Rozdział 11

780 43 16
                                    

Wtedy rozpętało się piekło. Śmierciożercy zaatakowali z pełną zaciętością, a zaklęcia rozłupały drzewa, za którymi stali członkowie Zakonu Feniksa. James rzucił się na Lily i powalił ją na ziemię przysłaniając własnym ciałem. Dziewczyna krzyknęła, gdy zaklęcie podpaliło krzak obok niej. Bracia Prewett machali różdżkami bez wytchnienia.
Śmierciożercy wcześniej stali z zapalonymi różdżkami, więc teraz jedyne światło dawały zaklęcia przecinające ciemność.

- Syriusz! - krzyknął James. Lily wyciągnęła swoją różdżkę i usiadła od razu rzucając zaklęcie tarczy, co uratowało i ją i Jamesa. - Uciekaj stąd Lily, nie możesz zginąć.

- Nie zostawię was - powiedziała Ruda pewnym głosem. - To też moja wojna.

- Gdybym cię stracił to moja byłaby już przegrana!

Lily spojrzała mu głęboko w oczy, które jaśniały w ciemności.

- Kocham cię James - powiedziała i rzuciła się biegiem w stronę miejsca gdzie wcześniej leżała Rose.

- Lily! - krzyknął Potter. Wtedy zaklęcie rozcięło mu ramię. Rzucił drętwotę w miejsce, z którego nadleciało.

- Rogacz! - zawołał ktoś blisko. To był Syriusz.

- Łapa!

Niedaleko Potter zabłysła różdżka. Zobaczył czarne oczy Blacka wypełnione strachem.

- Lily pobiegła szukać Rose.

- Więc my musimy znaleźć je obydwie. Głowa nisko i biegiem!

Pochyleni ruszyli przed siebie omijając płonące krzewy i ludzi. Co jakiś czas musieli przystanąć, żeby pokonać jakiegoś śmierciożercę. W końcu wypadli na polanę i stało się coś czego na pewno się nie spodziewali.

Tam gdzie wolna przestrzeń stykała się z linią drzew, rozbłysły płomienie. Byli teraz okrążeni i nie mieli możliwości ucieczki.

Na ziemi niedaleko Jamesa i Syriusza leżała Rose, a obok niej klęczała Lily. Dalej stał Remus z Alicją i Frankiem. Jednak najgorsze było to co zobaczyli po drugiej stronie polany.

Lord Voldemort razem ze swoim najwierniejszym sługą, Bellatrix, stali tak blisko płomieni jakby zaraz mieli się w nich rozpłynąć.

James w głębi błagał, żeby tak się stało. Żeby okazało się, że to tylko sen.

- Tacy utalentowani..., powiedzcie, po co miałbym was zabijać? - zapytał Voldemort powoli, zbliżając się.

- Bo nigdy się do ciebie nie przyłączymy! - zawołała Alicja z mocą. Frank złapał ją za rękę.

- To tyko kwestia czasu, aż przekonacie się, że inaczej czeka was porażka.

- Wolimy zginąć po dobrej stronie niż żyć po złej - powiedział Remus spokojnie, starając się opanować drżenie głosu.

- Zło, czy dobro. To stwierdzenia tylko umowne. Jest tylko władza i potęga i ludzie zbyt słabi by do niej dążyć - rzekł Voldemort takim tonem, że nawet Frank odrobine skulił się w sobie. - A wy możecie być potężni. Z moją pomocą osiągniecie wiele. Wystarczy o nią poprosić.

- Nie - odpowiedziała twardo Lily, podnosząc się z ziemi. Rose oddychała ciężko, ale też się podniosła i oparła na ramieniu przyjaciółki. Wiedziała, że będzie musiała walczyć o swoje życie, a lepiej to robić na stojąco.

- Nigdy - dodała Alicja z pogardą.

- W takim razie bardzo mi przykro - powiedział Voldemort. Różdżka pojawiła się w jego dłoni błyskawicznie. Pierwsze zaklęcie trafiło Franka, który odleciał tak daleko, że prawie wpadł w ogień. Bellatrix szykowała się by rzucić zaklęciem w Rose, gdy zaatakował ją Syriusz. Kuzyni zaczęli walczyć zacięcie, przesuwając się w odległy koniec polany. Rose pobiegła za nimi, rzucając w Bellatrix klątwami z wielką satysfakcją, były one słabe, ale przynajmniej rozpraszały Leastrange.

