( 18 )

1.3K 256 61
                                    

Uf, tym razem poszło mi łatwiej i szybciej.
Pewnie większość z was już się zorientowała, że moje ff zmierza nieuchronnie ku końcowi... Cóż, niestety. W następnej kolejności zajmę się Rainy stray, a potem... Kto wie. Mam sporo pomysłów. :3

~~~

- Dokąd jedziemy? - spytałem po raz trzeci tego dnia, niecierpliwie bębniąc palcami w udo. Chanyeol zaśmiał się tylko i pokręcił głową, nie mając zamiaru mi tego zdradzić.

- Uh, dlaczego nie chcesz mi powiedzieć? - jęknąłem, robiąc minę biednej sieroty, której zresztą i tak nie mógł zobaczyć ze względu na to, że pilnował drogi. Był bardzo ostrożnym kierowcą. Podobała mi się jego rozwaga.

- Bo to tajemnica. Dowiesz się jak dojedziemy, okej? - Chan po raz kolejny zbył mnie tym samym, a ja westchnąłem sfrustrowany. Pierwszy raz spytałem go dzisiaj rano, gdy jak zwykle wyszliśmy pobiegać, zanim Yeol poszedł na zajęcia. Spytałem, gdzie planował zabrać mnie na randkę, ale tylko uśmiechnął się tajemniczo i powiedział, że powinno mi się tam spodobać.

Nie pomogło też zgadywanie i rzucanie przypadkowych haseł, gdy wsiedliśmy do auta, które Channie specjalnie na dzisiaj pożyczył od kolegi. Mogliśmy jechać moim, ale uparł się, że zrobi to jak należy. Eh, typowy dominant. Ciekawe jak bardzo będzie zdziwiony, lądując ze mną w łóżku jako bottom.

Trzeci raz, gdy go spytałem, był właśnie teraz - po dwudziestu minutach jazdy po mieście. Miałem wrażenie, że zwyczajnie krążymy bez celu i w końcu Yeol zaparkuje w jakiejś pustej uliczce, po czym zwyczajnie mnie tam zostawi. To znaczy, nie wierzyłem w to nawet przez chwilę, to był po prostu luźny, głupi pomysł. Zwłaszcza, gdy mój mózg mimowolnie zmienił "zostawi" na "zgwałci"...

O rany, nie ważne. Byłem już zepsuty do szpiku kości przez moje dotychczasowe życie.

- Jesteśmy na miejscu - oznajmił znienacka Chanyeol, wjeżdżając na ciemny parking. Była ledwo czwarta po południu, ale słońce już zdążyło zajść.

Uniosłem brew, rozglądając się dookoła.

- To bloki. Idziemy do kogoś na domówkę? - spytałem z entuzjazmem, bo byłem w odpowiednim nastroju na imprezę.

Yeol roześmiał się i pokręcił głową, po czym wyłączył silnik. Zasunąłem kurtkę, wzdychając głośno. Rozwiał wszelkie moje nadzieje na dziką zabawę.

- Po prostu musimy kawałek przejść - stwierdził rozbawiony Channie. - Ale to niedaleko.

Spacer, podczas którego Chanyeol zajmował mnie wesołymi historyjkami ze studiów, zajął nam góra pięć minut, chociaż chłód sprawiał, że ten czas trochę mi się dłużył. Dotarliśmy w końcu do budynku średnio zachęcającego z zewnątrz, ale za to z obiecującym szyldem, zawieszonym nad drzwiami.

- Kręgielnia - odczytałem na głos, bardzo szeroko się uśmiechając. - Cholera, ale super! Nigdy nie byłem na kręglach.

- Nigdy? - zdziwił się Park, otwierając przede mną drzwi. Światło, ludzkie głosy i muzyka wylały się na zewnątrz. - No to będę musiał cię wszystkiego nauczyć.

Yeol zaprowadził mnie do kontuaru, gdzie okazało się, że już wcześniej wynajął dla nas tor. Potem wzięliśmy specjalne buty, a ja miałem okazję, żeby wyśmiać Chana i jego absurdalnie duże stopy. Głupek przerzucił mnie sobie przez ramię, żebym przestał się śmiać, nie przejmując się tym, jak to musiało wyglądać dla hetero oszołomów. Dobraliśmy jeszcze kule - oczywiście już teraz musiałem skorzystać z dobrej jady Chanyeola - i wreszcie mogłem zacząć uczyć się grać.

- Po pierwsze... To jest linia faulu, widzisz? Nie wychodź za nią. Smarują tory specjalnym olejem, poślizgniesz się i wywalisz. Pewnie czasem oglądałeś grę w kręgle w jakichś filmach czy coś, nie?

Potwierdziłem skinięciem głowy i na próbę szurnąłem stopą po torze. Faktycznie, było ślisko.

- Czyli wiesz, do czego rzucać? - Yeol był zdecydowanie zbyt irytujący w tej chwili. Chyba tylko totalny idiota by tego nie wiedział. Prychnąłem i szturchnąłem go w ramię, po czym postanowiłem się popisać, więc wetknąłem palce w dziurki i przymierzyłem się do rzutu.

