16. Spent my whole damn life trying to get things right

638 60 19
                                    

Nina


  Przez dużą część mojego życia byłam zamknięta pod kloszem. Nie czułam tego co trzeba, mimowolnie tłumiłam w sobie wszystko - a nie tylko to co chciałam. Oddychałam zbyt szybko i zawsze drżałam gdy usłyszałam jakiś gwałtowny dźwięk. Nienawidziłam drzwi, a drzwi nienawidziły mnie.
  I bałam się, bardzo się bałam, kiedy nie było przy mnie ludzi.
  Ludzi, który obroniliby mnie przez potworem skrywającym się w pokoju obok.
  Czasem nawet oni nie byli w stanie mi pomóc.
  Żyłam w piekle, które mieszało wszystkie moje myśli i zastraszało do tego stopnia, że nie potrafiłam się już czuć szczęśliwa. Ale mimo to walczyłam. Nigdy, przenigdy nie dałam m u  tej satysfakcji i nie przestałam walczyć. 
  Mimo to potwór, od którego dzieliły mnie dwie pary drzwi, zawsze był pewnien tego, że wygrał.
  Czasami siedziałam w kącie łóżka tak cicho, że słyszałam wszystko co robił. Brzęk naczyń, które zdejmował z suszarki, zamykaną lodówkę, jego ciężkie kroki, ((moje modlitwy o to, żeby nie zatrzymał się przy moich drzwiach)) i natłok reklam z tego starego telewizora. Żyłam nie swoim życiem, starając się dopasować swój nastrój do jego, żeby tylko nie był rozdrażniony. A był taki prawie zawsze. 
  Miał być moim ojczymem, a był największym przekleństwem z jakim musiałam żyć.
  W zasadzie nigdy nie żyłam tak naprawdę, bo nawet wyjeżdżając gdzieś czułam się pod kontrolą i bałam się powrotu. Nie potrafiłam się z niczego cieszyć, bo zawsze coś przypominało mi o jego istnieniu. A kiedy wracałam mścił się za to, że ośmieliłam się wymknąć.
  Nienawidzę o tym wszystkim myśleć, bo pomimo upływu lat nadal czuję posmak strachu na języku. A jednak czasem wspomnienia powracają tak ostre, wyraźne, że po prostu nie mogę się ich pozbyć.
  A teraz one wszystkie wracają razem z wiadomościami, które ciągle nawiedzają mnie w snach. I w rzeczywistości.
  Czuję, że powinnam być teraz roztrzęsiona tak samo jak wtedy, ale po prostu nie mogę. Zupełnie jakbym przez te wszystkie lata nabrała dystansu i jakieś siły, która pozwoliła mi iść dalej. Co nie oznacza, że się nie boję. Boję się jak cholera, ale bardziej troszczę się o coś, kogoś innego. O Eda.
  Nie minął nawet tydzień odkąd powiedziałam mu o prawie wszystkim co mnie spotkało. Nie minął nawet tydzień od kiedy płakałam widząc jak on płacze. Od kiedy zobaczyłam w jego oczach wściekłość na osobę, której już od dawna powinno tu nie być.
  Powinien nie żyć, bo wypadek samochodowy, który mi przyniósł ulgę, jemu przyniósł śmierć.
  A teraz dostaję wiadomości, które wyglądają zupełnie tak jakby to o n je napisał.
  - Zablokowałaś ten numer? - pyta Julie po raz setny.
  Kiwam głową i krzywię się ze zniecierpliwieniem.
  - Oczywiście, że tak. I każdy kolejny, z którego je dostaję. To nie takie proste.
  Byłyśmy już na komisariacie i zgłosiłyśmy sprawę. Kupiłam też inny telefon, bo widok poprzedniego wprawiał mnie w obrzydzenie. Z każdą kolejną wiadomością nie miałam już ochoty brać go do ręki.
  Dobra wiadomość jest taka, że prześladowca nie zdobył mojego nowego numeru. A Ed wreszcie wyszedł ze szpitala. Chociaż nadal musi leżeć w domu (zatrudnił nawet pielęgniarkę), to przynajmniej mogę go odwiedzać kiedy chcę. Czyli w zasadzie prawie cały czas.
  Od momentu w którym dowiedziałam się o wypadku nie mogę przestać myśleć o tym co z nim, jak się czuje i czy na pewno jest bezpieczny.
  Wiadomość o tej tragedii sprawiła, że mój świat przekrecił się o sto osiemdziesiąt stopni, odbierając mi dech i grunt pod stopami. W pierwszej chwili miałam wrażenie jakby to jakiś żart, a potem kara -  najpierw wydarzył się jeden wypadek, który dał mi wolność, a teraz ten, który prawie zabrał mi kogoś najważniejszego w moim życiu. Dopiero widok Eda w szpitalnym łóżku, uśmiechającego się do mnie słabo pomógł mi pogodzić się z tym co się stało.
  - Idziesz do niego? - głos Julie przebija się przez barierę moich myśli.
  Kiwam głową, rozglądając się po pokoju. Zaciskam dłonie na rączce od torby, którą zamierzam wziąć ze sobą i dokładam do niej złożoną w kostkę piżamę oraz moją ulubioną poduszkę, którą zabrałam ze sobą z domu, kiedy się wyprowadzałam. Zerkam przez ramię na gigantyczną maskotkę Fluttershy stojącą pod ścianą i uśmiecham się kącikiem ust. Naprawdę jestem wdzięczna za to, że mam Julie - gdyby nie ona, byłabym pewnie najbardziej nieznośną osobą na świecie.
  Podróż do Eda zajmuje mi zdecydowanie zbyt długo, co wynagradza mi jego widok. Nawet pomimo całej jego bladości i masy bandaży oraz małych blizn, moje serce zaczyna drżeć z podekscytowania.
  Jego niebieskie oczy błyszczą, a zmierzwione rude włosy wyglądają jeszcze bardziej uroczo niż zwykle. Na mój widok twarz rozświetla się mu w uśmiechu, by prawie od razu zamienić się w grymas bólu, bo ten głupek próbował się przekręcić, by mnie lepiej widzieć.
  - Pomogę ci - mówię ochrypłym głosem i chrząkam.
  - Jesteś - odpowiada na to, zupełnie jakby nie wierzył, że to nie jest sen.
  Potwierdzam to, całując go w usta i przy okazji rozpływając się na tysiące sposobów. Jego dłoń wplątuje się w moje włosy, a ja z trudem odrywam się od niego, czując, że to nie jest najlepszy moment. Może dlatego, że w drugim pokoju znajduje się pielęgniarka.
  - Masz wszystko? - pyta, nie przestając się uśmiechać.
  Dopiero po chwili mu odpowiadam, z trudem odrywając wzrok od jego ust.
  - Mhm. Na pewno uważasz, że to jest...?
  - Oj, przestań wreszcie marudzić i usiądź koło mnie.
  Spełniam jego polecenie i pomagam mu się oprzeć wygodniej na poduszce. Układam się obok, tak, żeby nie zrobić mu krzywdy i patrzę na niego jeszcze przez chwilę. Odpowiada mi równie śmiałym spojrzeniem.
  - Nina - mówi zupełnie tak, jakby chciał sprawdzić smak mojego imienia na języku. Jakby chciał je zachować i zabronić wszystkim innym używania go. - Powiedz mi, dlaczego zabierasz mi całą kontrolę?
  Przełykam ślinę i czuję ciepło rozlewające mi się po całym ciele, a szczególnie po policzkach.
  Ty robisz ze mną to samo, chcę mu powiedzieć. Zamiast tego z moich ust wydobywa się jedynie słabe "Nie wiem".
  Trzęsie się cicho ze śmiechu i każe podać torbę, która stoi w pobliżu łóżka. Z zaciekawieniem rozsuwam ją i patrzę na niego bez zrozumienia. W środku jest co najmniej kilkadziesiąt listów.
  - To od twoich fanów?
  Prycha i klepie zachęcająco dłonią obok siebie. Resztką sił powstrzymuję się, by od razu się tam nie rzucić.
  - Od twoich.
  Moje serce zaczyna bić zdecydowanie zbyt szybko, a do głowy nie do końca dociera wszystko co się dzieje.
  - Otwórz jakiś - mówi ciepło i spełniam jego polecenie, rozprostowując drżącymi palcami pierwszą kartkę papieru.
  Czytam jeden list, a potem kolejny. I jeszcze jeden, aż w końcu w torbie nie zostaje prawie żaden.
  Jest w nich tyle radości, pochwał i jakiegoś dziwnego podziwu oraz radości, że mimowolnie zaczynam czuć się lepiej. Jeszcze nigdy nie przeczytałam o sobie tyle dobrego i czuję się, jakby to wszystko nie do końca mnie dotyczyło.
  - To co? Zgodzisz się ze mną napisać kolejną piosenkę? - głos Eda przepełniony jest nadzieją i czymś znacznie głębszym. Na ten dźwięk wypełnia mnie uczucie tak przejmujące, że aż nie jestem pewna czy na pewno może być prawdziwe.
  Oczy zachodzą mi łzami i nie jestem w stanie zrobić nic więcej niż tylko skinąć głową.
  - W takim razie mam nadzieję, że naprawdę przywiozłaś gitarę, bo zamierzam stworzyć prawdziwy hit.
  - A jaki będzie jego tytuł?
  Ed błyska zębami w uroczym uśmiechu.
  Napotykam jego spojrzenie i wiem, że on też to poczuł.
  - Nina.

 
 

  Jak zwykle bardzo przepraszam za opóźnienia w publikacji rozdziału, ale wypadło mi ostatnio mnóstwo testów, które trzeba było zaliczyć :(
Na szczęście mam już ferie i chociaż nie będzie mnie sporo w domu, może uda mi się naskrobać coś jeszcze C:
  Kolejna sprawa - widzieliście już ile wyświetleń ma rozdział pierwszy? I wszystkie w sumie? To naprawdę niesamowite i dziękuję wam za to.

  Dla palmolive75 , ZuziaZiajko (żebyś mi tu przypadkiem nie umarła ♡) i LordVader002
Dziękuję wam dziewczyny!

- E.

   

Nina * Ed Sheeran ✔Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu