Ona umiera.

3.3K 169 16
                                    

Była pora lunchu. Siedziałaś przy stole z całym stadem. Wszyscy się zajadali, a tobie aż burczało w brzuchu. Nie zjadłaś śniadania, przez twojego kochanego chłopaka. Nadal czułaś jak spojrzenia ludzi wypalają w twoim ciele dziury, niczym zabójcze, czerwone lasery. Położyłaś głowę na ramieniu Stilesa, byłaś zmęczona, bardzo zmęczona. Miałaś dość życia. 

-Jesteś cholernie blada -uświadomił ci Scott. Rzuciłaś mu zmęczone spojrzenie. Wszyscy przy sole popatrzyli na ciebie.

-Dobrze się czujesz? -zapytała troskliwie Lydia. Stiles podniósł twoją głowę trzymając ją oby dwoma rękami. 

-Cholera -jego serce przestało bić. -Co ostatnio jadłaś?

-Śniadanie... -powiedziałaś, czując jak zasypiasz.

-Tak. Wczoraj, księżniczko... -zmartwił się chłopak. Opuściłaś głowę z powrotem na jego ramię.

-Nie jestem głodna -skłamałaś widząc jak wszyscy właśnie chcą zaoferować ci coś do jedzenia.

-Kochanie nawet nie skończyłaś tej sałatki -powiedziała Lydia. Cholerna banshee.  

-Stiles opluł herbatą, to co sam mi zrobił. Nie moja wina -uśmiechnęłaś się ostatkiem sił. Chłopak zerwał się gwałtownie, marszcząc czoło. 

-Nie zrobiłem tej sałatki, kiedy wszedłem do domu już ją jadłaś -powiedział cicho. Czułaś jak kręci ci się w głowie. 

-Przecież zostawiłeś mi nawet karteczkę -powiedziałaś z zamkniętymi oczami. Ziemia kręciła się dwa razy szybciej. A grawitacja przyciągała cię bardziej niż zwykle. Poczułaś jak siedzący po twojej lewej stronie Liam łapie cię w pasie. Otwierasz oczy i widzisz, że właśnie prawie spadłaś z ławki.

-Jedziemy do Deatona -to ostatnie słowa jakie usłyszałaś. 

Kiedy znów uchyliłaś powieki ujrzałaś jak przez mgłę napis klinika dla zwierząt. Zamiast głosów słyszałaś zanikające szmery. Twoja głowa zwisała bezwładnie z ramion Stilesa. Po chwili leżałaś na jakimś metalowym meblu. 

-Doktorze mamy problem -usłyszałaś głos Kiry. Jaki problem? O co chodzi?

-Widzę -powiedział ciemnoskóry, łysy mężczyzna. Skądś go kojarzysz. To on był wtedy w domu Scotta, powiedział co oznacza kolor twoich oczu, tych drugich oczu. Słyszałaś jak przez ścianę, jak ktoś mówi mu o tej sałatce, o czymś innym... Nie mogłaś już odróżnić głosów od twojego oddechu, od bicia twojego serca, które zresztą biło tak wolno, że dziwiłaś się, że jeszcze w ogóle bije. Twoja ręka zjechała z tego czegoś na czym leżałaś. Stiles złapał cię gwałtownie, spoconymi ze stresu dłońmi.

-Ona umiera -wysapała Lydia. -Czuję to.

Co? Kto umiera? Dlaczego nie możesz zobaczyć co się dzieje? Słyszysz szloch Stilesa. Chcesz go pocieszyć, nie wiesz co takiego się stało, nie wiesz dlaczego płacze. Nagle zaczynasz się dusić, otwierając szeroko oczy. Wszyscy podbiegają do ciebie spanikowani jak nigdy. Deaton wygrzebuje coś z szuflady, podchodzi i wbija ci w szyję igłę długości drzewa. Przynajmniej tak ci się wydaje. Wreszcie łapiesz oddech i prawie spadasz na ziemię. Łapie cię Scott i głośno wzdycha. Zaczynasz płakać, nie wiesz co właśnie się wydarzyło, ale wiesz, że byłaś o krok od śmierci. Stiles z mokrymi policzkami głaszcze cię po włosach. 

-To było wilcze ziele -mówi doktor

Oops! Această imagine nu respectă Ghidul de Conținut. Pentru a continua publicarea, te rugăm să înlături imaginea sau să încarci o altă imagine.

-To było wilcze ziele -mówi doktor. -Nie wiem kto zrobił tą całą sałatkę, ale było w niej cholerne wilcze ziele. -Wszyscy spoceni z nadmiaru adrenaliny, siadają na podłodze. Stiles nadal stoi nad tobą i gładzi twoje włosy. -Nie wiem kto zabił jej rodziców, ale wiem, że chce zabić też ją. 


Just Love Me ~Teen WolfUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum