Rozdział 25

604 36 10
                                    

To moja wina - słyszała Lily w swojej głowie. Gdyby nie poprosiła ich, żeby przyjechali jej pomóc to to nigdy by się nie stało. Użalała się nad sobą, a własnych rodziców naraziła na niebezpieczeństwo. Teraz nie żyli i nie wiedziała jak sobie z tym poradzi. Za dużo rzeczy stało się na raz. Przepowiednia, samotność, wyprowadzka, śmierć najbliższych jej osób. Czuła, że powoli odchodzi od zmysłów. Jedyne co poprawiało jej humor to uśmiech małego Harry'ego. To dziecko było całym jej światem, nie myślała nigdy, że można kogoś tak bardzo kochać.

Nie było możliwe, żeby uczestniczyła w pogrzebie swoich rodziców. Razem z Jamesem zapalili dwie świeczki w ogródku i tak pożegnali Mary i Marka. Dla Pottera ci ludzie byli jak drudzy rodzice. Nie mógł patrzeć na cierpienie Lily, doskonale wiedział jak to jest stracić mamę i tatę.

***

Minął marzec. Śnieg stopniał, a serca Huncwotów wypełniły się jeszcze większą troską i niepokojem. Ludzie znikali, trzeba było dobudowywać kolejne cmentarze. Anglia zmieniła się w piekło. Zakon nie wiedział co robić. Wydawało się jakby Voldemort znał każdy ich ruch. Jakby ktoś przekazywał mu każdy ich plan. Potterowie byli na skraju rozpaczy. Skoro w Zakonie był szpieg to Voldemort mógł bardzo łatwo ich znaleźć. Każdego dnia ich dom mógł nagle stanąć w płomieniach. Każdy niespodziewany hałas, sprawiał, że chwytali za różdżkę.

- Lily?

- Tak?

- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.

- Skąd możesz to wiedzieć James? - spytała ze smutkiem i odwróciła się w jego stronę. - W każdej chwili ktoś może tu wejść i nas zamordować. Nie będziemy w stanie uciec razem z Harrym. Jest za mały żeby się z nim deportować, a...

- Ciiiii... - szepnął James i podszedł do swojej żony. Przyciągnął ją do siebie i pocałował w czoło. Wtuliła się w jego klatkę piersiową, by ukryć łzy spływające jej po policzkach. - Ejejej, nie płacz skarbie. Jest dobrze. Jestem przy tobie i nic ci nie grozi.

- Boję się - zaszlochała. - Boje się, że was stracę.

- Nigdy mnie nie stracisz - powiedział i delikatnie odsunął ją od siebie. Miała zaczerwienione oczy i lekko pociągała nosem. Z ciepłym uśmiechem, otarł jej kciukiem łzę z policzka. - Zawsze będę z tobą. Tutaj - rzekł i wskazał na jej serce.

- Obiecujesz?

- Mogę złożyć nawet wieczystą przysięgę, bo nie mam co do tego wątpliwości.

- Kocham cię James.

- A ja ciebie Lily.

                                       ***

Syriusz obudził się w środku nocy z niepokojem. Coś było zdecydowanie nie tak. Jego psi instynkt był bardzo wyczulony.
Spojrzał na zegarek. 02:30. Potrząsnął głową i przetarł twarz. Co się dzieje? Położył się znowu i spróbował zamknąć oczy. Jednak jego serce już przyspieszyło bicie, a mózg podpowiadał mu, że stanie się coś złego.

Skoczył na równe nogi i chwycił swoją bluzę. Musiał sprawdzić czy z Lily i Jamesem wszystko dobrze. Wyszedł, trzaskając drzwiami.

Aportował się z dała od ich nowego domu. Było ciemno i na pierwszy rzut oka wszystko znajdowało się na swoim miejscu. Jednak jego wyczulony słuch go nie zawiódł. Ktoś cicho skradał się w zaroślach. Syriusz bezszelestnie uniósł różdżkę.

Tajemnicza postać była sama. Może to był jakiegoś rodzaju zwiadowca. Mógł to być również zabłąkany człowiek, który szukał schronienia, niestety w tych czasach trzeba było przyjmować to pierwsze.

Huncwoci - Koniec [UKOŃCZONE]Where stories live. Discover now