Rozdział 27

442 29 7
                                    

Drugi maja nadszedł szybciej niż się spodziewali. Lily zaczęła obgryzać paznokcie, a mały Harry, jakby wyczuwając stres matki, częściej płakał i ciągle był niezadowolony.

Syriusz wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami i schował różdżkę w wewnętrzną kieszeń w swojej skórzanej kurtce. Poprawił swoje czarne włosy przed lustrem. Przyjrzał się sobie i zobaczył kogoś o wiele starszego. Kogoś zmęczonego i smutnego. Trudno już było doszukać się tego przystojnego chłopaka, który mógł mieć każdą. Bał się. Cholernie się bał, że ten chłopak już nigdy nie wróci. Miał dwadzieścia lat, a wyglądał na przynajmniej trzydzieści. Wszyscy w tych czasach starzeli się szybciej niż powinni.

Marlena związała włosy i spojrzała na Lily pocieszająco.

- Będzie dobrze.

- A co jeśli nie?

- Zaufaj mi.

Marlena chwyciła różdżkę z szafki nocnej i złapała swoją przyjaciółkę za rękę.

- Co by zrobiła Rose? - szepnęła Potter prawie bezgłośnie. McKinnon posmutniała. W ich oczach w tym samym momencie zalśniły łzy.

- Walczyłaby o prawdę.

Remus Lupin wszedł do domu i rzucił kosz z jagodami na najbliższy fotel. Jednak coś było inaczej niż zwykle. Obejrzał się i zobaczył porozrzucane ubrania i potłuczoną szklankę. Chwycił różdżkę i wszedł w głąb swojego brudnego i małego mieszkania.

- Homenum Revelio - powiedział cicho. Zaklęcie nic nie wykazało, jednak nie wypuścił jej z dłoni na wszelki wypadek. Wszedł do małej kuchni i zobaczył potłuczone szklanki i talerze. Jęknął i schował twarz w dłoniach. Jak można zrobić coś takiego? Nagle zaniemówił. Rzucił się w stronę poduszki, w której trzymał wszystkie swoje oszczędności. Była rozerwana na dwie smutne części. Podniósł ją i zaczął gorączkowo przeszukiwać. Jednak nic tam nie znalazł. Ręce mu opadły.

- Nie - wyszeptał cicho i poczuł jak łzy spływają mu po policzkach. Został z niczym. Nie miał już za co żyć. Usiadł na ziemi i rozpłakał się, bo nie wiedział co lepszego mógłby zrobić.

Niestety Remus przez to wszystko zapomniał o czymś bardzo ważnym. Zapomniał o spotkaniu w lesie Thetford, o swoich przyjaciołach i nawet nie zdając sobie z tego sprawy, przypieczętował swój los.

                                       ***

Marlena ze swoim mężem pojawili się za wysokim drzewem. Wzięli ślub w tajemnicy zaraz po tym jak skończyła Hogwart. Ich przyjaciele nie byli z tego powodu szczęśliwi, ale jakoś musieli to przeżyć. W głębi rozumieli powód tego czynu. Nie było teraz czasu na takie rzeczy, nie gdy codziennie ktoś ginął.

Dziewczyna usłyszała jakiś trzask. Syriusz uśmiechnął się do niej pocieszająco, wyciągając różdżkę. Cały Zakon stał dookoła dużej polany, czekając w napięciu na to co się wydarzy.
Nagle serce Syriusza rozdarło się na wiele małych części, czuł jakby umarł od środka. Jakby całe jego życie okazało się jednym wielkim kłamstwem. Tak na prawdę to właśnie tym było.

Na polanie zaczęły aportować się zamaskowane postacie. Rozglądały się dookoła i powoli wycofywały się w cień. Śmierciożercy. A więc jednak to była prawda. Remus ich zdradził. Syriusz zacisnął rękę na różdżce i wyprostował się. Z jego ust wydobyło się głośne warknięcie. Zamaszystym ruchem odgarnął ze swojej drogi liście krzewu i wszedł w promienie słoneczne.

- Syriusz nie! - wrzasnęła Marlena, ale już było za późno. Śmierciożercy rzucili się na czarnowłosego chłopaka, który uniósł różdżkę, krzycząc z nienawiści.

Huncwoci - Koniec [UKOŃCZONE]Where stories live. Discover now