29.

330 37 48
                                    

17 marca 2013

Shailene nie wróciła już na zajęcia, po tym jak wybiegła. Trener Jorge wyszedł za nią i chyba z nią rozmawiał, bo gdy wrócił, podszedł do mnie i powiedział, że Shai jedzie do domu. Powiedział także, że trochę za bardzo wczułem się w rolę i nie powinienem być taki ostry w stosunku do dziewczyn, bo one inaczej to znoszą niż faceci. Myślę, że Shailene jest silniejsza psychicznie niż większość mężczyzn, ale zareagowała tak przez tę sytuację z wczoraj... Była na mnie zła, a teraz jest wściekła.

***

- Shaaaaaaaaai! - Krzyczy Miles, kiedy wchodzimy do domu. - Przywiozłem ci pizzę! Hawajska, twoja ulubiona! - Shai nadal nie widać, ale Miles się nie poddaje. - Shai! Kici kici, taś taś!

- Ja ci zaraz dam kici kici, taś taś - Shai wychodzi z łazienki i rzuca mu mordercze spojrzenie.

- Ależ jesteś rozjuszona, jak byk...

- Miles - Zoë kręci głową.

- Wiesz co, Miles... Znasz bajkę o wężu? - Pyta Shailene.

- Chyba nie - chłopak drapie się po głowie.

- Sssssssssspierdalaj - blondynka wyrywa mu karton z pizzą i idzie do jadalni. Siada przy stole i jak gdyby nigdy nic zaczyna jeść pizzę. Po chwili dołącza do niej Zoë, a my zostajemy, patrząc na nie i zastanawiając się, czy możemy usiąść z nimi, czy bezpieczniej jest zostawić je w spokoju.

- Zagramy w FIFE? - Proponuje Jai.

- Ale pizza... - Miles tęsknie patrzy na nią z oddali.

- Życie ci niemiłe?

- No właśnie miłe, jestem głodny, mój żołądek domaga się jedzenia!

- FIFA - odpowiadam i siadam z Jaiem w salonie. Podaje mi pada i włącza konsolę. - Jaką drużyną jesteś? Ja Realem Madryt - dodaje szybko, a ja wydaję z siebie jęk.

- Kurwa. Nie chcę być Barceloną.

- Hmm, to może... - Jai przewija wszystkie drużyny. - O, Legia Warszawa - uśmiecha się kpiąco.

- Spierdalaj, sam ich wybierz - odpowiadam, decydując się na Chelsea Londyn.

- Chelsea? - Jai uśmiecha się chytrze. - Szykuj się na wpierdol.

- Zobaczymy.

***

- Wyłączcie to - żąda Shailene i staje przed telewizorem, zasłaniając nam widok. Jai wychyla się i szybką akcją strzela mi bramkę, ciesząc się leży tym jak gwizdek.

- Nie liczy się! - Krzyczę. - Nie widziałem gry!

- Cienki z ciebie Bolek, Theo - Jai rechocze. Przegrywam już 8-0. - Shai, możesz tam stać do końca meczu!

Shai jednak odwraca się i zupełnie wyłącza xboxa.

- HEJ! - Krzyczymy jednocześnie.

- Chcemy z Zoë włączyć zumbę, więc wynocha - rzuca obojętnie.

- Ale mecz...

- Wynocha!

Zawiedzeni zbieramy się z kanapy i idziemy do kuchni, gdzie Miles wciąż coś je. Jorge kazał nam ograniczać tuczące jedzenie, ale widzę, że tylko ja wziąłem sobie to do serca.

Jebać to. Mam ochotę na Cheetosy.

Wyciągam paczkę moich ukochanych serowych chrupek i zanurzam nos w opakowaniu. Mmm, cóż za cudowny aromat. Jakby stworzyli perfumy o zapachu serowych Cheetosów, mógłbym zostać ich twarzą. Przebrany na przykład w gatki w lamparci wzór. O tak, biznes to moje czwarte imię.

Dziewczyny zaczynają ćwiczyć, a ja ukradkiem spoglądam na Shai. Seksownie wygląda w tych krótkich spodenkach, ładnie podkreślają jej tyłek.

- Zgadzam się - mówi Jai.

- Co? - Marszczę brwi.

- Powiedziałeś to na głos.

O kurwa.

- Tak sobie tylko głośno myślę - szczerzę zęby i wracam do obserwacji.

***

Wieczorem biorę prysznic i przebieram się w bokserki i koszulkę. Męczy mnie sprawa z Shailene, chciałbym się z nią pogodzić. Może pójdę z nią pogadać?

Pewnie zatrzaśnie mi drzwi przed nosem.

Ale spróbować nie zaszkodzi.

Wychodzę ze swojego pokoju i kieruję się do Shailene. Biorę głęboki oddech i pukam. Mija dłuższą chwila i w drzwiach pojawia się Shailene.

- Shai... - zaczynam, ale ona wciąga mnie do środka, popycha na ścianę i zaczyna namiętnie  całować.

CDN.

Hejo 👋🏿😈

Z pamiętnika Theo JamesaWhere stories live. Discover now