Rozdział 23 - Do zobaczenia w piekle, kochanie

807 138 72
                                    

7 maja 1942 roku.
Jagoda nie spała. Patrzyła w przestrzeń, jakby próbując pomalować ciemny pokój w jakiekolwiek barwy, inne niż czerń, która ją otaczała. Dłoń Tomka spoczywała na jej ramieniu, lecz ona nie czuła jej ciepła ani obecności. Miała wrażenie, że jest pusta, sama, pozbawiona wszystkiego, co kochała. Przed oczami wciąż miała Stefana, choć próbowała zmyć ten obraz. Ale kochała. A miłość nie da się tak łatwo porzucić. Jak się już człowieka uczepi, to ani wiatr, ani burza, ani Śmierć, ani nawet Bóg jej nie oddzieli. Bo miłość kocha. Groteska, prawda?

A Jagoda nie umiała już kochać. Słowo „kocham" straciło dla niej sens.
Obróciła się tak, by być twarzą do chłopaka. Oddychał spokojnie, zupełnie zniewolony snem. Pogłaskała go dłonią po policzku i zachłannie ucałowała usta. Przebudził się i popatrzył na nią czule. Emanował od niego tak wielki spokój, że nawet ja nie chciałam go mącić.
Ale chęci to nie wszystko.

Ktoś zapukał w drzwi. Pawlusowa oderwała się od spoglądania na Szarego i pospieszyła do korytarza. Miała nadzieję, że ujrzy w drzwiach zagubioną na Pradze matkę, lecz tak się nie stało. Ujrzała tam moich kochanych chłopców w czarnych płaszczach. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, aż w końcu jeden z nich stanowczym krokiem wszedł do mieszkania. Wyrwany z sielanki Tomek wybiegł mu na spotkanie. Od razu padł na ziemię, uderzony w głowę. Stróżka krwi rozlała się na podłodze. Przerażona tym Jagoda cofnęła się w głąb mieszkania, gdy wtem zza mężczyzn wyłonił się Wilhelm. Rozpoznała go od razu. Dłonie zaczęły jej drżeć, a usta poruszały się w bezgłośnym tłumaczeniu.

Blondyn zbliżył się do niej i ścisnął jej nadgarstki, przyciągając do siebie dziewczynę.
Tomek próbował podnieść się i jej pomóc, jednak dowódca dał znak swoim sługusom, a ci wycelowali w chłopaka. Dłonie ani im drgnęły, gdy lufy rewolwerów patrzyły prosto w oczy Zamkowskiego. Spróbował się podnieść, a wtedy palce pogładziły czarną fakturę spustów.
– No, Jagódko, nie wywiązałaś się – rzekł po niemiecku Wilhelm. Brunetka opanowała drżenie rąk i spojrzała na niego zimno.
– Nie ustalaliśmy limitu czasu – szepnęła łamaną niemczyzną.
– Pozwól, że to ja zajmę się ustalaniem zasad – syknął, ciągnąć ją w stronę wyjścia. Próbowała się wyrwać, lecz jego uścisk był tak mocny, że nie zdołała uciec.
– Chcę się chociaż pożegnać, błagam... – Wzniosła ku Niemcowi błagalne spojrzenie. Zamyślił się przez chwilkę, po czym dał jej wolna rękę i nakazał swym towarzyszom, aby zostawili Tomka.

To nie jest tak, że wszyscy oni nie mieli serc. Mieli, jednak pozwolili mi je wziąć.
Załkana Pawlusowa padła mu w ramiona i ściskając za pomiętą koszulę tuliła się do jego piersi. Objął ją tak, jakby miał już nigdy nie puścić. Starał się za wszelką cenę zapamiętać jej twarz, zapach, oczy. Drżeli oboje, a ich serca pękały z rozpaczy.
– Znowu odchodzisz... – szeptał, błądząc wzrokiem po jej posągowej twarzy.
– Musisz mnie złapać, jeśli tylko potrafisz. – Uśmiechnęła się, a on zabrał jej ten uśmiech ostatnim pocałunkiem. Zachłannym, wydzierającym ostatki uczuć pocałunkiem. Jakby przekazali sobie swoje dusze, które żyć bez siebie nie mogły i teraz stanowiły jedno. Całował te usta ze świadomością, że jeśli jeszcze kiedyś będzie miał ku temu okazję, to jej wargi będą już zimne i nie oddadzą mu swojej słodyczy, a jedynie gorzki smak krwi i westchnienie wspomnień.
– Jeśli wrócisz... uciekniemy gdzieś daleko... nic nas nie zatrzyma... – mówił spokojnie, ignorując czekającego Wilhelma, który miarowo tupał nogą w podłogę.
– Wrócę, obiecuję... – szepnęła, gdy on scałowywał z jej ust słone łzy. – Tomek ja... k-kocham cię... kocham – wyznała, patrząc mu prosto w oczy. Te wielkie słowa opuściły jej drobne ciałko i zawisły na jego ramionach.
– Och, Jaga... – Przytulił ją do siebie najmocniej jak potrafił, po czym wyrwano mu ją i wyprowadzono na korytarz.

Władcy ruinWhere stories live. Discover now