Rozdział #1

714 15 1
                                    

   Była godzina 2.20 w nocy. Leżałam i słuchałam muzyki rozmyślając nad sensem mojego życia. Ostatnio wiele się u mnie dzieje i nie mam ochoty na nic. Mam 19 lat a zachowuje się na 14. Cały czas popełniam błędy i głupoty. Rozpaczam nad sobą i nie wstaje z łóżka. Powód jest prosty... mianowicie depresja. Walczę z nią już od 16-ego roku życia. Nic nie jest lepsze od tamtej pory. Zażywam narkotyki i dużo piję. Jedyną osobą oprócz rodziny, która chce mi pomóc jest jeszcze moja przyjaciółka Julia. Przychodzi do mnie prawie codziennie i chce mnie gdzieś wyciągnąć ale zawsze z marnym skutkiem. Dzisiaj nie będzie mogła do mnie przyjść, bo idzie na jakieś urodziny. Chciała żebym poszła z nią ale nawet nie zamierzałam o tym słuchać. Spojrzałam znowu na zegarek, który wskazywał godzinę 4.55. Leżałam płacząc i myśląc już ponad 2 godziny. Pójdę się przejść- Pomyślałam

Wstałam z łóżka i pokierowałam się do łazienki wcześniej biorąc  czyste ubrania i bieliznę. Założyłam wybrane ciuchy i wyszłam z łazienki. Nie malowałam się, bo i tak mój makijaż zaraz by spłynął. Wzięłam bluzę i zeszłam na dół nie budząc przy tym nikogo. Cała ubrana na czarno wyszłam z domu. Kierowałam się w stronę parku gdzie nikt nie przychodził o tej porze. Usiadłam na chodniku opierając się o ławkę i wyciągnęłam z bluzy żyletkę i jointa. Moje łzy chciały wypłynąć na zewnątrz ale im nie pozwoliłam. Zaczęłam robić delikatne nacięcia na ręce, które później przeobraziły się w głębsze rany. Krwawiąc podpaliłam jointa i zaciągnęłam się nim. Zrobiłam to jeszcze parę razy i wstałam już zjarana. Płakałam coraz bardziej. Zaczęłam iść w stronę domu gdzie chciałam po prostu rzucić się na łóżko i płakać całe życie. Będąc już nie daleko domu postanowiłam iść jeszcze do sklepu. Weszłam do przed chwilą wspomnianego miejsca i pokierowałam się na dział alkoholowy. Wybrałam dwa wina i poszłam zapłacić. Wychodząc przed sklep otworzyłam jedną butelkę i zaczęłam pić. Będąc już na mojej ulicy dopiłam drugą butelkę i wyrzuciłam ją gdzieś w krzaki. Szłam dalej w stronę mojego domu lecz po chwili zahaczyłam o chodnik i wywróciłabym się gdyby ktoś mnie nie złapał. Spojrzałam do góry gdzie ujrzałam chłopaka w dredach trzymającego mnie za rękę. Po krótkiej chwili odezwałam się:

- Dzięki, że mnie złapałeś ale będę szła już do domu.- wymamrotałam oschle

- Nie ma za co. A nic ci nie jest, bo ręka ci krwawi.

Fuck, zapomniałam o krwawiącej ręce. Dobrze, że babka w całodobowym nie zauważyła. Ale co ja teraz mu powiem... Nie będę się nikomu żalić ze swoich problemów. Muszę coś szybko wymyślić.

- Nie nic, naprawdę nic mi nie jest.

- To może chociaż odprowadzę cię do domu- zapytał z nadzieją w głosie

- Wiesz, nie znam cię.

- Michał- powiedział podając mi rękę. Uścisnęłam jego dłoń chociaż wiem, że gdybym nie była zjarana to nawet bym z nim nie gadała.

-Lavmoony

-Przecież to nie imię!

-Mój pseudonim. nikomu nie podaję imienia puki go bliżej nie poznam. - Powiedziałam i zaczęłam iść w stronę mojego domu. Chłopak stał chwilę bez ruchu ale zaraz dołączył.

-Mógłbym dostać twój numer?

-Ale po co ci?

-Bo chciałbym się jeszcze kiedyś z tobą spotkać.- Uśmiechnął się i podał mi telefon. Wprowadziłam 9 cyfrowy numer i oddałam telefon. Po chwili byłam już w domu i wróciłam do wcześniejszych zajęć.

..........................................................................

Uwaga 533 słowa

Przepraszam, że tak się rozpisałam na początku ale chciałam dokładnie przedstawić Sylwię. Oczywiście opowieść jest wymyślona więc nie bierzcie na poważnie, że Sylwia taka była. Nie wiem co ile będą pojawiać się rozdziały, bo chodzę do szkoły. Trochę brakuje mi czasu ale postaram się go znaleźć i poświęcić tej książce. Jeśli wam się spodobało to komentujcie i gwiazdkujcie. 

Dzięki


Wciąż cię kocham.../Multi i LavmoonyWhere stories live. Discover now