Rozdział 21

693 37 9
                                    

Every scar is a story I can tell

- Chester Bennington

Czerwiec nastał tak niespodziewanie, że ludzie nie zdążyli jeszcze pochować ciepłych swetrów do piwnic i sprzątnąć ze stolików kubków ze starą herbatą.

Fala upałów zalała całą Anglię, a Lily czuła się jakby zaraz miała eksplodować. Bardzo źle znosiła ciąże w przeciwieństwie do Alicji, która cały czas chodziła do pracy w biurze Aurorów.
Marlena Smith zaofiarowała Rudej swoją pomocną dłoń, przychodząc do niej codziennie, ponieważ sama nie miała pracy, a bardzo chciała pomóc przyjaciółce.

James bardzo chciał być przy żonie w tak męczącym dla niej okresie, ale niestety praca dla zakonu pochłonęła go w pełni. Już sam nie wiedział co jest jawą, a co snem. Nie sypiał zbyt dobrze. Cały czas z tyłu jego głowy prześladowała go myśl, że coś niedługo się stanie, że już nie będą bezpieczni.

><

Nastała pierwsza chłodna noc od dłuższego czasu. Deszcz bębnił o szyby zamku, gdy Dumbledore zbierał się do wyjścia. Nie miał ochoty tego robić, ale cóż mu pozostało. Westchnął i zapiął dokładnie swój płaszcz. Wyszedł z Hogwartu, a jego buty od razu zaczęły chlupać na rozmokłej ziemi. Poczuł jak kropelki deszczu spływają mu po czubku haczykowatego nosa.

Wyszedł za bramę i skierował się w stronę Hogsmeade. Nie miał ochoty się deportować. Ten zimny wieczór był miłą odmianą dla upalnej codzienności.

Po dwudziestu minutach stanął przed Gospodą Pod Świńskim Łbem. Aberforth posłał mu obojętne spojrzenie, gdy przekroczył próg. Poczuł ukłucie smutku w swoim sercu, ale nie wykonał w stosunku do brata żadnego gestu. Przeszedł między brudnymi stolikami, przy których zasiadali raczej wątpliwi osobnicy. Większość z nich miała kaptury naciągnięte tak głęboko na twarz, że nie dało się nawet dostrzec ich rysów.

Albus wszedł po schodach na górę do części mieszkalnej, o ile tak w ogóle można by to nazwać, i zapukał do drzwi, które znajdowały się tuż przy zejściu do baru.

- Proszę - usłyszał ze środka. Wszedł do pokoju i rozejrzał się. Na krześle naprzeciwko niego siedziała kobieta, której okulary powiększały oczy do niezwykłych rozmiarów. Owinięta była w różnorakie szale.

Dumbledore już wiedział co odpowiedzieć jej na pytanie o pracę. Tak na prawdę przyszedł ty tylko z uprzejmości.

Sybilla Trelawney miała na twarzy wymuszony, tajemniczy uśmiech.

- Dobry wieczór profesorze Dumbledore - powiedziała eterycznym głosem. - Nazywam się Sybilla Trelawney i jestem praprawnuczką słynnej Kasandry Trelawney.

- Dobry wieczór, miło mi panią poznać. W takim razie co mogłaby mi pani powiedzieć?
Kobieta przymknęła oczy i zaczęła potrząsać swoimi rękami, jej bransolety wydawały bardzo nieprzyjemne i drażniące dźwięki. Dumbledore skrzywił się wewnętrznie, ale na zewnątrz nie dał nic po sobie poznać.

- Profesorze Dumbledore widzę..., że niedługo nadejdzie coś złego, bardzo złego.
W tym momencie Albus Dumbledore stracił nadzieję. Chyba to był czas by w Hogwarcie przestano nauczać Wróżbiarstwa.

- Jesteśmy w niebezpieczeństwie, wraz ze zmianą pogody przyjdą nowe sytuacje.

- Dziękuje pani bardzo, jednakże myślę, że to za mało by dostać posadę w Hogwarcie. Może innym razem - rzekł najuprzejmiej jak umiał i zaczął się zbierać do wyjścia. Sybilla wyglądała na lekko zagubioną. Dumbledore chwycił za klamkę i przekręcił ją. - Miło było panią poznać, do widzenia.

Huncwoci - Koniec [UKOŃCZONE]Where stories live. Discover now