Rozdział 3

16.2K 806 334
                                    

Kiedy się obudziłam, poczułam chłód. Nie miałam na sobie żadnego sweterka czy czegoś, co mogłoby mnie ogrzać, bo przecież skąd mogłam wiedzieć, że zostanę dla żartu zamknięta.
Pominę fakt, że była to moja wina, bo kto normalny wypiłby ten napój na moim miejscu?
Colin nadal spał.
Nie wierzyłam, że serio tam zostałam i zasnęłam.
Zastanawiałam się, która godzina i właśnie w tym momencie klapa się otworzyła, a ja ujrzałam mamę Lucasa. Jej mina wyrażała wszystko, co chciała powiedzieć.

— Dzień dobry? — przywitałam się z nerwowym uśmiechem.

— Matko Święta! Raven, co wy tutaj robicie? Gdzie dżemy, i konserwy, i...

— Nie wiemy, niech pani zapyta syna. — odezwał się Colin.

— Czy wy... Eee... — szukała odpowiednich słów.

— Nie! — zaprotestowałam natychmiastowo. Wyszłam z tej dziury i otrzepałam się ze śmieci. — Do widzenia. — rzuciłam szybko i chciałam stamtąd iść, ale nie wypadało zostawić tego chłopaka bez pożegnania. — Cześć. — skinął głową, a potem pokierował się za mamą Lucasa do jego domu.
Kiedy weszłam do siebie, nikogo nie było. Ani mamy, ani jakiegoś faceta, jak to zwykle bywało. Odetchnęłam z ulgą.

Zobaczyłam, że na stole kuchennym leży mój telefon, a pod nim karteczka, na której napisane było „Luke go przyniósł, powiedział, że zgubiłaś. Mama". Włączyłam go i od razu zbombardowały mnie masy wiadomości od Lily oraz Kasie i Charlotte, do tego kilkadziesiąt nieodebranych połączeń od Andrew, mamy i Lily.

— Świetnie. — powiedziałam pod nosem.
Będę się teraz wszystkim tłumaczyć? A zresztą, co ich to obchodzi. Może po prostu padła mi bateria?

Wysłałam szybkiego SMS-a, że wszystko jutro powiem i poszłam wziąć gorący prysznic.

* * *


— Uśmiech! — krzyknęłam do Charlotte, robiąc jej zdjęcie na powitanie.

— Co się wczoraj z tobą u licha działo? — miała morderczą minę.

— Wyjaśnię, jak wszystkie będą, nie chce mi się każdej z osobna. — poszłyśmy pod klasę. Dołączyła do nas Lily, a Kasie jak zwykle się spóźniała. Przyjaciółka oczywiście spiorunowała mnie groźnym wzrokiem.

— Później. — ucięłam krótko.

— Uduszę cię Raven. — Kasie wreszcie się objawiła. — Ciekawe, jak zareagował twój wymyślony chłopak.

— On nie jest wymyślony. — przewróciłam oczami i zaczęłyśmy wchodzić do klasy.
Chemię w poniedziałki miałyśmy wszystkie razem, co chyba było jakimś cudem.
Nic tak nie poprawia humoru, jak zaczęcie tygodnia od lekcji z najlepszymi przyjaciółkami.
Usiadłam na miejsce i odwrócił się do mnie Luke, który siedział przede mną. Uśmiechał się głupkowato i bawił się długopisem.

— Jak tam noc? — wystawił mi język i mrugnął porozumiewawczo.

— Goń się. — uderzyłam go zeszytem, na co on zareagował śmiechem, a dziewczyny były zdziwione.

— Lucas wie, a my nie? — szepnęła do mnie Kasie. — Nie wnikam... — miała flirciarski ton.

— Można prosić o ciszę? Evans zostaw ten długopis, jedzenie plastiku nie sprawi, że zmądrzejesz. — powiedział profesor Stark, w drugiej części zwracając się do Lucasa.

Następne trzy lekcje musiałam przeżyć bez nikogo, kto jest mi bliski, a znosić takich osobników, jak mój sąsiad.

Po dzwonku, który oznaczał przerwę obiadową, pomknęłam szybko między uczniami na stołówkę. Czułam się trochę jak jakiś agent.

Jedna nocWhere stories live. Discover now