37.

273 28 21
                                    

24 kwietnia 2013

- Nie mogę się już doczekać! - Mówi podekscytowana Shai, zerkając przez malutkie okno samolotu na Londyn. Lądujemy na Heathrow, a brat obiecał, że po mnie podjedzie. To znaczy po nas, ale Harry jeszcze nie wie, że przyjechałem w towarzystwie, więc będzie miał niespodziankę. Jednak gdy się teraz nad tym zastanawiam, to chyba mogłem mu powiedzieć wcześniej, tak byłoby lepiej. Mój brat słynie z mówienia rzeczy bez zastanowienia się, więc może palnąć coś głupiego przy Shai i wszyscy będą zażenowani.

- Tak bardzo lubisz Anglię?

- A kto jej nie lubi? Pójdziemy do pałacu Buckingham? - Patrzy na mnie błagalnie.

- A ty znowu z tym księciem Harrym - przewracam oczami, a Shai mnie szturcha żartobliwie.

- Przejrzałeś mnie. No ale pójdziemy czy nie?

- No dobra, chociaż byłem tam milion razy. Imprezowaliśmy nawet z Willamem.

- Ściemniasz.

- Nie!

- Dobra, Taptiklis, chcesz się po prostu popisać. Przyznaj się.

- Ale mówię prawdę! To było jakieś dziesięć lat temu, więc trochę dawno, ale ja i książę byliśmy kumplami.

- Załóżmy, że teoretycznie ci wierzę - zaczyna Shai, a ja kiwam głową ze złośliwym uśmiechem. - Nadal macie ze sobą kontakt?

- Nie, bo pokłóciliśmy się o dziewczynę i jakoś tak nasze drogi się rozeszły - wzruszam ramionami.

- Odbiłeś dziewczynę księciu?!

- Sama na mnie leciała! A ja byłem nieco pijany i... no dałem jej to czego chciała.

- Przeleciałeś dziewczynę kumpla? - Pyta ze zgrozą Shai.

- Byłem pijany!

- To nadal nie tłumaczy zdrady kumpla.

- Shai, to było dziesięć lat temu. Wydoroślałem, dojrzałem. Jestem zupełnie innym człowiekiem - szczerzę zęby.

- Dlaczego ci nie wierzę? - Shai mruży oczy.

Przekomarzamy się jeszcze kilka minut, aż w końcu samolot ląduje na pasie. Czekamy spokojnie na swoich miejscach, pozwalając żeby przepychający się tłum, gdzie każdy musi by pierwszy, wyszedł z samolotu. Następnie wyciągamy swój bagaż podręczny i wychodzimy z samolotu.

Idziemy odebrać walizki, cierpliwie czekając aż pojawią się nasze. Ściągam z taśmy swoją czarną, a następnie czerwoną Shai.

- Dlaczego masz taką oczojebną walizkę? - Pytam, kiedy kierujemy się do wyjścia.

- Żeby od razu ją widzieć, głupku. Wiesz ile czarnych walizek się tu przewija? Możesz przez przypadek wziąć czyjąś, a nie swoją.

Kierujemy się na parking i zaczynam rozglądać się za bratem. W końcu go zauważam, więc pokazuję Shai, że musimy iść w lewo.

- Theodore, mój malutki braciszku! - Woła gdy mnie widzi. Podchodzi do mnie i przytula, unosząc lekko tak, że moje stopy odrywają się od podłoża.

- No już nie taki malutki - przewracam oczami.

- Ooo, kogóż to ze sobą przywiozłeś? Masz nową dupę? - Pyta na tyle głośno, że Shai słyszy. Widzę, że się krzywi. Nienawidzi jak ktoś tak nazywa kobiety.

- To moja dziewczyna - przedstawiam ją. - Shailene Woodley.

- Hej Shailene, jestem Harry - podaje jej rękę, którą ona ściska pewnie. - To zupełnie inny typ laski niż te, z którymi umawiałeś się dotychczas. Skąd ta zmiana?

- Wiesz co, jedźmy już do domu, co? - Odpowiadam szybko, bo Shai chyba jest coraz bardziej zła. Kiedy wsiadamy do auta, szepczę jej do ucha. - Przepraszam za niego, ale Harry od zawsze był debilem. Po prostu trzeba mu wybaczyć.

Po drodze, kiedy chcę zagadać do Shai, opiera się o moje ramię i zamyka oczy. Nie mam pojęcia czy udaje, czy faktycznie śpi, ale widocznie nie ma ochoty na rozmowę. Wiedziałem, że Harry będzie zachowywał się jak debil. Ma to we krwi.

- Okej, ludziska! Witajcie w domu! - Woła Harry, kiedy docieramy na miejsce.

CDN.

😏

Z pamiętnika Theo JamesaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz