A jednak zwierzęta mówią, Karmelkowa!

429 47 1
                                    

     — No, to, wszystkiego dobrego, Bereniko Pawlus.
    
     — Wszystkiego niewojennego, Wojtku Zamkowski.

     Napili się nieco skwaśniałego kompotu z truskawek i wypluli go na podłogę. Nazywali go alkoholem, pamiętam to, bo wtedy wszyscy w stolicy pili. Głupie, warszawskie dzieciaki, które nie chciały mnie w swoim nowym roku. A to były moje lata. Tylko moje.

     Berenika założyła za ucho pasmo rudych włosów i wytarła usta. Siedzieli w swoim domu, powiślańskiej piwnicy i słuchali fajerwerków. Tu nowy rok trwał codziennie, przecież Niemcy tak uwielbiali fajerwerki. Puszczali je na Tamce i chcieli, żeby Polacy je łapali. Nie dłońmi, a głowami, z których leciały czerwone iskry.

     Wojtek wyjął z kieszeni jabłko i ziemniaka, po czym położył je na stoliku. Miłek mruknął coś w kocim języku i podreptał do stóp Berki. Jego wypłowiałe futerko błysnęło wśród świeczek niczym kolejny płomyk. Kotek przeciągnął się i pazurkami przejechał po butach dziewczynki. Wyciągnęła do niego ręce, a ten wskoczył na nie i ułożył się wygodnie w jej ramionach.
    
     W tym czasie Zamkowski zdążył obrać jabłko i wstać. Podszedł do przyjaciółki i wyciągnął owoc, tak jak ludzie przede mną wyciągali opłatki.

     Chciał się ze nią podzielić symbolem grzechu. A największym ich grzechem było to, że żyli w mojej Warszawie. Że żyli.
   
     Harcerka, zamiast ułamać kawałek, pochyliła się i ugryzła jabłko, po czym zaniosła się śmiechem. Miłek spojrzał na nią, nie rozumiejąc, o co chodzi jego pani.
 
     — A jednak zwierzęta mówią ludzkim głosem, Karmelkowa. — Brunet również miał w ustach cząstkę jabłka.

     — Słyszę właśnie, fajtłapo! — Wzięła Miłka za łapki i obróciła się po piwnicy. — Czy pan dziś ze mną za tańczy? No, panie kocie, nie daj się pan prosić!

     Tańczyła w swoim własnym grobie. W Warszawie, która ją pochłonęła. Tańczyła tak, jak jej zagrałam. A ja uwielbiałam marsze żałobne.

     Nad ich domem rozległy się strzały. Był taki piękny Sylwester, a Niemcy znów puszczali fajerwerki...

¸,ø¤º°♡°º¤ø,¸

Zaledwie 300 słów (jak minimum rozprawki na rozszerzonym polskim, o luju), ale takich, które kończą ten rok. I mój, i ich. Dzięki każdemu, kto został Władcą Ruin. Kocham Was. Czasem dobrze jest wrócić, prawda?

Władcy ruinWhere stories live. Discover now