11. Baby your smile's forever in my mind and memory

971 69 20
                                    

Ed

Uśmiecham się szeroko na widok wiadomości od Niny.
Wiem, że to, co do mnie napisała wcale nie brzmi jak randka, ale ja i tak cieszę się jak małe dziecko. Wyciągam ręce do góry, jakbym był trumfującym zwycięzcą maratonu i daję sobie chwilę, by się nacieszyć.
Potem jednak opadam na kanapę i ściskam kurczowo telefon w dłoni. Dłuższą chwilę zajmuje mi odnalezienie właściwych słów. Nie mam pojęcia co napisać, żeby jej nie wystraszyć i nie zabrzmieć jak psychopata, który chce ją porwać.

Przyjadę po ciebie jutro o piątej. Chcę ci pokazać pewne miejsce.

Odpowiada mi w przeciągu kilkunastu sekund: Nie mogę się doczekać.
Odkładam szybko telefon na stolik, jakby jego dłuższe trzymanie mogło spowodować, że zmieni zdanie i odchylam się na kanapie, wzdychając. Bolą mnie dokładnie wszystkie mięśnie, z których istnienia wcześniej nie zdawałem sobie nawet sprawy. Najwyraźniej codzienne próby nie pomogły oswoić się mojemu ciału z adrenaliną, która zawładnęła mną na ostatnim koncercie.
Mam ochotę na dłuższy prysznic i maraton ulubionych filmów, ale wiem, że mam za dużo do zrobienia, by sobie na to pozwolić. Czuję się trochę głupio wyciągając mojego obklejonego cytatami laptopa i wchodząc na profil Niny. W zasadzie czuję się jak jakiś stalker, którym zapewne jestem, bo przeglądając jej zdjęcia znów idiotycznie szczerzę się do ekranu.
Ma taki piękny uśmiech, który przebija się przez ekran i trafia prosto do mojego serca. Szczery i piękny, który zdaje się rozświetlać jej oczy, twarz, ją całą. Coś jednoczenie niewymuszonego, niewinnego i ekscytującego, co sprawia że samemu masz ochotę się uśmiechać. Każde jej zdjęcie jest jak sztuka.
Zdecydowanie zmieniam się w stalkera. Co w zasadzie powinno być zabawne, bo zwykle jest odwrotnie: to mnie stalkuje zastraszająca ilość fanów.
Jeszcze kilka minut śledzę jej ostanie posty, aż wreszcie wracam na górę strony i czytam ważniejsze informacje. Polubione strony, grupy, do których należy, rodzina. Zatrzymuje mnie jedna rzecz.
"Studia na: University of the Arts London".
No proszę. A ktoś tu mi mówił, że nie ma talentu.
Już czytając tę informację czuję się jednak wystarczająco głupio, by wyłączyć laptopa i dać sobie z tym spokój. Chciałem dowiedzieć się co jeszcze lubi, a stanęło na tym, że zacząłem wchłaniać informacje, które sama powinna mi przekazać kiedy będzie miała ochotę.
Daję sobie chwilę by zebrać siły, aż w końcu podnoszę się z kanapy i idę do telefonu przytwierdzonego do ściany. Dzwonię na recepcję, po czym zarzucam na ramiona skórzaną kurtkę i wychodzę z mieszkania, cicho zamykając za sobą drzwi. Na dole czeka już na mnie samochód, a w nim Cal, opatulony w swoją puchową kurtkę, w której wygląda jak przerośnięty pluszak-terminator.
Witam się z nim skinieniem głowy i wsiadam do środka auta. Cal wyjeżdża z parkingu i zanim docieramy do skrzyżowania, pyta:
- Gdzie tym razem?
- Do jakiegoś większego sklepu - odpowiadam, nasuwając na głowę zieloną czapkę, która czekała na mnie w schowku. - Muszę kupić parę rzeczy... To niespodzianka dla Niny.
- Rozumiem. - Mógłbym przysiąc, że przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu.
W supermarkecie nie mamy żadnych problemów. Może to przez czapkę, a może dzięki Calowi, ale nie podchodzi do nas ani jeden fan z prośbą o autograf. Co nie znaczy, że nie lubię, gdy ludzie to robią, ale po prostu dzisiaj byłem na to zbyt zmęczony.
Następnie idziemy do papierniczego, a kiedy mamy już wszystko, czego potrzebowałem, proszę Cala o to, by zawiózł mnie we wskazane miejsce.
Dotarcie na ostanie piętro budynku zajmuje nam dobrą chwilę i to wcale nie dlatego, że winda wyładowana jest zakupami. W końcu drzwi rozsuwają się z cichym kliknięciem i Cal pomaga mi to wszystko wyładować, zanim winda pomknie z powrotem na dół.
Idziemy korytarzem, aż docieramy do schodów. Zbierając w sobie wszystkie siły, z trudem wchodzę na górę i wypuszczam z zachwytem powietrze, kiedy jestem już na górze. Słyszę jak Cal wychodzi za mną na powierzchnię i uśmiecham się półgłębkiem, kiedy gwiazda z podziwem.
- Niezła miejscówka, stary - mówi, stawiając zakupy na trawie.
Znajdujemy się właśnie na dachu budynku, z którego rozciąga się przepiękny widok na cały Londyn. A wszędzie wokół znajdują się rośliny, otoczone ścieżką. Dokładnie w środku ogrodu znajduje się szklana altanka, gdzie zanosimy wszystkie torby. Postanawiam, że jutro zajmę się rozłożeniem koca i resztą rzeczy. Dzisiaj zasłużyłem na odpoczynek.
Powoli podchodzę do barierek, przy których stoi już Cal, i spoglądam w dół. Mrugam, żeby pozbyć się zawrotów głowy. Pod nami ludzie uwijają się, zajęci własnymi sprawami, zupełnie jakby nic innego się nie liczyło. To w zasadzie trochę smutne, że wszycy wiecznie nie mają czasu i nie dostrzegają najważniejszych rzeczy. Sam wiele razy się na tym przyłapywałem.
Obserwuję ludzi śpieszących się so domu, turystów robiących sobie pamiątkowe zdjęcia i studentów zmierzających na kolejną imprezę. Widzę starszych ludzi, którzy powoli suną do celu i małe dzieci, które biegają po chodniku, chociaż już dawno powinny być w domu.
Stojąc tak i patrząc na tłumy przepływające pode mną nagle w mojej głowie pojawia się melodia piosenki, którą zacząłem pisać z Niną. Praktycznie bezwiednie otwieram usta i zaczynam śpiewać, z każdym słowem wylewając z siebie uczucia, zupełnie jakbym już od dawna trzymał w sobie ten tekst:

So you can keep me
Inside the pocket
Of your ripped jeans
Holding me closer
Til our eyes meet
You won't ever be alone
Wait for me to come home

Czuję, że inne słowa nie będą nigdy bardziej odpowiednie niż te, więc powtarzam je jeszcze raz, by lepiej zapamiętać. Zimny wiatr szczypie moje spierzchnięte wargi, niosąc słowa prosto do nieba.

~ ' ' ~

Gdybym wcześniej nie był pewien, że jestem beznadziejnie zakochany Ninie, teraz zyskałbym tą pewność.

Pierwszą rzeczą, którą zauważyłem, było to, że przefarbowała włosy. Nie miałem pojęcia jaki to dokładnie kolor, ale były ciemne i spływały miękkimi falami za ramiona. Wyglądała teraz zupełnie inaczej: mniej niewinnie, bardziej kobieco.
Kolejną była jej sukienka. Biała, ozdobiona u góry białymi piórami, przypominająca mi łabędzia. Sięgała tuż za kolana i podkreślała jej wąską talię.
Trzecią rzeczą, dla której każdy mógłby stracić głowę, był jej uśmiech, który sprawił że coś w głębi mnie poruszyło się, a sam uśmiechnąłem się szeroko.
- Wyglądasz cudownie - słowa wydostają się z moich ust, zanim zdążę pomyśleć. Chrząkam, zawstydzony i cofam się, by ją przepuścić
- Ty też - mówi, mrużąc oczy i zakładając na ramiona kremowy płaszcz.
Potrząsam głową, starając się odzyskać panowanie nad sobą i podaję jej rękę. Do moich nozdrzy dostaje się jej zapach, pomieszanie płynnej czekolady i wanilii.
- Gdzie idziemy? - pyta, przechylając głowę w charakterystycznym dla niej geście.
- Niespodzianka - uśmiecham się ostrożnie i zerkam jej przez ramię. Julie chyba nie ma w domu, bo nie wychodzi się przywitać.
Ostatni raz patrzę na Ninę, a kiedy ona łapie to spojrzenie, na chwilę zapiera mi dech.
Schodzimy na dół, gdzie stoi gotowy już pojazd. Otwieram przed nią drzwi, zupełnie jakbyśmy byli na randce (bo może w zasadzie na niej jesteśmy?) i sam wsiadam do środka. Podróż zajmuje nam około dziesięciu minu, podczas których Nina opowiada mi o tym, co tym razem wykombinowała Julie, a ja prawie umieram ze zdenerwowania. Nie wiem, czy spodoba jej się niespodzianka, ani co sobie o tym wszystkim pomyśli. I nie wiem, czy gdybym się teraz dowiedział, byłbym spokojniejszy.
Chociaż jest dopiero piąta, na dworze już zaczyna się robić ciemno i jest coraz zimniej. Szare chmury przesuwają się po niebie, tworząc ciemny dywan, który je przesłania. Jeśli zacznie padać, chyba się załamię.
Serce bije mi jakieś dziesięć razy szybciej niż zwykle i dwa razy mocniej niż na koncercie. Wybijam palcami nerwowy rytm, który chyba odzwierciedla to, co czuję w środku i staram się oddychać w miarę normalnie.
Ostatnie minuty jazdy przedłużają się w wieczność i prawie wzdycham z ulgi, kiedy docieramy na miejsce. Pozwalam Ninie prowadzić rozmowę, niepewny czy nawet potrafię jeszcze mówić. W holu na dole wita nas personel składający się z dwóch miło wyglądających kobiet i lokaja. Już wcześniej ustaliłem z nimi, co mają robić, więc teraz tylko zabierają od nas wierzchnie okrycia i usuwają się w cień. Prowadzę Ninę do windy, delikatnie opierając drżącą dłoń o jej plecy i wciskam podłużny przycisk poniżej cyferek z numerami pięter.
- Nie mam pojęcia co to jest, ale mam nadzieję, że pomoże nam z refrenem - mówi nieśmiało dziewczyna, przestępując z nogi na nogę. Patrzy na mnie spod ciemnych rzęs, a mnie zalewa fala gorąca. Wydaje się jeszcze drobniejsza i piękniejsza niż chwilę temu.
- Pomoże - chrypię tylko, kiedy metalowa klatka wiezie nas prosto ku wolności.
Wsiadamy na samej górze i idziemy tym samym korytarzem, którym jeszcze wczoraj ledwo co człapałem z Calem. Teraz jednak dostrzegam obdrapaną boazerię, którą jest pokryty i zniszczone po latach prania dywany. Ale Nina zdaje się nie zwracać na to uwagi. Jest chyba strasznie podekstywana, oczy jej się śmieją i jednocześnie przygryza wargę, jakby nie chciała tego okazywać.
Zabieram dłoń z jej pleców i przepuszczam ją na schodach. Kiedy jesteśmy już na górze, każę jej zamknąć oczy i otwieram przed nią drzwi.
- Niespodzianka - mówię, kiedy jej oczy otwierają się szeroko i z zachwytem patrzą w szare niebo nad Londynem.

-----

Rozdział dla mojej imienniczki Angeliki, która pisze świetne opka o Malecu <3

Błędy , ale mam nadzieję, że chociaż w moje urodziny mi wybaczycie 🙈🙈❤

Nina * Ed Sheeran ✔Where stories live. Discover now