12. I will remember how you kissed me

841 70 21
                                    

Nina

  Dzięki Edowi spędzam właśnie jeden z najlepszych wieczorów w moim życiu.
  Od ponad godziny raczy mnie nowymi niespodziankami. Zdążyłam odbyć już piknik na dachu, usłyszeć historię jego kariery, podziwiać piękne wieczorne niebo i usłyszeć coś w rodzaju prywatnego koncertu, ponieważ wziął ze sobą gitarę.
  Chyba jeszcze nigdy nie czułam się tak adorowana, tak potrzebna jak właśnie teraz.     Uczucia mnie przytłaczają, dziwny ucisk w piersi utrudnia oddychanie, a pieczenie w oczach zwiastuje to, że niedługo mogą nadejść łzy.   Jednym słowem, chociaż czuję się szczęśliwa, bezpieczna i w jakiś sposób kochana, wiem, że kiedyś się to skończy.
  Stoimy z Edem przy barierkach i obserwujemy ludzi w dole. Kilka minut temu wpadłam na pomysł, żeby rzucać w dół płatkami róż, tak, by obserwować ich reakcje. Najpierw je ignorowali. Potem pewna kobieta zaczęła mrużyć oczy i rozglądać się za ich źródłem, zupełnie jakby mogły spadać prosto z nieba. A na koniec grupka dzieci zaczęła je łapać. Płatki początkowo opadały, wirując, ale potem nadszedł wiatr i zamiast spadać, zaczęły wokół nas krążyć, niczym jakiś bajeczny wir, po czym znikały gdzieś poza zasięgiem naszego wzroku, kryjąc się na innych dachach. Tak jakby były tyko snem, tworem jakichś leśnych chochlików.
Wszystko w tej chwili wydaje mi się snem.
  Ostatnie promienie słońca padające na splecione dłonie Eda. Jego zwykle płomiennorude włosy, które teraz wydają się prawie brązowe. Cień, jaki jego rzęsy rzucają na kości policzkowe. To, jak nachyla się nad barierką i patrzy w dół bez strachu, jakby w każdej chwili mógł rozłożyć skrzydła i lecieć.
  Jego przenikliwy wzrok, który odbiera mi dech.
  - Kiedy ostatni raz byłaś na jakimś dachu? - pyta cicho, jednocześnie się uśmiechając.
  Pięć sekund więcej niż zwykle zajmuje mi ułożenie w głowie właściwej odpowiedzi.
  - Chyba kiedy miałam pięć lat - odpowiadam, a moje słowa, cichsze niż zwykle, znikają razem z podmuchem wiatru. Zaciskam wokół siebie mocniej płaszcz i wbijam wzrok w budynek przed nami. - Mieszkałam wtedy w hotelu z rodzicami i bawiłam się z dziećmi, które tam mieszały. Carl i ja mieliśmy może po pięć lat, kiedy postanowiliśmy wejść na dach. - Mimowolnie uśmiecham się na tamto wspomnienie. - Ja szłam pierwsza, bo akurat nikogo dorosłego nie było w pobliżu. Od jakiegoś czasu to planowaliśmy i dlatego dość często można nas było spotkać na ostatnim piętrze. Wejście na dach było lekko uchylone, wystarczyło więc tylko żebym zaczęła wchodzić po szczebelkach... Nie myślałam wtedy o tym, że mogę spaść. Chciałam po prostu zobaczyć jak jest na dachu.
  - I spadłaś?
  - Nie. - Kręcę głową z uśmiechem. - Nagle metalowa płyta blokująca wejście przesunęła się i po drabince zaczął schodzić konserwator. - Ed wybucha śmiechem. - Prawie mnie rozdeptał, bo nie zauważył małej dziewczynki, która aż zamarła z przerażenia na myśl o tym, co pomyśli sobie mama! Ale wszystko skończyło się w sumie dobrze. Ten pan niczego nie wygadał, a my nigdy już nie próbowaliśmy tam wchodzić. - Wzruszam ramionami. - Więc tak naprawdę nigdy nie byłam na dachu.
  - Aż do teraz - mówi cicho Ed, mrużąc swoje niebiesko-zielone oczy. Prawie widzę, jak wypowiedziane przez niego słowa zmieniają się w parę i ulatują do chmur.
  - Aż do teraz - potwierdzam.
  Ed nachyla się niebezpiecznie blisko mojej twarzy i zamieram z przerażenia. I może czegoś jeszcze, czegoś głębszego.
  - To co myślisz o naszej piosence? - wypalam, żeby tylko przerwać ciszę, żeby tylko nie wydarzyło się nic, czego nie planowałam.
  - Uważam, że jest cudowna. - Ed patrzy na mnie, naprawdę na mnie patrzy. Zupełnie jakby mógł zajrzeć do mojej duszy i zrozumieć mnie, zrozumieć wszystko, co we mnie siedzi. I to pokochać.
  Ucisk w klatce piersiowej staje się naprawdę nieznośny, bo chyba właśnie przestałam oddychać. On znowu nachyla się nade mną i jego zdenerwowanie jest naprawdę urocze.
  Jego oddech łaskocze mnie w szyję, a ja wzdycham głęboko, próbując pozbyć się napięcia.
  Czuję jakbyśmy stali na krańcu świata, kiedy Ed przyciska swoje usta do moich i zaczyna mnie całować.
  Jego pocałunki są miękkie jak puch i sprawiają, że momentalnie miękną mi kolana. Wyciągam ręce do tyłu i mocno zaciskam pięści na zimnych, metalowych prętach, jednocześnie czując ciepło gdzieś w dole brzucha. Palce Eda łaskoczą moją skórę, kiedy wplata swoją dłoń w moje włosy.   Suwak z jego skórzanej kurtki wbija mi się w ramię, ale nie zwracam na to uwagi, tylko przyciskam go do siebie mocniej.
  Wydaję z siebie zduszony jęk i wtedy pocałunek staje się inny, bardziej żarliwy. Zaczynamy się całować tak, jakby wszystko poza nami nie istniało, jakby coś wewnątrz nas płonęło.
Pierwszy raz w życiu mam wrażenie, że naprawdę żyję. Przynajmniej dopóki druga dłoń Eda nie ląduje na moim biodrze.
  Wtedy przed oczami mam już tylko obraz innych dłoni, większych i bardziej natarczywych. Dłoni, przez które tak długo się bałam. Dłoni, które chciały zniszczyć moje życie i w jakimś sensie to zrobiły. Dłoni człowieka, który próbował zrobić mi coś okropnego.
  Staram się, ale nie mogę wyrzucić z głowy jego widoku. Jest ze mną wszędzie, od zawsze i nie ważne jak mocno udaję, że go nie ma, on zawsze jest.
  Odrywam usta od ust Eda i wypełnia mnie przeraźliwe zimno. Oddycham jakieś dziesięć razy za szybko, a w mojej głowie nadal tkwi obraz mojego ojczyma.
  Na całym ciele czuję jego ręce, w każdym miejscu, w którym kiedykolwiek mnie dotknął, nieważne jak bardzo walczyłam. Czuję się brudna i chciałabym zmyć to wszystko z siebie, zdrapać całą skórę, tak, by nie miał już nade mną władzy.
  Napotykam spojrzenie Eda, ale jestem zbyt przerażona, by mu cokolwiek wytłumaczyć.
  - Coś źle zinterpretowałeś - mówię pospiesznie, po czym przemykam obok i zaczynam biec na oślep.
  Nie udaje mi się dotrzeć do drzwi, bo jego dłoń zaciska się na moim nadgarstku.
  Nie odwracam się w jego stronę, po prostu stoję ze spuszczoną głową, wciąż czując na sobie te okropne rzeczy. Mam ochotę wymiotować i płakać całą noc.
  - Nino - jego głos jest spokojny, opanowany.
Kręcę gwałtownie głową. On nie zasługuje na kogoś takiego jak ja. I muszę mu to udowodnić.
  Czasami wiesz, że musisz coś zrobić, ale to rozrywa ci serce. Tak właśnie czuję się teraz: jakbym sama rozrywała sobie serce, płacząc i umierając w środku.
Ale na zewnątrz pozostaję chłodna, zupełnie jakby mój uśmiech mógł sprawić, że coś w nim też umrze.
  - Chodziło tylko o piosenkę i wyświetlenia.
Te słowa brzmią naprawdę przekonywająco, chociaż są chyba najbardziej fałszywymi, jakie kiedykolwiek powiedziałam.
  Znowu zrywam się do biegu, a on już mnie nie zatrzymuje. Nie daję mu szansy.

Ooo 0 ooO

  Kiedy jestem już sama, ukryta w schowku na miotły, wreszcie mogę wybuchnąć płaczem.
  I poczuć, jak to jest być zdrową na zewnątrz, a jednocześnie umierać w środku.

Ooo 0 ooO

  Przez całą drogę taksówką do domu czuję się wypruta z emocji. Ostatkiem sił proszę portiera, by nie wpuszczał dziś nikogo na nasze piętro, po czym wsiadam do windy i jakimś cudem docieram pod drzwi mieszkania.
  Nie muszę pukać, ani dzwonić - wiem, że Julie jest w środku, głównie dzięki wydobywającej się zza ściany muzyce. Naciskam klamkę i od razu mrużę oczy od blasku, jaki wydobywa się z wewnątrz. Wszędzie są serpentyny, brokat i metalicznie połyskujące balony.
  Julie siedzi przed wieżą i widząc moją minę, od razu wyłącza muzykę.
  - Ni? - wykrztusza. W jej oczach można dostrzec więcej takich pytań. Co się stało? Czy wszystko w porządku? Jak mogę pomóc?
  - Nie wpuszczaj tu nikogo - mówię tylko, po czym siadam na podłodze koło niej.
  Czuję, jak jej ciepłe ramiona obejmują mnie i opieram głowę jej ramieniu.
  - W takim razie jak zamówię pizzę? Czy ty chcesz, żebym musiała iść tam na piechotę i schudnąć?
  Coś w moim sercu mięknie, ale nie uśmiecham się. Ciepłe strużki spływają mi po policzkach, a ona ociera je i o nic już nie pyta.
  - No dobrze, myślę że wystarczy nam chińszczyzna zza rogu. Ale najpierw: maraton wszystkich Barbie, jakie kiedykolwiek zostały wypuszczone na DVD!
 W milczeniu patrzę jak moja przyjaciółka wstaje w poszukiwaniu pilota do DVD i odpowiednich płyt, po czym znika na chwilę w łazience, po to, by wynurzyć się z czystym kocem. Zmusza mnie, żebym przesiadła się na kanapę i opatula mnie nim, po czym włącza pierwszy film.
  Nie pamiętam z niego ani sekundy.
  Nie pamiętam nic prócz wyrazu twarzy Eda, kiedy go zostawiałam.

Nina * Ed Sheeran ✔Where stories live. Discover now