Voldemort zaczął walkę z Alicją, Lily, Jamesem i Remusem. Nie byli dla niego godnymi przeciwnikami.

Śmiertelna klątwa minęła twarz Lily zaledwie o centymetry.

- James! - krzyknęła z rozpaczą. Spojrzał na nią i wtedy poczuł jak coś unosi go do góry. Nie zauważył zaklęcia Voldemorta, które uderzyło go prosto w serce. Uderzył w ziemię z impetem i stracił oddech. W uszach mu trzeszczało, gdy poczuł, że nie może otworzyć oczu i stracił przytomność.

Lily zobaczyła jak jej mąż upada na ziemię i nie podnosi się z niej. Rzuciła się w jego stronę, ignorując Voldemorta, który wybuchnął szyderczym śmiechem.

- James! - zawołała i potrząsnęła jego ramionami. Oddychał, ale się nie ruszał.

- Lily! - Usłyszała krzyk Remusa. Potrzebowali jej. Musiała na razie zostawić tu Jamesa. Delikatnie pocałowała go w czoło i rzuciła się w wir walki. Klątwy latały na prawo i lewo, a przyjaciele byli już wyczerpani. Wtedy nagle płomienie zniknęły.

- Nie! - krzyknął Syriusz. Nie mogli zobaczyć niczego.

- Lumos Maxima - zawołał ktoś. Światło rozbłysło, oświetlając cały teren. Razem z nimi na polanie stał sam Albus Dumbledore. Byli tak zajęci walką, że nie zauważyli iż walki poza kołem z ognia ustały.

- Wszyscy jesteście cali?

- James i Frank potrzebują pomocy - zawołała Rose, chwiejąc się. Syriusz podtrzymał ją i pocałował w czoło.

- Nigdy więcej tak nie rób.

- To nie zależało ode mnie. Nigdy bym się do niego nie przyłączyła.

- Wiem kwiatuszku - szepnął Syriusz. Miał rozcięty luk brwiowy i lekko przypaloną nogawkę spodni. Przytulił Rose mocno i zamknął oczy. - Po prostu nie chcę cię stracić.

- Nie stracisz. Ja zawsze będę tutaj - powiedziała cicho i dotknęła delikatnie miejsca gdzie biło mocno jego serce.

- Wolę, żebyś była ze mną zawsze, ale tak na prawdę.

- Tak, jak jestem w twoim sercu jestem najprawdziwsza.

Uśmiechnęła się delikatnie, a on nie mógł się powstrzymać, żeby jej nie pocałować. Nie chciał wypuszczać jej z ramion, ponieważ co jeśli to byłby ostatni raz? Gdyby już miał jej więcej nie zobaczyć.

Nie mógł sobie tego nawet wyobrazić. Kochał ją jak nikogo innego.

- Mało brakowało, a byśmy ją pokonali. Już się potknęła.

- Ciekawi mnie dlaczego zniknęli - zastanawiał się Black.

- Pewnie dlatego, że pojawił się Dumbledore.

- Nie wydaje mi się, bo...

Wtedy podbiegła do nich Lily. Rose zgarnęła ją w swoje ramiona. Ruda płakała. Syriusz zamarł i spojrzał w dal, tam gdzie leżał James.

- Lily co się stało? - zapytał ze strachu.

- Muszą go zabrać do Munga. Nie wiedzą dokładnie jakie to było zaklęcie. Nie mogą go wybudzić.

Syriusz poczuł jak nogi się pod nim uginają. Ruszył szybko w stronę przyjaciela. Rose osunęła się na ziemię razem z Lily w ramionach.

Blue starała się być silna mimo, że w jej oczach również zbierały się łzy. To wszystko przez nią. Przez nią tak wiele osób dzisiaj zginęło.
Tylko szkodziła. Musiała w końcu udowodnić, że do czegoś się nadaje. Że nie sprowadza tylko nieszczęścia.

><

Lily siedziała na korytarzu w szpitalu. Była przykryta kocem, ale i tak trzęsła się z zimna. Na jej twarzy zaschły łzy.

Musiała wyjść z sali, na której leżał James, ponieważ magomedycy robili mu teraz jakieś badania.

Minęły trzy dni w on nadal się nie wybudził. Lekarze mówili jej, żeby straciła nadzieję.
Nie mogła zrozumieć dlaczego. Przecież jeszcze chwila i on się obudzi.

Jeszcze chwila.

Huncwoci - Koniec [UKOŃCZONE]Where stories live. Discover now