Rozdział 3

1K 56 10
                                    

Rose siedziała na kanapie i mocno przyciskała do siebie poduszkę. Łzy niekontrolowanie spływały po jej policzkach. Wszyscy jej przyjaciele dostali wezwanie do walki, a ona znowu nie mogła nic zrobić. Zagryzła zęby i spojrzała na zegar, który tykał głośno. Miała ochotę czymś w niego rzucić.

Tik, tak, tik, tak.

Każdy taki dźwięk mógł być dla kogoś tym ostatnim. Wskazówki wolno sunęły po tarczy zegara, jakby już nie miały na nic siły.

Wtedy właśnie do salonu wpadł srebrny patronus. Rose skoczyła na równe nogi.

- Potrzebujemy ludzi. Jest ich za dużo. Wezwij pomoc.

Blue nie zastanawiała się ani chwili. Była zbyt potężna, by unikać niebezpieczeństwa. Chciała w końcu w czymś pomóc. Okręciła się w miejscu i zniknęła.

Pojawiła się pod domem, w którym była tylko raz, ale wiedziała, że nie ma już nikogo potężniejszego w okolicy.

Zapukała szybko, dokładnie trzy razy, a drzwi otworzyły się błyskawicznie. Stanęła w nich piękna dziewczyna z widocznym zrozumieniem w oczach.

- Jesteś pewna Rose?

- Jak nigdy Dorcas.

><

Syriusz odskoczył w ostatniej chwili, a zielony płomień minął go zaledwie o centymetr.

- James! – krzyknął. Jego przyjaciel właśnie powalił na ziemię jakiegoś śmierciożercę.

- Syriusz, nie damy rady. Musimy się wycofać! Widziałeś Lily?!

- Nie. Zniknęła gdzieś!

- Szlag! – James biegnąc, potknął się o kamień i upadł z trzaskiem na ziemię. – Cholera!

Syriusz doskoczył do przyjaciela i pokonał śmierciożercę, który już się zbliżał.

- Dasz radę wstać?

- Chyba nie. Cholera Łapa.

- Dobra spokojnie. Jakoś damy radę. Tylko musisz się bronić więc łap za różdżkę. – Śmierciożerców było zdecydowanie za dużo. Przyjaciele spojrzeli sobie w oczy i pierwszy raz od dawna zdali sobie sprawę, że mogą tego nie przeżyć. Black zbladł. Musiał obronić przyjaciela za każdą cenę. Zacisnął rękę na różdżce tak mocno, że pobielały mu knykcie. Pot spływał mu po twarzy i wpadał do oczu, przysłaniając obraz. Krew z rozciętego uda sączyła się powoli na ziemię. Ledwo trzymał się na nogach, a nie miał nikogo do pomocy. Wszyscy walczyli bardzo daleko od siebie, bo śmierciożercy zdolnie ich rozdzielili. W promieniu kilkuset metrów nie było widać nikogo oprócz zamaskowanych postaci. Napastnicy zbliżali się powoli, nie atakując. Jakby chcieli się jeszcze trochę pobawić.

- Kocham cię Łapa.

- Ja ciebie też Rogaczu – rzekł Syriusz lekko uginając kolana, przygotowując się do ataku.

Wtedy usłyszeli głośny trzask, a w chmurze pyłu pojawiły się dwie postacie. Obie miały na sobie czarne szaty. Kobiety spojrzały szybko na siebie i skinęły głowami. Każda z nich błyskawicznie zaczęła machać różdżką, tworząc w powietrzu niesamowite wzory. Zerwał się wiatr, a Syriusz osłonił oczy od kurzu i pyłu. Śmierciożercy krzyknęli, gdy w ich stronę poszybował ognisty orzeł, uderzając w nich swoimi skrzydłami.

Black postanowił wykorzystać to zamieszanie i zaatakował. Najbliższy śmierciożerca poszybował w powietrze i uderzył ciężko w ścianę budynku.

- Syriusz. Zabierajmy się stąd – powiedział James. – One sobie poradzą. – Black miał ochotę zostać i pomóc tym dziewczynom, ale musiał zająć się przyjacielem.

- Idziemy – zawołał i podtrzymując Jamesa deportował się.

><

Rose okręciła się błyskawicznie i posłała zaklęcie w śmierciożercę, stojącego za nią. Uwielbiała adrenalinę płynącą w żyłach. Ręce nawet jej się nie trzęsły. Jej różdżka przecinała powietrze niczym nóż. Uchylała się przed zaklęciami niewybaczalnymi z wyuczoną łatwością. Każdy jej ruch był przemyślany i perfekcyjny. Nie przyznałaby się do tego, ale brakowało jej tego uczucia władzy. Gdy czyjeś życie zależy od ciebie. Jedno machnięcie różdżki i ktoś może zniknąć. Takie to proste i tak trudno się temu oprzeć.

Ręka jej zadrgała i to drobne zawahanie wystarczyło, by jakieś zaklęcie rozcięło jej policzek. Ciepła krew spłynęła jej po twarzy. Poczuła jak wzbiera w niej nienawiść. Niespodziewanie i gwałtownie. Wtedy nagle przyszył ją ostry ból. Taki jakiego jeszcze nigdy nie zaznała. Czuła się jakby każda komórka jej ciała powiększyła się wielokrotnie i zaraz miała eksplodować. Przed oczami zobaczyła tylko mgłę.

Krzyknęła z bólu i opadła na kolana. Przedramię zaczęło ją szczypać, tak, jakby coś szarpało jej skórę. Ktoś chyba coś do niej krzyczał, ale nic do niej nie docierało. Jakby była pod wodą.

Wtedy spuściła wzrok i to zobaczyła.

Na jej przedramieniu wił się czarny, atramentowy wąż.

- Nie! – krzyknęła z rozpaczy. Ktoś trafił ją zaklęciem. Poczuła jak się unosi. Opadła na stos kamieni i boleśnie uderzyła się głowę i łokieć. Jej ręka trzasnęła. Jęknęła. Słyszała jakieś szumy i krzyki. Chyba dookoła niej pojawiło się więcej ludzi, ale nie miała siły otworzyć oczu. Chciała zostać w tym miejscu już na zawsze. Nie mogła poruszyć nawet palcem.

- Już myślałem, że się nie spotkamy. Jesteś sprytniejsza niż się spodziewałem, ale i tak zbyt przewidywalna dla mnie.

Rose gwałtownie otworzyła oczy i zobaczyła bladą twarz ze szparkami zamiast nosa i wpatrujące się w nią czerwone źrenice. Oblał ją zimny pot, a ciało zaczęło się trząść ze strachu.

- Nie! – zawyła i próbowała uciekać. Jej złamana ręka wisiała bezwładnie. Zaczęła płakać z bezsilności. Łapała się gruzu z taką siłą, że połamała sobie paznokcie. Jej płacz przerodził się w spazmy, gdy usłyszała jak on wyciąga różdżkę. – Błagam nie!

- Czas na lekcję. Crucio! – Przeszedł ją elektryzujący ból. Zwijała się i krzyczała pod jego zaklęciem. Wszystko straciło na znaczeniu.

W końcu jednak to ustało. Spojrzała na niego płacząc w głos. Jej jedna ręka była wykrzywiona pod dziwnym kątem. Miała dość. Wszystkiego. Myślała, że już będzie dobrze, że to nie wróci. Stało się jednak inaczej. Przeszłość nigdy nie zostawia nas w spokoju.

Wszystkie te szczęśliwe chwile są niczym w porównaniu do strachu, który teraz odczuwała. Nie chciała znów oszaleć.

- Zabij mnie – wyszeptała cicho w języku węży.

Huncwoci - Koniec [UKOŃCZONE]Where stories live. Discover now