28.

356 38 77
                                    

19 marca 2013

Kiedy wracam do domu rano, czuję ukłucie winy. Myślę, że Shai może być trochę na mnie zła... Ale przecież napisałem jej, że jednak nie mogę... Ona jest taka kochana, na pewno mi wybaczy.

Lubię oglądać ją wesołą i uśmiechniętą, więc będę musiał się postarać, żeby wynagrodzić jej wczorajsze odwołanie randki.

Wchodzę do środka i słyszę ciszę. Nikogo już nie ma? Przecież na treningu mamy być dopiero za godzinę. Wzdycham i kieruję się do swojego pokoju. Muszę wziąć szybki prysznic i przebrać się w świeże ciuchy.

***

- Hej, stary - witam się z Milesem, który zwykle jest uśmiechnięty, ale obrzuca mnie dziwnym spojrzeniem... pogardliwym? Nie jestem dobry w czytaniu emocji.

- Cześć - odpowiada chłodno. Odwraca się ode mnie i chce odejść, ale go zatrzymuję. - Czego chcesz?

- Coś się stało? - Pytam.

- No wyobraź sobie, kurwa, że tak - warczy. - Wiesz co, Shailene jest dla mnie jak młodsza siostra, którą zawsze będę bronił. Szczególnie przed takimi dupkami jak ty.

Co?

- O co ci chodzi?

- Wystawiaj sobie te swoje panienki, ale jak się umawiasz z Shai, to nie pisz jej minutę przed, że jednak nie możesz. Nie mogłeś, bo co? Posuwałeś jakąś panienkę?

- To nie jest twoja sprawa - warczę.

- Jeśli skrzywdzisz Shai, to osobiście się z tobą policzę. Ona nie jest laską na jedną noc, w których gustujesz. Więc odpierdol się od niej, jak chcesz się nią tylko pobawić.

- Strażnik moralności się znalazł - prycham. - Idź nim być gdzie indziej, bo nie potrzebuję tych złotych rad Milesa Tellera.

- To nie są rady, ja cię człowieku ostrzegam. Skrzywdzisz Shai, a ja skrzywdzę ciebie. Transakcja wiązana. A teraz... miłego dnia - rzuca i odchodzi.

Kręcę głową z niedowierzaniem. Nigdy nie spodziewałem się, że usłyszę takie słowa z ust Milesa, który traktuje dziewczyny sto razy gorzej niż ja. I on śmie prawić mi morały? Nieźle.

Idę na salę, gdzie jest już reszta. Przez ułamek sekundy patrzymy na siebie z Shai, ale ona niemalże natychmiast odwraca wzrok. Czyli jest na mnie zła... Natomiast Zoë patrzy na mnie z czystą nienawiścią i nawet się z tym nie kryje. Jedynie Jai wydaje się normalny, no i reszta ekipy, która z nami nie mieszka. Świetnie.

- Witam, Śpiąca Królewno - mówi do mnie trener, Jorge. - W końcu raczyłeś się pojawić. Rób rozgrzewkę i to migiem, bo zaraz zaczynamy trening. Mam dziś dla ciebie zadanie specjalne.

Cudownie. Mam zjebany humor i zero ochoty na niespodzianki.

***

- Wszyscy już się rozgrzali? - Woła Jorge.

- Wystarczy, że spojrzymy na twój apetyczny tyłeczek i już jest gorąco - odpowiada Zoë, a reszta parska śmiechem.

- Chcesz się umówić?

- Może później, o ile twój dzisiejszy trening nas nie zabije - odpowiada brunetka.

- Oj, dzisiaj to chyba nie ja. Wpadłem na taki pomysł... Theo gra Cztery, który będzie instruktorem w Nieustraszoności, więc to on poprowadzi wasz dzisiejszy trening. Myślę, że może mu to pomóc lepiej odegrać swoją rolę podczas nagrań.

To całkiem niezły pomysł... Mam akurat taki nastrój  na dręczenie innych.

Zaczynam od tego, czego nauczyłem się podczas prywatnych treningów z mistrzem świata w boksie. Wszyscy stoją przy workach treningowych i dają z siebie wszystko. Zauważam, że Shai niezbyt daje sobie z tym radę, więc postanawiam do niej podejść i odegrać rolę bezwzględnego trenera.

- Co jest, Woodley? - Pytam ostro. - Ten worek nawet nie drgnie!

- Staram się - mówi Shai przez zaciśnięte zęby.

- No, ale chyba to twoje 'staram się' nic nie daje. Masz zagrać Tris, najlepszego nowicjusza, więc postaraj się bardziej, bo jak na razie idzie ci strasznie słabo.

Shai ponownie uderza w worek, ale nie jest to dobry cios.

- Mocniej, Woodley!

Sytuacja się powtarza.

- Pięćdziesiąt pompek, może to cię nauczy, żebyś bardziej się postarała - rzucam. - Będę liczył.

- Odpieprz się, James - Mówi Shailene, zaczynając płakać i wybiega z sali.

CDN.

😏😏😏

Z pamiętnika Theo JamesaWhere stories live. Discover now