Rozdział #19

235 10 5
                                    

NIESPRAWDZONY

miesiąc później...

Sylwia pov.

Dziś wraca mój brat. Wyjechał dwa tygodnie temu do Holandii do jakiegoś kolegi. Nic więcej mi nie powiedział. Mam odebrać go z lotniska o 17. Od wyjazdu do Wrocławia, nie dostałam już żadnej wiadomości od Mateusza. Najprawdopodobniej sprawa ucichła, więc mam nadzieje, że teraz będzie tylko lepiej. Jak na początek września jest bardzo ciepło. Z jednej strony współczuję tym, którzy idą teraz do szkoły a z drugiej nie. Sama bym chciała wrócić do tego "zakładu karnego". Nie taki diabeł straszny, jak go malują. Skarżyłam się na tych nauczycieli, lekcje, naukę a tak naprawdę nie zauważyłam ile ta szkoła mi dała. Poznałam tam wiele ludzi... Jednych złych, drugich dobrych, ale nigdy nie byłam sama. Jak wcześniej wspomniałam, nie lubiłam się uczyć ale szkoła poukładała mi niektóre myśli. Dzięki niej inaczej podchodzę do życia. Niektórzy myślą, że życie będzie trwać wiecznie... Ale tak nie jest. To co dobre, nie trwa wiecznie... W życiu czasem musi być gorzej, żeby było lepiej.

Moje rozmyślanie przerwał dzwoniący telefon. Ruszyłam szybko w poszukiwania urządzenia. Po chwili odnalazłam go pod książką i od razu odebrałam. Dzwonił Kuba.

-Halo?

-To przyjeżdżasz?

-To już 17?

-Tak..

-Już lecę.- Krzyknęłam i się rozłączyłam.

Ubrałam buty, zabrałam kluczyki od samochodu i wybiegłam z domu. Ruszyłam z piskiem opon. Dosłownie po chwili byłam już na lotnisku. Kuba nic nie mówiąc wsiadł do auta. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem po czym ruszyłam w drogę. To do niego nie podobne... Jest jakiś spięty i poddenerwowany... Jak nie on.

-Co się tak gapisz?

-Bo jesteś jakiś inny...

-Wydaje ci się.

-Nie sądzę...

-Dobra... Weź lepiej patrz na drogę, nie na mnie.

Posłuchałam go. Nie chcę żebyśmy mieli wypadek, a ze mną jest to możliwe. Dalej nie wiem dlaczego tak się zachowuje... 

Niedługo później byliśmy pod domem. Kuba wziął swoją walizkę i poszedł od razu do pokoju. Ja skierowałam się do kuchni po jakieś picie. Nalałam soku pomarańczowego do dwóch szklanek i poszłam do pokoju brata. Zapukałam delikatnie i weszłam. Nogi mi się ugięły gdy zauważyłam woreczek z białym proszkiem na podłodze. Raczej to nie był cukier puder... Odłożyłam szklanki na biurko i wzięłam wcześniej wspomnianą rzecz do rąk.

-Co to jest?!- zapytałam zdenerwowana. Kiedyś wpakowałam się to gówno i mojemu bratu nie pozwolę popełniać moich błędów.

-Nic. Oddaj i już idź.

-No powiedz co to? Amfa?

-Tak... Jezu...

-Od kogo to masz?

-No od kolegi... Możesz już z tond iść?

-Nie.- zaprotestowałam.- Po cholerę ci to gówno?

-Nie interesuj się. Wyjdziesz sama czy mam cię wyrzucić.

Złapał mnie za nadgarstek.

-Czekaj...- puścił mnie.- Ile tego masz?

-A co też chcesz?- zaśmiał się.

-Pojebało cię? Wyjmuj wszystko albo powiem starym a tego raczej byś nie chciał.- Nasi rodzice od zawsze byli surowi. Chcieli żebyśmy dostali jakąś dobrze płatną pracę. Gdy powiedziałam im, że nie zostanę prawniczką ani lekarzem to przez tydzień zabijali mnie wzrokiem. A jak dowiedzieli się, że wpakowałam się w narkotyki to matka chciała wyrzucić mnie z domu ale tata i Kuba jakoś ją przekonali, żebym została. Chce mu tego zaoszczędzić.

-Wszystko, serio?

-No chyba, że wolisz abym ja poszukała.

-Jesteś okropna.

-Po prostu chronię cię przed tym całym gównem.

-Młodsza a władcza...

-Mówiłeś coś?

-Nie, no co ty...

Brunet otworzył swoją torbę i wyjął z niej pięć woreczków z narkotykiem. Z szafki jeszcze trzy i z biurka następne dwa. Skąd on miał na to tyle kasy?

-To na pewno wszystkie?

-Tak.

-Brałeś już?

-Co to za pytanie?

-Brałeś?- zapytałam ostrzej

-Może raz albo dwa...

-I na tym zaprzestaniesz. Ma tego już nigdy nie być rozumiesz?

-Mhm...

Zabrałam dragi i poszłam z nimi do toalety. Wysypałam już dziewięć opakowań do kibla... Nad ostatnim się zastanawiałam. Obróciłam go parę razy w dłoni i stwierdziłam, że później go wysypie. Schowałam go do kieszeni i pobiegłam do swojego pokoju. Wyjęłam go i schowałam pod poduszką. Nikt nie może tego znaleźć...

~~*~~

Przed chwilą się obudziłam. Jest godzina 6.17. Już nie zasnę... Rodzice wrócili dziś w nocy. Postanowiłam, że zrobię wszystkim śniadanie. Chce żebyśmy w końcu zjedli razem posiłek. W mojej piżamce, która składała się z krótkich spodenek, T-shirtu i kapci w kotki zbiegłam po schodach. Zrobię wszystkim kanapki i herbatę. Zabrałam się do pracy. O 6.50 wszystko było już gotowe. O 7 zaczęliśmy jeść i rozmawiać. Trochę było śmiechu, trochę dyskusji. Tak, jak kiedyś...

~~*~~

-To co robimy?- zapytałam Julki siedzącej obok.

-Może klub?

-Nie wiem czy to dobry pomysł...

-Czemu? Choodź będzie fajnie.

-Z chłopakami?

-Jak będą mogli to tak.

-Dzwonię już do Michała.

Wzięłam telefon do ręki i wybrałam odpowiedni numer. Odebrał po trzecim sygnale.

-Co tam kotek?

-Idziesz z nami do klubu?

-Jestem w klubie z ekipą. Chodźcie.

-A w jakim jesteście?

-Level 27 Bar & Club

-Oki, to będziemy.

-Czekam.

Rozłączyłam się i pobiegłam do Julki. Jeszcze się zbierzemy i możemy wychodzić...

..........................................

Uwaga 750 słów

Ciekawi mnie z jakich miast jesteście. Kto chętny, może podzielić się tą informacją XD

Kocham was <3 Do następnego 

Wciąż cię kocham.../Multi i LavmoonyWhere stories live. Discover now