- Nie tak - westchnął Chan, po czym złapał mnie za dłoń. - Serdeczny, nie wskazujący.

Poprawiłem się z lekkim zażenowaniem, po czym ponownie stanąłem w pozycji, która wydawała mi się odpowiednia do rzucania.

- Tak dobrze? - spytałem, zerkając na stojącego obok mnie Chanyeola. Pokręcił głową i pokierował moimi kończynami, niemal się do mnie przytulając. Poczułem w ciele przyjemne ciepło, wywołane jego dotykiem.

- Widzę, że naprawdę nie przejmujesz się tym, że możesz zostać odkryty jako biseksualny - mruknąłem, podtrzymując kulę drugą ręką, bo zaczęła mi już ciążyć.

- Nikogo to nie powinno obchodzić - stwierdził po prostu Park, po czym odsunął się ode mnie i machnął zachęcająco ręką. - No, spróbuj. Zobaczymy, czy dasz radę się dobrze zamachnąć.

- Nie pokażesz mi, jak mam to zrobić? - spytałem, robiąc smutną minę. Chan tylko pokręcił głową, więc westchnąłem cierpiętniczo i rzuciłem kulą najlepiej, jak potrafiłem.

Przez chwilę w napięciu śledziłem ją wzrokiem, aż nagle postanowiła sobie zupełnie znienacka skręcić i wpaść w rynnę. Jęknąłem zawiedziony, a Chanyeol poklepał mnie po ramieniu.

- Nie było źle jak na pierwszy raz. Przynajmniej się nie wywaliłeś. Teraz spójrz na mnie i spróbuj zrobić podobny swing.

Yeol zrobił idealny wymach i trafił w kilka pionów, strącając je. Zaklaskałem kilka razy z niechętnym entuzjazmem.

- Poczekaj, wytrę ci kulę - powiedział Chan, widząc jak zbliżam się do... Podajnika? Nie byłem pewien, czy tak to się nazywało.

- Możesz mi wytrzeć inne ku... Oh. Nie ważne. - Nagle poczułem się zażenowany własnym, trochę ułomnym tekstem. Może i Chanyeol przy bliższym poznaniu wydawał się doroślejszy, ale nadal czułem się, jakbym rzucił podtekstem do dzieciaka. Przykre.

Park zmierzył mnie rozbawionym spojrzeniem i podał mi kulę, nie komentując tego ani słowem.

- Porzucamy trochę na zmianę, żebyś się poduczył, a potem zagramy na poważnie - oznajmił. - Jeśli uda ci się wygrać, jutro będę spełniał wszystkie twoje życzenia. Jeśli nie... To trudno, może innym razem.

- Ciekawy pomysł - stwierdziłem. - Ale nie masz jutro zajęć ciągnących się przez cały dzień, prawda?

Chan pokręcił głową, a ja poczułem się bardzo zmotywowany. Do głowy od razu przyszedł mi pomysł, jak mógłbym jutro wykorzystać moją nagrodę, a na twarz wypłynął mi cwaniacki uśmiech.

- Zamierzam to wygrać - ostrzegłem Chanyeola i złapałem za kulę, od razu przymierzając się do rzutu w kręgle, których Yeol wcześniej nie strącił. Zrobiłem jednak o dwa kroki za dużo i nawet nie zauważyłem, gdy wyszedłem poza linię faulu, a śliska posadzka zrobiła mi nieprzyjemny psikus przy wymachu. Gruchnąłem tyłkiem na ziemię, na sto procent obijając sobie kość ogonową i to wszystko, co miałem w pośladkach.

Syknąłem z bólu, ale zaraz po upadku usłyszałem satysfakcjonujący huk upadających pionów, więc w ostatecznym rozrachunku byłem nawet zadowolony. Zwłaszcza, że upadły wszystkie, które zostały.

- Nah, szczęście początkującego - skomentował Chan, pomagając mi się podnieść. - Chcesz się czegoś napić?

- Mają tu alkohol? - spytałem z nadzieją.

- Mają, ale ci nie kupię, bo mam jeszcze plany na potem i potrzebuję cię trzeźwego.

- No hej, jednym drinkiem się przecież nie upiję - zaprotestowałem, jednocześnie nabierając ciekawości. Co jeszcze mógł planować? I czemu niby musiałem być do tego trzeźwy?

- Ale będzie czuć alkohol od ciebie. Jak chcesz, to kupię ci drinka bezalkoholowego.

Skrzywiłem się.

- Wolę w takim razie fantę - westchnąłem z rezygnacją. Uznałem, że po prostu zaufam Yeolowi i jego planom, nawet jeśli dla nich musiałem zrezygnować z najlepszego napoju stworzonego przez człowieka.

- W takim razie ty sobie porzucaj, a ja przyniosę nam picie. Tylko postaraj się nie wywalać za każdym razem, co? Nadal bardzo lubię twój tyłek.

Don't touch me // Xiuchen & Chanbaekحيث تعيش القصص. اكتشف الآن