój dopiero po odpowiedniej porcji pieszczot. Kiedy w końcu udaje mi się wydostać, rzucam w siedzącą na kanapie Julie jej torebką, która wisiała w przedpokoju Katie. Ponieważ doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że zawartość torebki mojej przyjaciółki odpowiada porządkowi w jej szafie, cicho wyślizguję się na balkon sąsiadujący z naszym, by tam poczekać i delikatnie zasuwam za sobą szklane drzwi, tak by się przypadkiem nie zatrzasnęły (co im się zdarza).
  W końcu zostaję całkiem sama z całym hałasem na zewnątrz i haosem wewnątrz mnie. Jest tyle spraw w moim życiu, które muszę przemyśleć: pojawienie się Eda, jego wypadek, tajemniczy chłopak Julie i wiadomości z groźbami. Niestety, zwykle kiedy zaczyna przygniatać mnie tyle rzeczy, nie potrafię się odpowiednio skupić na żadnej.
  Wzdycham, zaciskając palce na zimnej barierce i wychylam się, pozwalając by kosmyki moich ciemnych włosów spłynęły w dół. Na początku kręci mi się w głowie, ale w końcu dostrzegam zaparkowane samochody i kontenery na śmieci. Ludzie pojawiają się i znikają, a mroźny wiatr stara się ich wszystkich popychać w różne kierunki. Płynie we mnie jakaś niecierpliwa muzyka, której nie mogę wyrazić w żaden sposób.
  Przymykam powieki i przypominam sobie słowa, które wypowiedział dziś Ed. Mimowolnie uśmiecham się i czuję ciepło rozlewające się po całym moim ciele. Kochanie go wydaje się tak odpowiednie, jakby od początku było do mnie przypisane. A jednak pozostaje tak ulotne i nierzeczywiste, że zaczynam martwić się, czy na pewno to wszystko jest prawdziwie.
  Może to dlatego, że przez większość mojego życia żyłam w niekończącym się koszmarze.
  Pod wpływem nagłego podmuchu wiatru wzdrygam się i otwieram oczy. Przez chwilę wpatruję się jeszcze w roztaczające się przede mną miasto, ale kiedy odwracam się, by wrócić do środka, coś przyciąga moją uwagę. Jakiś czerwony skrawek miga mi po prawej, na naszym balkonie. Marszczę brwi i delikatnie podchodzę do dzielącej oba balkony plastikowej ścianki. Nie przypominam sobie żadnej czerwonej rzeczy, która miałaby prawo się tam znajdować i coś nieprzyjemnego zalewa mój żołądek. Przełykam ślinę i potrząsam głową, starając się odegnać złe myśli.
  Powoli wycofuję się do środka mieszkania i starając nie wzbudzić podejrzeń Katie, daję głową znak Julie, by ze mną wyszła. Łapie od razu, więc obie żegnamy się z naszą sąsiadką i znikamy w przedpokoju. Odbieram od niej klucze do nas i biorę głęboki oddech, zanim zacznę.
  - Wydaje mi się, że widziałam coś czerwonego na naszym balkonie - wyjaśniam spokojnie, widząc jej pytające spojrzenie.
  - Jesteś pewna? - Julie nie wyśmiewa moich podejrzeń.
  - Tak. Myślałam, że to może jakiś zbłąkany balon, albo coś w tym stylu... - Wzdycham. - Ale to raczej nie to. To coś bardziej jak czyjś rękaw.
  Ciemne oczy Julie rozszerzają się z przerażeniem i zerka mi przez ramię, sprawdzając czy Katie nie ma w pobliżu.
  - Myślisz, że to od tego kogoś, kto wysyła te esemesy?
  Ja to wiem.
  - Może lepiej pójdę po ochronę - mówi Julie z pewnym drżeniem w głosie, po czym chrząka. - A ty tu zostań. Zaraz wrócę i zobaczymy, czy wszystko jest w porządku.
  Nie daje mi czasu na zastanowienie i szybko wychodzi na zewnątrz. Czekam chwilę aż jej kroki zupełnie ucichną i również wymykam się na korytarz. Nie wiem co takiego właściwie się ze mną dzieje, ale w środku aż mnie rozsadza.
  Za długo już godziłam się na to, by ktoś inny sterował moim życiem. By strach ranił mnie podwójnie, a wspomnienia dopadały w najmroczniejszy sposób, nie pozwalając się obudzić. I nie zamierzam więcej na to pozwalać.
  Jest we mnie tyle wściekłości, że czuję, jakbym samym ruchem dłoni mogła otworzyć ziemię i sprawić, by pochłonęła wszystko wokół. Zaciskam dłonie na metalowym kluczu i cicho przekręcam go w zamku, pozwalając by drzwi uchyliły się i wpuściły do środka wiązkę światła. Moją jedyną bronią jest ten kawałek metalu i gniew gnieżdżący się w mojej piersi.
  A mimo to nie czekam na Julie i ochroniarzy, tylko wkraczam do środka pomieszczenia i po prostu uderzam dłonią we włącznik świateł. Nie istnieje nic, co w tej chwili mogłoby mnie powstrzymać od zrobienia czegoś bardzo, bardzo głupiego.
  Może poza szokiem.
  W naszym mieszkaniu znajduje się ktoś i to zdecydowanie nie jest mężczyzna.
   To kobieta, która już dawno przekroczyła czterdziestkę. Kobieta w czerwonej kurtce i o oczach takich samych jak miał on, tak samo wypełnionych nienawiścią.
  Na mój widok wykrzywia usta i zaczyna się przerażająco śmiać.
 
 
~  ~      ~  ~

  Dziękuję wam za całość wyświetleń "Niny" ♡ Patrzenie na te cyferki i wasze komentarze jest naprawdę niesamowite! Mam nadzieję, że nie zabrzmiało to płytko, po prostu chciałam w ten sposób powiedzieć, że jesteście cudowni!
E.

- - - - ten komentarz idealnie pasuje jako zakończenie rozdziału, brawo ja - - - -

Nina * Ed Sheeran ✔Kde žijí příběhy. Začni objevovat