Rozdział 22

608 40 4
                                    

Lily Potter leżała na łóżku i jęczała cicho. Ciąża bardzo jej doskwierała. Był już 27 lipca, a ona czuła, że zbliża się poród. Ostatnio często odwiedzał ich Dumbledore i dziewczyna czuła na sobie jego spojrzenie, za każdym razem, gdy przekraczał próg domu. Zastanawiało ją to i niepokoiło. Dyrektor był nienaturalnie przygaszony i zamyślony.

Alicja miała termin porodu na 30 lipca, a Lily na 2 sierpnia. Marzyły o tym jak ich dzieci w przyszłości się zaprzyjaźnią i pójdą razem do Hogwartu. Potter nie chciała poznać płci, natomiast Alicja wiedziała już, że to będzie chłopiec. Potterowie dla syna wybrali imię Harry, a dla córki, Rose.

Syriusz w ostatnim czasie stał się bardzo uczynny. Wręcz usługiwał Lily, a ona czerpała z tego ogromną satysfakcję. Jamesa natomiast bardzo to śmieszyło. Nigdy nie widział, żeby jego przyjaciel aż tak się stresował. Łapa zachowywał się jakby to on sam miał zaraz mieć dziecko.

                                       ><

Minęły trzy dni. Alicja cała mokra leżała na porodówce i oddychała ciężko.

- Byłaś dzielna kochanie - szeptał Frank, gładząc ją po ramieniu. - Teraz odpoczywaj.

- Taki mam zamiar. Nikt mnie do pracy nie zmusi.

- Chcę go już zobaczyć - powiedziała po chwili milczenia, głosem słabym z wycieńczenia. Frank uśmiechnął się i odwrócił do pielęgniarki stojącej w rogu pokoju. Trzymała ona na rękach małe zawiniątko i uśmiechała się ciepło do młodych rodziców.

Frank wziął od niej delikatnie swojego syna i spojrzał w jego małe, błyszczące oczy. Wiedział, że po to właśnie walczą, że to jest ich nadzieja. Uśmiechnął się i podał zawiniątko Alicji. Ona wzięła je na ręce jakby było całe ze szkła, a na jej ustach wykwitł przepiękny uśmiech.

- Witaj na świecie Neville - szepnęła, a chłopiec poruszył małym noskiem.

                                         ><

31 lipca zaczął się bardzo niewinnie. Lily z wielkim trudem wzięła rano prysznic i wróciła do łóżka. Na prawdę nie miała siły na nic innego. Wolała się też nie przemęczać, bo od Alicji wiedziała jak męczący jest poród. Położyła się na łóżku i przykryła puchatym kocem. Materiał delikatnie objął jej ciało. Przymknęła oczy i dotknęła swojego brzucha.
Dziecko w środku zaczęło się ruszać i poczuła je dokładnie pod palcami.

- Już niedługo maluszku - szepnęła i uśmiechnęła się.

Nagle zachciało jej się czegoś słodkiego. Fruzia była na zakupach jak w każdy czwartek, więc pani Potter dźwignęła się z miejsca i jęcząc cicho zeszła po schodach na dół.

- Lily powinnaś leżeć! - zawołał James, który o dziwo był w domu. Podbiegł do niej i próbował w jakiś sposób ją podtrzymać. Odepchnęła go lekko.

- Dam sobie radę James.

- Właśnie widzę jak sobie dajesz radę. Już jesteś cała blada.

- Chciałam coś słodkiego - powiedziała cicho. Zrobiło jej się gorąco, a brzuch zaczął ją niesamowicie boleć. Czuła jakby zaczęła się dusić. Złapała się Jamesa, żeby nie upaść. Kręciło jej się w głowie.

- Trzeba było powiedzieć, to bym ci przyniósł - powiedział spokojnie, lekko zaniepokojony, bo Ruda znacznie zbladła, a na jej twarzy pojawiła się cienka pajęczyna potu.

- Nie wiedziałam, że jesteś... - zaczęła i opadłaby bezwładnie na ziemię, gdyby James nie chwycił jej tuż nad podłogą.

- Lily! - krzyknął Potter i delikatnie położył ją na ziemi. - Wingardium Leviosa.

Huncwoci - Koniec [UKOŃCZONE]Where stories live. Discover now